Trwa ładowanie...
19-10-2010 14:06

Islandia. Zapiski z wyspy wulkanów

„Schizofrenia jest typową chorobą w Islandii” - to cytat z filmu „Anioły wszechświata”, jednak Islandczycy, szczególnie ci starsi, naprawdę wierzą w istnienie elfów i trolli, a jest to wiara dość ekscentryczna dla obcokrajowca i może wywołać w nim poczucie, że ma do czynienia z niezupełnie normalnymi ludźmi. – opowiada Mirosław Gabryś, dziennikarz i poeta, od pięciu lat mieszkający w Reykjavíku.

Islandia. Zapiski z wyspy wulkanówŹródło: Mirosław Gabryś
dw5dg2i
dw5dg2i

„Schizofrenia jest typową chorobą w Islandii” - to cytat z filmu „Anioły wszechświata”, jednak Islandczycy, szczególnie ci starsi, naprawdę wierzą w istnienie elfów i trolli, a jest to wiara dość ekscentryczna dla obcokrajowca i może wywołać w nim poczucie, że ma do czynienia z niezupełnie normalnymi ludźmi. – opowiada Mirosław Gabryś, dziennikarz i poeta, od pięciu lat mieszkający w Reykjavíku.

- Czy widziałeś najsłynniejszy w Islandii gejzer, wodospad i wieloryby?

- Żyć w Islandii pięć lat i nie widzieć tych cudów natury byłoby grzechem, a przede wszystkim kompromitacją. Choć, z drugiej strony, poznałem Islandczyka, który nigdy nie wszedł na Esję (niezbyt wysoki szczyt, leżący tuż za Reykjavikiem), a to tak jakby mieszkaniec Łeby nigdy nie widział Bałtyku. Gejzer Strokkur i wodospad Gullfoss to pierwsze punkty programu każdej wycieczki zorganizowanej, najbardziej znane miejsca na wyspie, a jednocześnie dowód na niesłychaną autopromocję przyrody, gdyż położone są niemal tuż obok siebie i w ten sposób zapewniają w krótszym czasie więcej wrażeń. Jeśli chodzi o wieloryby, to dwukrotnie wypłynąłem na „zwiedzanie” wielorybów. Za pierwszym razem widziałem tylko mewy i maskonury, natomiast za drugim organizator rejsu krzyczał przez megafon, wskazując jakieś ruchome punkty w oddali, że są to walenie, więc jeśli to były one, to w najlepszym razie widziałem je z daleka, czyli trochę słabo. Lekcję odrobiłem w Whale Watching Centre, obserwując wieloryby na dużym ekranie.

- No właśnie, podobno wybrałeś się w podróż dookoła Islandii. Przeciętnie zajmuje ona dwa tygodnie. A Tobie wystarczyło 65 godzin. Gdzie byłeś i co widziałeś?

- W 65 godzin naprawdę można wiele zobaczyć, szczególnie latem, kiedy jest prawie całą dobę jasno, a człowiek nie jest śpiochem. Podczas wycieczki dookoła Islandii widziałem mnóstwo cudownych miejsc i niecodziennych zjawisk, a najciekawsze z nich to z pewnością Dimmuborgir i Jökulsárlón. Dimmuborgir to taki ogród rzeźb natury, rozległe pola lawy, która gdzieniegdzie przyjęła zaskakujące i niesamowite kształty, przywodzące na myśl nosorożce, wielbłądy, słonie, wymarłe gatunki dinozaurów, rycerzy na koniach, zdeformowane twarze i wszystko to, co człowiekowi przyniesie wyobraźnia. Natomiast Jökulsárlón to laguna rzeki lodowcowej, lodowe skały w lazurowej wodzie, taki Dimmuborgir z lodu, najpiękniejsze miejsce, jakie w życiu widziałem.

- Od pięciu lat mieszkasz w Reykjaviku, jaki masz stosunek do Islandii? Co Cię najbardziej zdziwiło, zszokowało, co Ci się wydało fajne, a może urocze?

- Największe zaskoczenia były na początku pobytu na wyspie, co zresztą jest naturalne. Dziś chyba już nic nie może mnie zdziwić. Bo każde kolejne zdziwienie tylko potwierdza fakt, że Islandia jest krajem zupełnie innym niż Polska. Zimą dziewczyny w klapkach na śniegu i w podkoszulkach odsłaniających brzuch, ale za to w modnych czapkach i rękawiczkach to standard. Znikoma ilość śniegu i minus osiem w zimie jako najniższa temperatura w kraju, który wcześniej był dla mnie synonimem zimy. Specjalna trawa zwinięta w kilkumetrowe rulony, którą rozwija się między chodnikiem a jezdnią i na skwerach jako substytut kiepsko rosnącej w tych miejscach naturalnej trawy. Antypromocja papierosów i alkoholu – papierosy nie są wystawiane na widok publiczny, jeśli ktoś chce je kupić, to prosi sprzedawcę, a ten wyjmuje je spod lady, natomiast alkohol można kupić w całej Islandii zaledwie w kilkunastu punktach i tylko do 18, a w niedzielę wcale (nie licząc barów i pubów). Dziesięcioletni chłopcy o pierwszej w nocy na boisku
(latem o tej porze jest szaro i widać piłkę). Ptaki śpiewające latem całą dobę. Bezstresowe wychowanie osiągające poziom dotąd mi nieznany. W weekendowe noce jeżdżenie samochodami po mieście (auto za autem powoli się przemieszcza, robiąc kolejne okrążenie tą sama trasą, a w każdym z nich głośna muzyka i okrzyki, i tak do samego rana). To pierwsze z brzegu przykłady, można je mnożyć, jednak najmilej zaskoczyli mnie ludzie, ich tolerancja, życzliwość, brak agresji, otwartość, luz, swobodny sposób bycia, choć może czasem zbyt swobodny (choćby w sensie zachowania przy stole, gdzie powszechne jest bekanie i mlaskanie, nie mówiąc o innej czynności – tak jakby w Islandii kultura osobista nie nadążała za szybkimi zmianami cywilizacyjnymi, które miały miejsce w ostatnich latach na wyspie).

