Dubrownik. Historia. Ciekawostki. Dlaczego dachy mają czerwony kolor?
Jeśli Dubrownik, to oczywiście czerwone dachy. Symbol miasta tak rozpoznawalny, jak Wieża Eiffla w Paryżu czy Plac Św. Marka w Wenecji. Niewiele osób wie, że dubrownickie dachówki nie zawsze miały taki kolor. Trudno uwierzyć? A jednak!
Pamiętam pierwszy wyjazd do Chorwacji. Z chłopakiem i przyjaciółką pod namiot. Na stopa. Trójka dzieciaków, które kupiły tani bilet do Splitu, a na całą wycieczkę miały po 800 zł (Maciek miał mniej, więc zarządził wspólną kasę). Trochę schudliśmy. I trochę w tym mojej winy, bo zawsze, gdy widziałam zabiedzonego kota, kupowałam mu kocie przysmaki i karmiłam w tajemnicy. A chudych kotów w Chorwacji jest mnóstwo, a nawet więcej.
Największego głodu doświadczyliśmy w Dubrowniku, zaplanowanym pod koniec naszego wyjazdu. Doświadczenie było tym dotkliwsze, że miasto nie należy do tanich; luksus można tu odmieniać przez wszystkie przypadki. W eleganckich knajpkach i restauracjach siedzieli eleganccy turyści, a na talerzach piętrzyły się kalmary, pasty z owocami morza i wszystko to, na co my nie mogliśmy sobie pozwolić. Nasze rozdrażnienie potęgował fakt, że tłumy, które tu spotkaliśmy, mogliśmy chyba tylko porównać do tych, jakie widzieliśmy na pogrzebie papieża Jana Pawła II.
Zresztą Jan Paweł II w czasie swego pobytu w Dubrowniku jadł w luksusowej, fenomenalnie położonej nad brzegiem Adriatyku, restauracji Atlas Club Nautica. Nas nie było stać. Postanowiliśmy sobie wtedy, że do miasta jeszcze wrócimy. Gdy będziemy mieć większe fundusze. I poza sezonem. By móc zobaczyć "perłę Adriatyku" tak naprawdę. Bo wśród pielgrzymek turystów jest to prawie niewykonalne.
Dopiero niedawno mi się to udało. Dopiero podczas ostatniego wyjazdu zobaczyłam, jak – wypolerowany milionami stóp – lśni Stradun, główna ulica Starego Miasta (Stari Grad), wyłożona płytami z białego wapienia (Stradun tak naprawdę nazywa się Ploca, jednak popularniejsza jest ta pierwsza nazwa; przed laty, trochę złośliwie, nadali ją Wenecjanie, którzy uznali, że na określenie "strada" zasługują tylko ulice we Włoszech, w Chorwacji może być co najwyżej "uliczysko"). Dopiero ostatnio zdołałam obejść wszystkie zakamarki placu Luža, gdzie bije serce miasta, z kościołem świętego Błażeja (patrona Dubrownika), Kolumną Rolanda (długość jego przedramienia w czasach Republiki Dubrownickiej stanowiła standardową miarę długości, tzw. łokieć dubrownicki) i imponującą wieżą zegarową. Dopiero ostatnio tak naprawdę zrozumiałam, dlaczego ów zegar ma tylko jedną wskazówkę! Tu czas mierzy się w godzinach, a nie minutach. W końcu, jak mawiają Chorwaci, "robota nie zając, nie ucieknie, a zimna kawa jest niedobra". Zegary z jedną wskazówką to nie jedyny fenomen tego miasta.
Kolejnym jest np. fakt, że każdy chłopiec urodzony w Dubrowniku 6 grudnia niejako z urzędu otrzymuje imię Nikola, czyli Mikołaj. Przekonała się o tym nasza przewodniczka, która podczas oprowadzania po mieście opowiedziała nam, jak to lokalna tradycja sprawiła, że jej małżeństwo zawisło na włosku. Po długich pertraktacjach oboje z mężem ustalili imię dla synka, który bynajmniej nie miał zostać Mikołajem. Jednak przy wypisie ze szpitala kobieta zauważyła, że synek w dokumentach figuruje jako Nikola. Nie była to – jak początkowo sądziła Polka – wina męża, lecz wielowiekowej tradycji. Święty Mikołaj ma bowiem szczególne miejsce w sercach Chorwatów, a w południowej Dalmacji jest ważny do tego stopnia, że wszystkie dzieci narodzone w dniu jego święta otrzymują imię patrona.
Z 6 grudnia wiąże się również znacznie mniej zabawny wątek. Ten właśnie dzień w 1991 r., w czasie wojny domowej pomiędzy armią chorwacką i Armią Republiki Serbskiej Krajiny, wspieranej przez Jugosłowiańską Armię Ludową, był najbardziej krwawym we współczesnej historii Dubrownika. W "czarny piątek" do ostrzału ze wzgórz i od strony morza dołączyło bombardowanie z powietrza. Oblężenie miasta trwało do maja 1992 r. i zakończyło się porażką armii jugosłowiańskiej, jednak doprowadziło do ogromu zniszczeń.
Choć dubrownicka starówka już wtedy znajdowała się na liście UNESCO, agresorowi nie w głowie była ochrona zabytków. Na ulice spadło 314 pocisków, a 111 zatrzymało się na sławetnych murach okalających miasto. Uszkodzonych zostało 70 proc. budynków, to właśnie wtedy przestały też istnieć słynne dachy, które przed bombardowaniem miały jasny, beżowo-piaskowy kolor, zbliżony do koloru kamiennej zabudowy. Na szczęście ośrodek szybko stanął na nogi. Dziś tylko ślady po kulach i nowe dachówki przypominają o niedawnej tragedii. Czerwień tych ostatnich tak mocno zapisała się w zbiorowej wyobraźni, że trudno sobie wyobrazić, iż kiedyś mogły wyglądać inaczej.
Być w Chorwacji i nie zobaczyć Dubrownika to jak być na Helu i nie zobaczyć morza. Serio. Ponieważ miasto jest eksklawą, jeśli nie lecimy tu bezpośrednio, aby odwiedzić "perłę Adriatyku", musimy najpierw wyjechać z Chorwacji i przejechać przez fragment Bośni i Hercegowiny. Warto to zrobić. Tym bardziej, że jak mówi Magdalena Plutecka, rzecznik prasowy biura podróży Neckermann: – Chorwacja to, obok Hiszpanii, Grecji i Włoch, najpopularniejszy kierunek zagraniczny wybierany przez Polaków na wakacje. Ta pierwsza wyróżnia się na tle pozostałych miejsc. Zdecydowana większość urlopowiczów woli tu przyjechać samodzielnie, organizując całą wycieczkę lub tylko dojazd we własnym zakresie (zarówno opcje pobytu z dojazdem własnym, jak i wycieczki lotnicze znajdziecie w ofercie Neckermann Podróże.
Ceny, trzeba przyznać, są zachęcające. Sprawdzajcie na bieżąco i korzystajcie – Dubrownik to jedno z tych miejsc, do których chce się wracać z uporem maniaka.