Gigantyczna eksplozja w Bejrucie. Jak można pomóc?
Najbardziej dotknięte katastrofą są chrześcijańskie dzielnice stolicy Libanu. Możemy pomóc ludziom rannym, pozbawionym dachu nad głową, których domy obróciły się w kupę gruzu. Na miejscu działa Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej.
05.08.2020 15:28
Eksplozja w porcie w Bejrucie o godz. 18 (a polskiego czasu - 17) we wtorek 4 sierpnia wyglądała jak wybuch bomby atomowej. Przeszywający błysk i śmiercionośna fala uderzeniowa niszcząca wszystko, co napotkała na drodze, spowodowała spustoszenia, jakie nie były udziałem mieszkańców tych dzielnic podczas żadnej z ostatnich wojen.
Zobacz także
Wieżowce runęły, zgliszcza przypominają raczej zrównane z ziemią syryjskie Aleppo, a nie nowoczesne, tętniące życiem miasto. Miasto - które nigdy się nie poddaje, jak śpiewała o Bejrucie legendarna pieśniarka Fairuz - pogrążone jest w żałobie. Co najmniej 100 osób zginęło, jest 4 tys. są ranne (choć lokalne media szacują, że nawet 10 tys.), a pewnie ofiar i poszkodowanych będzie znacznie więcej.
Centrum stolicy w gruzach
- Wczoraj szpitale w Bejrucie były tak przepełnione, że już nie przyjmowały rannych, a część z nich z tego powodu szukała pomocy w szpitalach w innych regionach kraju - relacjonuje Wojciech Wilk, szef Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Organizacji, która od 2006 r. niestrudzenie niesie pomoc humanitarną (ofiarom klęsk żywiołowych, kryzysów lub konfliktów), rozwojową i ratunkową w Libanie, na Ukrainie, w Nepalu, Peru, Sudanie Południowym, Ugandzie, w Tadżykistanie, Palestynie, Gruzji, Etiopii, Kenii, Zambii oraz Bośni i Hercegowinie.
W Libanie PCPM realizuje bardzo wiele projektów, głównie skupiających się na pomocy dla uchodźców syryjskich (a kraj ten przyjął ich ponad milion, co stanowi ok. 1/5 jego populacji). Z drugiej strony, polska fundacja od 2016 r. w ubogich dzielnicach Bejrutu współpracuje z lokalnymi władzami, wzmacniając tkankę miejską. Ma nawet w Bejrucie swoją siedzibę - ok. 6 km od epicentrum wybuchu - i na początku pracownicy obawiali się, że eksplozja mogła ją zniszczyć, jednak na szczęście fala uderzeniowa nie rozeszła się jednolicie i okazało się, że biuro w większości ocalało.
Port, gdzie doszło do eksplozji w jednym z magazynów, oddalony jest od ścisłego centrum miasta zaledwie o półtora kilometra, ciągnie się wzdłuż głównej, uczęszczanej ulicy. Pamiętam, jak w 2016 r. spacerowałam nadmorską promenadą Corniche, gdzie z morza wystają dwie Gołębie Skały będące symbolem miasta. Zwiedzałam odrestaurowaną starówkę z Placem de l’Etoile, z wieżą zegarową i stylizowanymi na XIX-wieczne kamienicami.
Zobacz także
Aby jeszcze lepiej zrozumieć, jak ogromna jest skala zniszczeń w centrum stolicy Libanu, Wojciech Wilk tłumaczy mi: - To jest taka sytuacja, jakby wybuch był w centrum Warszawy, w okolicach Wisły.
A eksplodowała ogromna liczba materiałów wybuchowych, bo 2 750 ton saletry. Władze Libanu zapowiadają śledztwo, czy materiały składowane były w sposób prawidłowy i chcą wyciągnąć konsekwencje wobec winnych. Nieoficjalnie mówi się o tym, że ogień zaprószył nieumyślnie spawacz naprawiający drzwi jednego z magazynów. Pytanie, czy azotany w tak ogromnej ilości były tam składowane właściwie.
Podnieść się z kolan
- W promieniu kilku kilometrów od miejsca eksplozji starsze budynki zawaliły się, w pozostałych zniszczone są okna i drzwi, uszkodzone fasady. Liczba osób poszkodowanych przekracza milion - szacuje Wojciech Wilk.
Nie ma wiele czasu na dłuższą rozmowę, dopina ostatnie szczegóły błyskawicznego transportu - już w środę po południu z Warszawy wylatuje samolot z grupą poszukiwawczo-ratowniczą i zespołem medycznym fundacji PCPM. A także z pomocą humanitarną, która trafi do Bejrutu już dziś wieczorem.
- Pracujemy w dzielnicy Burj Hammoud, gdzie na 2 km kw mieszka 200 tys. ludzi, w tym około 30 tys. uchodźców z Syrii. To rejon położony zaledwie 2 km od miejsca eksplozji. Już dziś nasi pracownicy działają na miejscu, pomagają sprzątać, stabilizować sytuację - ciągnie Wojciech Wilk.
- Naszym celem jest w pierwszej kolejności, dziś-jutro, dostarczenie do Libanu folii plastikowych, plandek do zakrycia uszkodzonych dachów i wstawienia w okna, lamp solarnych. A w perspektywie kilku tygodni - wsparcie najuboższych rodzin, aby mogły z powrotem wstawić szyby i prowizoryczne choćby drzwi w miejsce tych wepchniętych do mieszkań przez falę uderzeniową. Musimy pomóc podnieść się z kolan tym setkom tysięcy ludzi tragicznie dotkniętych katastrofą.
Dlatego PCPM zbiera fundusze i prosi o każde wsparcie. - W chrześcijańskich dzielnicach Bejrutu, które zostały najbardziej dotknięte katastrofą, zniszczenia sięgają setek milionów dolarów. Nie zapominajmy, że Liban jest krajem pogrążonym w głębokim kryzysie gospodarczym, z bardzo wysoką inflacją. Teraz każda pomoc jest na wagę złota - apeluje Wojtek Wilk.
Działania 60-osobowego zespołu PCPM w Libanie można wesprzeć na stronie pcpm.org.pl/bejrut.