Koronawirus w Szwecji. "Powrót do Polski to był szok"
W przeciwieństwie do większości państw dotkniętych pandemią, Szwecja nie wprowadziła rygorów i zakazów. - Przyjazd ze Sztokholmu do Polski, zwłaszcza w sytuacji, gdy po zejściu z promu czeka 14-dniowa kwarantanna to spory szok - opowiada Zbyszek Benka, który pracuje w Szwecji.
Magda Bukowska: Pracujesz w Szwecji. Spędzasz tam miesiąc, potem na cztery tygodnie wracasz do domu w Polsce. Mimo epidemii nic się pod tym względem nie zmieniło?
Zbyszek Benka: Nic. Szwedzi do epidemii podchodzą bardzo spokojnie. Pracujemy normalnie, nie odwołano przyjazdu pracowników z innych krajów, zlecenia też są jak zawsze. Jedyna różnica jest taka, że ze względu na odwołane loty i konieczność powrotu promem, wracałem do Polski kilka dni później. Miałem wracać w niedzielę wielkanocną, ale w przerwie świątecznej nie było niestety połączeń promowych, stąd opóźnienie.
O podróżowanie promem też chciałam zapytać, ale powiedz najpierw jak wygląda sytuacja w Szwecji. Wiemy z mediów, że nie wprowadzono tam specjalnych restrykcji, ale jestem ciekawa jak wygląda teraz szwedzka codzienność z perspektywy zwykłego człowieka?
Zakazano zgromadzeń powyżej 50 osób. Część osób nosi maseczki, ale nie jest to powszechny widok. W autobusach oddzielono strefę kierowcy, a w niektórych sklepach widziałem linie, które przypominają by zachowywać dystans. Ale nie we wszystkich. Generalnie władze raczej proszą i apelują o rozsądne zachowania mieszkańców, ale niczego nie zakazują. Sklepy są otwarte, fryzjerzy działają, w czasie lunchu w bufetach pojawiają się ludzie, bo Szwedzi generalnie mało gotują w domach. Matki z dziećmi robią zakupy, wszyscy kupują węgiel drzewny i ruszty, szykując się na sezon grillowy. Szwedzi to nie Włosi czy Hiszpanie, oni generalnie nie mają problemu z zachowaniem dystansu, więc teraz przychodzi im to naturalnie i trudno zauważyć jakąś większą różnicę.
W takim razie powrót do Polski musiał być dla ciebie szokiem?
Tak, to był szok. Mimo tego, że oczywiście codziennie rozmawiam z rodziną, czytam informacje o tym, jak wygląda sytuacja w Polsce, to i tak wrażenie było piorunujące. Niemal puste ulice, wszyscy w maseczkach… To takie pierwsze spostrzeżenia, bo wciąż jestem na kwarantannie, więc nie mam zbyt wielu obserwacji. Sama kwarantanna też była dla mnie sporym zaskoczeniem.
Nie wiedziałeś, że po powrocie będziesz musiał zostać w domu?
Wiedziałem. Nie to mnie zaskoczyło, tylko fakt, że kwarantanna zaczyna się dopiero dnia następnego. Zszedłem z promu na Westerplatte ok. godziny 13. Od razu zadzwoniłem do Sanepidu i usłyszałem informację, że od jutra nie wolno mi wychodzić i musiałem potwierdzić adres, pod którym będę przebywał. Zapytałem więc, co mamy robić dzisiaj - czyli w dniu powrotu. Co pan chce - usłyszałem. Taki paradoks.
Rozumiem, że muszę mieć czas na dotarcie do domu, ale przecież mógłbym mieszkać na drugim końcu Polski, ale nie było nawet żadnych zaleceń czy próśb, bym jak najszybciej dotarł do miejsca kwarantanny i starał się unikać spotkań z innymi. Nic. Nie było też instrukcji od straży granicznej. Któryś z pasażerów na promie podpowiedział, żeby zainstalować specjalną aplikację dla osób na kwarantannie domowej, więc to zrobiłem, ale żaden z urzędników nic o tym nie mówił.
