Temat koni wożących turystów na szlaku, prowadzącym do Morskiego Oka, stale wzbudza kontrowersje i rozgrzewa turystów do czerwoności. Są tacy, którzy chętnie korzystają z fasiągów, upatrując w tym pięknej tradycji góralskiej. - Takimi końmi się jeździ w górach. Tradycja musi być podtrzymana. Jak to chcecie busami jeździć, te konie chcecie na rzeź wysłać? - powiedział jeden z naszych rozmówców. Jednak są też tacy turyści, którzy krytykują wykorzystywanie zwierząt i preferują alternatywne rozwiązania.
Fasiągi ciągnięte przez konie mają zarówno swoich przeciwników, jak i zwolenników. - Przede wszystkim jeżdżą ludzie, którzy mają sentyment do koni i do naszej tradycji, którzy nas w ten sposób podziwiają i zachęcają do dalszej pracy. Mamy co roku badania koni i z roku na rok wychodzą one coraz lepiej - przyznał nam jeden z wozaków. - Ludzie chcą się przejechać końmi, jak to dawniej bywało. Chcą pogłaskać zwierzęta, poprzebywać z nami, usłyszeć gwarę góralską - dodał inny góral w rozmowie z WP.
Chętnych do fasiągów nie brakuje
Schodząc w długi weekend sierpniowy z Morskiego Oka, można było zobaczyć gigantyczne kolejki osób, oczekujących na zjazd końmi. Okazuje się więc, że turyści, mimo krytyki z różnych stron, chcą korzystać z takiej atrakcji. Nie zwracają także uwagi na ceny. Za wjazd trzeba bowiem zapłacić aż 100 zł, a za zjazd - 70 zł.
Przeciwnicy wykorzystywania koni
Nie brakuje jednak zwolenników innych, alternatywnych form transportu, takich jak niedawno wprowadzony bus elektryczny. - Transport jest bardzo sprawny, cichy i odpoczywam jadąc - powiedział turysta, wjeżdżający nad Morskie Oko busem elektrycznym. - Bus to wygoda. Byłam świadkiem, jak konie padały, jak się pocą i nie jestem za tym - powiedziała inna turystka.
Przypomnijmy, że transport busem elektrycznym z Zakopanego do Włosienicy kosztuje 89 zł, zaś za bilet ulgowy trzeba zapłacić 67,9 zł.