Kazimierz Nóżka: Z niedźwiedziami jest jak z ludźmi
Najsłynniejszy leśnik w Polsce. Filmy zamieszczane przez niego na Facebooku oglądają setki tysięcy osób. Dla niego to nic wielkiego. Chodzi po swoich Bieszczadach i jakby od niechcenia staje się gwiazdą internetu.
Ma pan najfajniejszą pracę na świecie?
Oj, tak. Zdecydowanie. Może nie lżejszą niż sen, ale wspaniałą. Chronienie przyrody, bycie w lesie, obcowanie z nim i przede wszystkim spotkania ze zwierzętami – to wszystko daje dużo satysfakcji. A przy tym to bardzo odpowiedzialna praca, mam pod nadzorem 1,5 tys. ha lasu państwowego. Zależy mi, by tak nim gospodarzyć, żeby następne pokolenia były dumne.
Ma pan świadomość, że jest najsławniejszym leśnikiem w Polsce?
To dzięki niedźwiedziom.
I filmom, które pan robi i publikuje na profilu facebookowym Nadleśnictwa Baligród. Biją rekordy popularności!
Profil współprowadzę z kolegą, wybitnym, choć dość upierdliwym botanikiem. (śmiech) Rzeczywiście, dla nas nie jest problemem mieć 100 tys. polubień pod postem. Ale to wszystko zasługa naszym kochanych zwierzątek: żubrów, jeleni, dzików, żbików, rysiów, a zwłaszcza niedźwiedzi. Mamy najbardziej "zaniedźwiedziony" las w Polsce. Właśnie pada śnieg, więc pewnie zaraz trafię na jakiś trop. Bo niedźwiedzice już wyprowadziły swoje małe z przytulnych gawr i poszły w las.
Zna pan wszystkie niedźwiedzie w swoim lesie?
Raczej tak. W większości je rozpoznaję – jeden ma brodę, drugi ma jasny kołnierz, jeden jest ładniejszy, inny brzydszy. Mam swoją sieć fotopułapek rozstawionych w różnych miejscach, wiec na bieżąco je monitoruję. Ale oczywiście one migrują, jednego dnia są u mnie, innego – u kolegów. Na szczęście te moje do mnie wracają.
Mają jakieś imiona?
Jest niedźwiedzica Aga, jest Muniek, Broda, Lesiu, Grzesiu, różnie je sobie nazywamy.
*Śmieje się pan, że kiedyś te niedźwiedzie pana zjedzą. *
Kiedyś pewnie trafię na jakiegoś agresorka, który mnie pacnie łapą. Z niedźwiedziami jest jak z ludźmi. 99,9 ludzi jest dobrych, a trafi się jeden, który ci przywali. Tak samo zwierzęta – chowają się, uciekają z podkulonym ogonkiem. Ale zdarzy się i taki, który ma ochotę przyłożyć.
Panu żaden jeszcze nie przyłożył, ale jeden narobił stracha, prawda?
Rzeczywiście, raz uciekałem przed niedźwiedziem. Chciałem zrobić mu zdjęcie, a ten zaczął mnie gonić. Na szczęście obok stało auto, które nie było zamknięte, wiec zdążyłem wskoczyć i się zamknąć. Już sobie wyobrażałem, jak ta bestia wcielona wskakuje na samochód i się ze mną porządnie rozprawia. Ale chyba niedźwiedziowi się nie chciało. Stanął na tylnych łapach, wychylił się zza drzewa i tylko sprawdzał, co tam się dzieje. Wszystko to mam na filmie, który nagrał mi się przypadkowo i jest jednym z moich ulubionych w kolekcji.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
A zdarzają się zabawne sytuacje ze zwierzętami w roli głównej?
Od kiedy mamy do dyspozycji te wszystkie kamery, fotopułapki, dowiadujemy się o zwierzętach tak ciekawych i tak łamiących wszelkie stereotypy rzeczy, że nawet naukowcom się nie chce wierzyć. Jeden przykład – u nas w lesie wilki przychodzą i wsuwają jabłka wyłożone dla jeleni czy dzików. Drugi – z tej samej groty w skale raz wychodzi ryś, raz żbik, a jeszcze innym razem w odwiedziny przychodzi lis. Tak sobie mieszkają na przemian. Jakby nigdy nic.
Widzę, że lubi pan się orientować, co się dzieje w lesie. Jak wygląda pana dzień w pracy?
Ogólnie rzecz biorąc, działam zgodnie z planem urządzania lasu, czyli planem sporządzanym przez fachowców na dziesięć lat. Jest w nim określone, co w ciągu tej dekady muszę zrobić: ile w danym miejscu drewna pozyskać, ile nowych drzew posadzić itd. Rano udaję się więc na pozycję, gdzie pracują zakłady usług leśnych. Oni pozyskują drewno, a ja sprawdzam, jak wykonują pracę. Jeśli trzeba, wprowadzam korekty. Wszystko potem wpisuję do systemu, wysyłam do nadleśnictwa. Potem pojawiają się odbiorcy drewna, a także ludzie z okolicy, którzy chcą je dla siebie kupić – trzeba wszystkiego dopilnować. Mam do pomocy podleśniczego, więc zostaje mi trochę czasu, by obejść teren, sprawdzić, co tam w lesie słychać. A wieczorem planuję, jakie posty i materiały wrzucić na Facebooka.
*Jak to się stało, że profil nadleśnictwa ma prawie 50 tys. polubień? *
To jest pewien ewenement, dlatego inne nadleśnictwa traktują nas… może nie z zazdrością, czy zawiścią, ale starają się nas nie widzieć, nie pomagać. A my robimy swoje, staramy się, żeby było ciekawie i systematycznie. Chcemy pokazywać las taki, jakim jest – od środka.
Na pomysł, by założyć profil na Facebooku, wpadliśmy wspólnie z botanikiem Marcinem Sceliną. Chcieliśmy, żeby ludzie dostrzegli, że w nadleśnictwie robimy pożyteczne rzeczy. Ciężko było się z tym przebić. Te oficjalne strony nadleśnictw są nudne: cennik drewna i inne sztywne, suche informacje. Więc postanowiliśmy, że nasz profil będzie inny – luźny, z dystansem.
A dlaczego „chcieliście się przebić”?
Musimy się przebijać do społeczeństwa na różne sposoby, bo dzisiaj – w natłoku informacji, nie zawsze prawdziwych – ludzie mają błędne wyobrażenie tego, co robimy. Ktoś napisze, że wycinamy lasy; chodzi mu o część parku czy drzewa w mieście a społeczeństwo jest przekonane, że rżniemy państwowe lasy. Wizerunek leśnika na tym cierpi. Musimy informować, że z lasu pozyskuje się drewno, w planowych ilościach, ale również sadzi drzewa. Ale jakoś ci, którzy pisali o zniszczeniu, które siejemy, wcale nie są tacy chętni, żeby przyjść i zasadzić parę drzewek. A my zapraszamy. Wszystko zależy od ludzi, którzy gospodarzą. My sobie pięknie tutaj radzimy, dbamy o zwierzęta i przyrodę. I na naszym profilu na Facebooku chcemy to pokazać.
Nie wchodzimy przy tym w politykę, nie odpowiadamy na komentarze dotyczące ministra Szyszko. On robi swoje, my robimy swoje. Pracuję od 35 lat, przeżyłem już wielu ministrów i opcji politycznych. Mogę wstać rano, spojrzeć w lustro i bez wstydu pójść do lasu, który prowadzę.