Zobacz też: Tu wszystkie sklepy i bary są otwarte
A jak wyglądała sama podróż? Na promie zastosowano jakieś środki bezpieczeństwa?
Od czasu, gdy nie latają samoloty, płynąłem na tej trasie dwa razy. W połowie marca Stena Line do Szwecji i teraz liniami Polferries do Polski. W marcu wszystko było zupełnie zwyczajnie, sklepy na promie otwarte, wszystko działało, tylko pasażerów było bardzo niewielu.
Do Polski wracałem w chwili przełomu, kiedy wchodził obowiązek noszenia maseczek. Wieczorem jeszcze nie musieliśmy ich mieć, ale następnego dnia rano już tak. Były też pojemniki z płynami do dezynfekcji rąk, w sklepie mogło przebywać maksymalnie 5 osób, a w restauracji pojawiły się szyby oddzielające klientów od personelu. Nie sprzedawano też alkoholu. Mimo tych obostrzeń podróż była spokojna, może dlatego, że nie było zbyt wielu ludzi, więc łatwo było zachować dystans i stosować się do zaleceń.
Inna też była procedura opuszczania promu.
Sprawdzano temperaturę?
Tak. Generalnie przed samym dopłynięciem, zostaliśmy poproszeni, żeby wejść do kabin i tam czekać na dalsze zalecenia. Piesi opuszczali prom jako pierwsi. Poproszono, żebyśmy ustawili się w kolejce zachowując dwumetrowe odstępy. Celnicy kolejno spisywali nasze dane i adresy, gdzie będziemy przebywać przez kolejne dwa tygodnie. W tym czasie wzdłuż kolejki przeszły osoby badające temperaturę, więc mimo tych procedur, wszystko poszło bardzo sprawnie.
A jak wygląda sama kwarantanna? Ktoś sprawdza czy jesteś w domu?
Tak i to regularnie. W pierwszy weekend po powrocie, codziennie podjeżdżali policjanci, dzwonili do mnie sprzed bramy i musiałem wyjść na schody, żeby im się pokazać. W kolejnych dniach, sprawdzali mnie za pośrednictwem aplikacji. Przychodził sms z informacją, że w ciągu 30 minut mam wysłać zdjęcie z domu. Czasem takie zadanie dostaję nawet dwa razy dziennie. Także kontrola na kwarantannie jest naprawdę rzetelna.
A zrobiono ci test na obecność koronawirusa?
Tak. Po około tygodniu kwarantanny dostałem informację, że ktoś do mnie przyjedzie i pobierze próbkę. I faktycznie tak się stało.
Badali tylko ciebie czy całą rodzinę, która przebywa z tobą na kwarantannie domowej?
Tylko mnie. Żona i córka też dostały polecenie, żeby nie wychodzić przez te dwa tygodnie, ale nie robiono im badań. Starsza córka na ten czas wyprowadziła się z domu. Dzięki temu mogła normalnie pracować i dodatkowo robić nam niezbędne zakupy, oczywiście przekazując je bez kontaktu z nami - po prostu zostawiając siatki w ogrodzie.
Znasz już wynik testu?
Tak. Na szczęście jest negatywny i w czwartek przed długim weekendem będziemy już mogli zakończyć kwarantannę. 10 maja wracam do Szwecji, tego czasu w Polsce nie zostało mi już więc zbyt wiele. I znów będzie lekki szok, kiedy zobaczę ludzi w barach, galeriach handlowych czy spacerujących bez maseczek po deptakach. Bo nie sądzę, że sytuacja w Sztokholmie przez ten miesiąc się zmieni. Po prostu Szwecja poszła zupełnie inną drogą jeśli chodzi o reakcję na pandemię. Nie wiem, czy lepszą czy gorszą niż inne państwa, ale na pewno budzącą w mieszkańcach mniejszy strach. Ludzie żyją swoim życiem, ostrożniej, w większym dystansie, ale bez wielkich rewolucji. Jakoś nie czuć, żeby przesadnie bali się o swoje zdrowie i na pewno mniej niż w innych krajach, np. Polsce martwią się o pracę i finanse.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl