Fuerteventura, czyli "stary, nie ogarniam tej kuwety". Kawałek Karaibów w Europie
Drobne ukłucia niczym setki igiełek. Wbijają się miarowo w łydki. Piach wciska się pod ubranie. Tak blisko, a jednak tak daleko. Wieje. Mocno. Bardzo mocno. Choć piękna plaża jest na wyciągnięcie ręki, dziś z plażowania nici. Witajcie na Fuerteventurze.
Najpiękniejsze plaże na Atlantyku. Tak reklamuje się kanaryjska wyspa. I nie jest to pusty slogan reklamowy. Jeśli ktoś jest fanem (znajdźcie mi kogoś, kto nie jest) turkusowej wody i niemal nieskończonych kilometrów złocistych plaż, to zakocha się we Fuerteventurze. Szczególnie zimą.
Ale nie będzie to raczej miłość od pierwszego wejrzenia. Lądujemy w jeden z niewielu pochmurnych dni w roku. Lotnisko usytuowane jest w środkowej części wyspy Fuerteventura. Turystyczne kurorty są na południu i północy. By do nich dotrzeć, musimy pokonać kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów gołoborza, zazwyczaj powulkanicznego pustkowia, bez krzty zieleni. Na początku robi to dość przygnębiające wrażenie… Na początku. Bo przy odpowiednim świetle nawet ten surowy krajobraz zachwyca. O zachodzie słońca skały mienią się feerią barw.
Popularna "Fuerta" jest najstarszą wyspą archipelagu. Drugą największą na Kanarach. W przeciwieństwie do słynniejszych Gran Canarii i Teneryfy nie góruje nad nią jeden wysoki wulkaniczny szczyt. Jest stosunkowo niska. Najwyższy wierzchołek ma niewiele ponad 800 m. Myli się jednak ten, kto mówi, że wyspa jest płaska. O nie, w środkowej i południowej części fani górskich serpentyn będą czuć się jak w raju. Dość powiedzieć, że na Półwyspie Jandia z wybrzeża na szczyt Pico de la Zarza (812 m) są jedynie 2 km (na zdjęciu poniżej). Do wybrzeży Afryki jest stąd tylko 100 km. Wiatr nawiewa na całą wyspę piasek z Sahary.
Plaże to największy skarb Fuerteventury. Jest ich tu ponad 150. A jedna piękniejsza od drugiej. Na wyspie jednak mocno wieje. Prawdziwy raj dla wind- i kitesurferów. Dla plażowiczów też, ale trzeba się trochę schować. To chyba jedno z niewielu miejsc w Europie, oprócz Polski oczywiście, gdzie widok parawanów nie dziwi. Łatwo je kupić na straganach. Ale nie są to, jaku nas, drobne kawałki materiału. Tu, pełny profesjonalizm. Dostosowany do warunków. Solidny, wysoki kawałek brezentu da radę oprzeć się tutejszym wiatrom.
Spokojnie. Nikt tu nie tworzy za parawanami oddzielnych księstw. Choć można ich trochę zobaczyć na plaży, to nie one zdominowały krajobraz. Popularne są za to kamienne loże. Tuż nad brzegiem morza z wulkanicznych skał plażowicze ułożyli murki osłaniające od wiatru. Trzeba przyznać, że to świetne rozwiązanie, a polowanie na taką "lożę" lepiej zacząć wcześnie rano. Później najlepsze miejsca są już zajęte. Tylko ostrożnie przy sprawdzaniu, czy dane miejsce jest wolne. Na takim prywatnym kawałku plaży zazwyczaj turyści nie mają na sobie ubrań…
Zobacz też; Wyspy Kanaryjskie, wakacje przez cały rok
Naprawdę sporo piachu
Na północy absolutnie najpiękniejszym miejscem są wydmy w okolicy Corralejo. Na drodze od lotniska złoty kolor wielkich łach piachu, po wielu kilometrach wulkanicznego krajobrazu, po prostu powala. Same Corralejo jest największym kurortem na wyspie, choć wciąż to maleństwo w porównaniu z gigantycznymi ośrodkami Gran Canarii czy Teneryfy. W miasteczku też mamy ładne plaże. Jednak jeśli zaledwie dwa kilometry od centrum zaczyna się pas wydm o długości ponad 10 km i powierzchni 27 km kw., to trudno się dziwić, że większość turystów wybiera te drugie.
Plaże na wydmach różnią się od siebie. Jadąc na południe od kurortu, zaczynamy od "Playa Vista Lobos". Jak nazwa wskazuje, największą zaletą tego fragmentu jest widok. Przepiękny, na sąsiednią wysepkę Lobos (praktycznie bezludny fragment Kanarów, szukając ucieczki od cywilizacji, warto wybrać się tam na wycieczkę). Sama plaża nie jest najbardziej atrakcyjna, dalej znajdziemy lepsze. Następna jest "Flag Beach" chyba najsłynniejsza na całych wydmach. Mekka miłośników kite'ów. To tu znajdziemy najwięcej desek z latawcami. Jest oddzielna strefa dla plażowiczów, dla surferów, windsurferów i kitesurferów.
Po kilkuset metrach docieramy do "Grandes Playas" – stoją tu dwa wielkie hotele. Gdyby w porę nie objęto wydm ochroną, pewnie całe wybrzeże tak by wyglądało. Budowa kolosów ruszyła zanim wprowadzono przepisy zakazujące ingerencji w środowisko. One musiały stanąć. Na szczęście tylko te dwa.