dw5dg2i

- Czytam w Twojej książce: „Schizofrenia jest typową chorobą w Islandii, biorąc pod uwagę tutejszą wiarę w duchy, elfy i trole”. Opowiedz trochę o tutejszych wierzeniach, mitach i obyczajach, na ile one są naprawdę zakorzenione.

- Że schizofrenia jest typową chorobą w Islandii to cytat z filmu „Anioły wszechświata”, jednak Islandczycy, szczególnie ci starsi, naprawdę wierzą w istnienie elfów i trolli, a jest to wiara dość ekscentryczna dla obcokrajowca i może wywołać w nim poczucie, że ma do czynienia z niezupełnie normalnymi ludźmi. Elfy i trolle mają swoje stałe miejsce w islandzkiej kulturze i sztuce, ich rola zawsze będzie wielka, bo w Islandii kocha się wszystko, co islandzkie, więc również własną tradycję i legendy. Obecnie na świecie dosyć popularne są religie neopogańskie. Parlament islandzki już w roku 1973 uznał jako jedną z oficjalnych religię ásatrú, w której obiektem kultu są dawni bogowie ludów germańskich, duchy i przodkowie.

- Mistyczna atmosfera wynika z tajemnic islandzkiej przyrody. Jaki jest Twój ulubiony widoczek, krajobraz?

- Zdecydowanie wspomniany już Jökulsárlón, ale nie w miejscu, gdzie znajduje się schronisko z gorącą zupką z krewetek, widokówki, mnóstwo pamiątek, a jeszcze więcej turystów. Trzeba odejść ze dwa kilometry dalej i tam nie dość, że widok jest piękniejszy, to jeszcze niemal doskonała cisza i gdy posiedzi się kilkanaście minut, to można w tej ciszy nagle usłyszeć głuchy trzask pękającego lodu, to niesamowite. Podobno sto metrów lodu rocznie wyłamuje się z lodowca, by później się przemieszczać, roztapiać i pękać, tworząc bajeczne kształty. Jeśli trafi się na pogodę słoneczną, to nie ma słów, by opisać te wszystkie kolory, cienie i blaski.

- Nauczyłeś się języka islandzkiego?

- Próbowałem, ale miałem zbyt mało zapału do nauki. Mógłbym się bronić, mówiąc, że w kraju, w którym prawie wszyscy znają angielski nie muszę używać islandzkiego, bo teoretycznie taka jest prawda, a jednak nieraz było mi głupio i wstyd, że tak długo siedzę w Islandii, a wciąż nie znam języka tubylców. Islandczycy bardzo cenią obcokrajowców, którzy znają ich język.

- Twoją książkę można nazwać alternatywnym przewodnikiem pisanym z perspektywy knajpek i klubów muzycznych. Jakie miejsca polecasz w Reykjaviku?

- Ja bym tak tej książki nie nazwał, rozrywkowe życie nocne w Reykjaviku zajmuje w niej bardzo skromną część. Trudno mi coś polecać, zależy, na co ma się ochotę, w centrum jest knajpa koło knajpy i pewnie każdy szybko znajdzie coś dla siebie. Ja nigdy nie byłem stałym bywalcem któregokolwiek z islandzkich pubów, wolę się nie przywiązywać do miejsc.

dw5dg2i

- A byłeś na koncercie Bjork?

- Oczywiście, że byłem. Choć z drugiej strony nie było to aż takie łatwe, ponieważ w ciągu ostatnich pięciu lat Björk wystąpiła na wyspie zaledwie dwa razy. Podobno większość czasu spędza w USA i Japonii, więc aktualnie trudno na nią trafić w Islandii. Oprócz jej koncertu, udało mi się to tylko dwukrotnie, podczas koncertów, na które przyszła jako widz i bawiła się razem z publicznością.

- Co robisz teraz w Islandii, oprócz tego, że napisałeś książkę. Jak zarabiasz na życie?

- Trzy miesiące temu wróciłem do Polski. Stwierdziłem, że czas zacząć nowy etap w życiu, że Islandia już mi nie wystarcza, a teraz brakuje mi jej i wydaje mi się jakąś bajkową oazą, gdy pomyślę o konsekwencjach powrotu i tym wszystkim, co mi zrobiła osoba do niedawna mi najbliższa. Aktualnie nie pracuję, ale mam pewien plan zarobkowy. Poważnie też zastanawiam się nad wyprawą do pewnego egzotycznego kraju, z którego znów przywiózłbym książkę.

| Dossier Mirosław Gabryś – (ur. 1973 r.) – listonosz, przemytnik wódki i papierosów, pracownik McDonald’s, dziennikarz, praczka, gitarzysta, poeta i prozaik. Od 2005 roku mieszka w Reykjavíku. Autor książki wydanej przez Pascala: „Islandzkie zabawki. Zapiski z wyspy wulkanów”. Jak mówi o sobie: neurotyk, melancholik, mizantrop, sam sobie ścina włosy i farbuje na granatową czerń. |
| --- |

dw5dg2i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dw5dg2i