Czy są "czarne owce" wśród biur podróży?
Po ostatnim ogłoszeniu upadłości przez biuro turystyczne FILIZ, lista tegorocznych upadłości w branży turystycznej zwiększyła się do dziesięciu. To tyle, ile medali zdobyli Polacy na Olimpiadzie. Tylko, że tych 10 olimpijskich krążków to chluba i doskonała promocja kraju, mimo że pozostał niedosyt, bo oczekiwania były większe. W przypadku upadłości biur podróży jest odwrotnie, to aż o dziesięć za dużo.
Po ostatnim ogłoszeniu upadłości przez biuro turystyczne FILIZ, lista tegorocznych upadłości w branży turystycznej zwiększyła się do dziesięciu. To tyle, ile medali zdobyli Polacy na Olimpiadzie. Tylko, że tych 10 olimpijskich krążków to chluba i doskonała promocja kraju, mimo że pozostał niedosyt, bo oczekiwania były większe. W przypadku upadłości biur podróży jest odwrotnie, to aż o dziesięć za dużo.
Podczas Debaty i Forum Organizatorów Turystyki zorganizowanym przez Redakcję TTG Polska padły znamienne stwierdzenia ze strony przedstawicieli biur podróży, że wszyscy doskonale znają „czarne owce” wśród organizatorów turystyki, tylko nikt nie ma odwagi, by powiedzieć na głos, kto to jest. Wśród ok. 3300 organizatorów turystyki i nieznanej ilość agencji turystycznych, takie „czarne owce” bez wątpienia są, o czym mogliśmy się ostatnio przekonać, słuchając informacji o kolejnych upadkach biur podróży. Tych kilka owiec psuje opinię o całej branży. Porażające bowiem są statystyki psychologiczne: aż 7 z 10 Polaków nie ufa biurom podróży.
Nie może przebić się informacja, że ok. 2 mln Polaków wyjeżdża, kupując wakacje za pośrednictwem biur podróży, że mimo ogłoszonych upadłości w lipcu, wzrosły w tym samym okresie zakupy wycieczek. Wielu z nas stawia sobie pytanie, czy będą dalsze upadłości, kto następny? Przedstawiciele branży turystycznej twierdzą, że znają „czarne owce” domyślnie dając do zrozumienia te, które upadną.
W normalnie funkcjonującym Państwie są instytuty badawcze, które robią analizę rynku, sprawdzają co jest powodem upadłości, jakie są zagrożenia itp. Nie mając wyników badań, musimy się oprzeć na wiedzy przekazanej nam przez organizatorów turystyki i agencji turystycznych. Gołym okiem widać, że upadły te firmy, które agresywnie wałczyły o pozyskania klienta w systemach zakupów grupowych.
Drakońskie i lichwiarskie metody wprowadzone przez tego typu systemy z góry narzucające „dekalog” zasad sprzedaży, zakładają, że udzieli się rabat klientowi w wysokości 50%, a potem opodatkuje się dane biuro do 50%. Zdroworozsądkowym podejściem do biznesu nie mieści się w żadnych widełkach biznesplanu sprzedanie oferty all inclusive na tydzień z przelotem za 600/700 zł czy nawet mniej, które pozostaję organizatorowi turystyki.
Drugim powodem takiego stanu rzeczy jest liberalizacja ustawy o usługach turystycznych. Każdy, kto ma ochotę, może prowadzić tę działalność, zakładając drugą firmę, po ogłoszeniu upadłości pierwszej albo przenosząc się co roku z kraju do kraju.
Branża turystyczna twierdzi, że zna „czarne owce”! Z jednej strony pracujący w tym sektorze wiedzą kogo polecać albo kogo omijać, z drugiej mamy klienta, powiększającą się liczbę klientów, którzy coraz bardziej tracą zaufanie do biur podróży. Sytuacja dość patowa, bo jest wiedza, ale nie ma odważnych, którzy pierwsi podnieśliby głos przeciw „czarnym owcom”.
Tkwi w nas ewangeliczne przeświadczenie, że nie można pierwszemu rzucać w kogoś. Pomieszanie etyki i zasad religijnych prowadzi często do schizofrenii w biznesie. Wiemy, że ten czy tamten podmiot gospodarczy oszukuje i nie mamy cywilnej odwagi powiedzieć: „Uwaga to złodziej!” Sytuacja patowa! Czy jej rozwiązaniem będzie nałożenie kolejnego podatku na organizatorów turystyki, czyli w konsekwencji na klientów?
Zdecydowanie nie, bo projekt ustawy o dodatkowym funduszu gwarancyjnym to doskonała platforma dla planujących z góry oszustwa w tym sektorze. Niewielu naciągać będzie wielu, by płacili za ich oszustwa.
Do tej pory brak pomysłów jak rozwiązać tę sytuację kryzysową. Docierają bowiem do nas informacje, że funkcjonują jeszcze bardziej wyrafinowane sposoby naciągania turystów, pomimo że nie ogłasza się upadłości biura.
Jedną z metod, wśród niektórych organizatorów turystyki, jest wyłudzanie pieniędzy w formie nieoprocentowanej pożyczki. Metoda jest prosta: sprzedajemy ofertę first minute z rabatem dochodzącym aż do 72% jak najwcześniej jest to możliwe. W tej metodzie takie rabaty udziela się na 8/9 miesięcy przed wyjazdem. Na kilka dni przed realizacją wymarzonych wakacji klient otrzymuje informacje, że w związku z „wystąpieniem okoliczności uniemożliwiających realizację imprezy turystycznej nr 0000 w wybranym obiekcie – Hotel AAA w mieści BBBB, jesteśmy zmuszeni anulować Państwa rezerwację i zwrócić 100% wpłaconych środków.”
Nieoficjalną drogą ten sam klient otrzymuje propozycję, że nie ma problemu, że może zrealizować wakacje w tym samym hotelu i terminie, biuro jest gotowe nieodpłatnie zrobić rezerwację, wystarczy samemu zapłacić na miejscu, „proszę pamiętać, że płatność jest w Euro”.
Jakie wnioski płyną z takich praktyk? Pozostawiamy Państwu dowolność w interpretacji tej metody naciągania klientów.
Taki wypadek, takie wypadki jak wyżej zdarzyły się naprawdę kilka dni temu. Czekamy na wyjaśnienia od organizatora turystyki. Po sprawdzeniu wszystkich za i przeciw, przedstawimy Państwu wyjaśnienie tego przypadku. Nie zakładamy też z góry, ze mamy do czynienia z „czarną owcą”.
Więcej na: www.ttg.com.pl