Kolejne "Playa Larga" i "Playa Los Martos" to kwintesencja pustynnego krajobrazu. Zostawiając samochód przy drodze, by dojść do oceanu, musimy przejść przez wysokie wydmy, tu piasek jest najdrobniejszy. A ludzi najmniej. Zdecydowanie polecam właśnie ten odcinek.
Dalej jest "Glass Beach", gdzie na przełomie października i listopada odbywa się święto latawców. Niesamowity spektakl. W ruch idą najbardziej fantazyjne latające stwory. Wielka atrakcja dla dużych i małych.
Idąc na południe docieramy do oficjalnej plaży nudystów… Choć w rzeczywistości w większości miejsc na wydmach "tekstylni" mieszają się z naturystami. Tu nikt na nikogo krzywo nie patrzy, gdy opala się nago.
Kolejne plaże to "Playa Del Moro", "Playa El Rosadero" i ostatnia "Playa Alzada". Główna droga przebiega tuż przy oceanie. To doskonałe miejsca, jeśli ktoś nie chce wdrapywać się na kolejne wydmy.
Wydmy Corralejo to nie jedyna plażowa atrakcja tej części Fuerteventury. Warto wybrać się szutrową drogą północnym skrajem wyspy. Po drodze prawdopodobnie nie spotkamy nikogo. Czarne wulkaniczne zatoczki przyprószone są saharyjskim piaskiem. Wśród nich wyróżnia się "Popcorn Beach". Cała plaża pokryta jest drobnymi kamyczkami do złudzenia przypominającymi… popcorn.
Jeśli wytrzymamy trudną drogę, dotrzemy w końcu do El Cotillo – urokliwej rybackiej wioski, która coraz mocniej stawia na turystykę (można dostać się także wygodną asfaltową drogą przez środek wyspy). Tutejsze plaże nie ustępują urokiem wydmom.
Na "La Concha" możemy liczyć na przepiękne zachody słońca. Idąc na południe w kierunku miasta, możemy poczuć się jak na Karaibach. W zatoczkach utworzonych przez lawę woda ma niesamowicie intensywny turkusowy kolor. To też doskonałe miejsce do kąpieli z dziećmi. Zatoczki są osłonięte od otwartego morza.
Magiczna laguna
Przenosimy się na południe. Do Morro Jable. To idealne miejsce wypadowe do zwiedzania półwyspu Jandia, który zajmuje kraniec wyspy. Po drodze mijamy setki mniej lub bardziej atrakcyjnych plaż. Pod każdym względem "naj" jest "Sotavento" czyli "plaża, na którą wieje wiatr". Ciągnie się nieprzerwanie przez 22 km!
Najbardziej atrakcyjny fragment zaczyna się 2 km za typowym wakacyjnym kurortem – Costa Calma.
Przypływy i odpływy codziennie tworzą tu bajeczną lagunę. Zamyka ją miniaturowy półwysep, na który warto przedostać się, brodząc w wodzie. Plażowanie na wąskim pasku piachu to wielka frajda. Sama laguna to raj dla dzieci i wielbicieli sportów wodnych. W czasie przypływu ma w najgłębszym miejscu nie więcej niż 1,4. Odgrodzona od otwartego oceanu jest niczym gigantyczny lazurowy basen.
Najlepszy widok na lagunę jest z drogi, która prowadzi na sąsiednią "Playa Del Salmo". Między nimi wyrasta olbrzymia wydma, a mniejsze tuż nad brzegiem porasta drobna roślinność. To kolejne miejsce uwielbiane przez fanów opalania się bez ubrań. Praktycznie za każdym krzaczkiem spotkamy nudystów.
Z tego miejsca łatwo dostać się na "Mirador de los Canarios", nieoznakowany punkt widokowy tuż przy najwyższym szczycie "Fuerty". Roztacza się z niego niezapomniana panorama na wschodnie i zachodnie wybrzeże.
Stąd "tylko" 2 km do kolejnych skarbów wyspy. "Playa del Cofate" i "Playa de Barlovento" – cudownych złocistych plaż z jednej strony otoczonych lazurową wodą, z drugiej wysokimi wulkanicznymi szczytami. I właśnie te góry stanowią pewien problem. Bo ze wspomnianego punktu widokowego plaża jest niemal na wyciągnięcie ręki, ale nie ma praktycznie szansy, byśmy do niej zeszli. 2 km zamieniają się w 40. Z czego 20 to szutrowa górska droga i wijące się serpentyny tuż nad przepaścią. Widoki znów oszałamiają.
Trud długiej drogi zostanie wynagrodzony. Po minięciu zapomnianej rybackiej wioski Cofate, docieramy na parking, z którego widać całą 24-kilometrową plażę. Odchodząc kilkaset metrów od samochodu, zostajemy praktycznie sami. Całe wielkie połacie piachu są tylko dla nas. Tu naprawdę mało kto zostaje w kostiumach. "Tekstylnych" można policzyć na palcach jednej ręki.
Przy takiej konkurencji "Playa del Matorral", która niezauważenie przechodzi w miejską plażę w Morro Jable, wydaje się mało atrakcyjna. Tyle, że wszędzie indziej i ona uchodziłaby za jedną z najpiękniejszych. Łagodna, szeroka plaża, z wielką wydmą, szczytem której biegnie ukwiecony deptak, to idealne miejsce do obserwowania zachodów słońca. Przy dużym szczęściu na horyzoncie dostrzeżemy odległą o 120 km Gran Canarię.