Lot za 200 zł w dwie strony, nocleg 7 zł. Gruzja z Tomkiem Jakimiukiem
Od trekkingu pod lodowiec Chalaadi, poprzez Ushguli - najwyżej położoną wioskę w Europie, aż po magnetyczną plażę nad Morzem Czarnym - wszystkie te atrakcje oferuje Gruzja. Tomek Jakimiuk zjechał ją autostopem.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Pochodzący z Siemiatycz na Podlasiu podróżnik, bloger, entuzjasta fotografii reportażowej specjalizuje się w niskobudżetowym podróżowaniu. I „lekko” odlecianym. Takim jak wyprawy hulajnogą do Pakistanu czy Chin albo jachtostopem do Meksyku.
Gruzja była więc mniej szalonym przystankiem na jego mapie, a mimo to skradła jego serce. Przede wszystkim ze względu na wielkie obszary dziewiczej przyrody, z dala od miejskiego zgiełku i świetne plenery zdjęciowe.
Różaniec od żołnierza
Nie jest to też podróż droga, bo bilety lotnicze do Kutaisi wyszukamy w tanich liniach nawet za około 200 zł w dwie strony. Tomek w ciągu 10 dni wydał na jedzenie 450 zł. Najpoważniejsza pozycja w budżecie to noclegi, choć i na tym się da zaoszczędzić. Tomasz miał ze sobą namiot, raz skorzystał z gościny kierowcy, który podwiózł go na stopa i raz wynajął u "babuszki" w Ushguli kwaterę, za którą zapłacił 25 lari (ok. 35 zł).
Podróżowanie autostopem po Gruzji zdaniem Tomka nie nastręcza żadnych problemów - wystarczy stanąć na poboczu drogi i wyciągnąć kciuka, Gruzini wiedzą, o co chodzi. Chętnie gawędzą, zapraszają do domów, goszczą. Według podróżnika ta słynna gruzińska gościnność i serdeczność wynikają z tego, że Polacy są im bliscy kulturowo, a także wciąż pamiętają, że ś.p. prezydent Lech Kaczyński jako pierwszy zdecydowanie wstawił się za ich niepodległością.
Z moich gruzińskich doświadczeń wynika natomiast, że każdy kurs tzw. marszrutką jest równie nieprzewidywalny jak autostop i każdy może się zakończyć w przydrożnej knajpie, bo kierowca nagle znajdzie powód do świętowania i przecież wypada - nie bez przyjemności - mu w tym towarzyszyć. Trzeba więc być elastycznym i nie przyzwyczajać się do obliczeń, że do następnego celu podróży dotrzemy na określoną godzinę (bądź dzień).
Najciekawszym kierowcą, z którym Tomek miał do czynienia w trakcie tej podróży, był Maks - były żołnierz, walczący w wojnie z Rosją, przez 15 lat służący na misjach w Afganistanie i Iraku. Napatrzył się tam na straszne rzeczy, sam też - przyznał - je robił. Przyjrzał się Polakowi i powiedział: - Masz w oczach takie same szaleństwo jak ja, kiedy byłem młody.
Ściągnął z szyi tzw. Aruże Manacha (różaniec z Cerkwi prawosławnej), wcisnął mu w dłonie i powiedział: - Weź, bracie, tobie teraz bardziej się przyda. Mi pomogło.
Opowiedział, że dzięki temu odzyskał spokój, gdy dręczony koszmarami wojny wrócił do domu, do żony i dziecka. Nie mógł spać, zaszył się więc na miesiąc w monasterze, by oczyścić głowę i stamtąd wyszedł odbudowany, z różańcem. Tomek krępował się, ale nie miał możliwości manewru - miał świadomość, że na Wschodzie nie odmawia się prezentów.
Wioska w chmurach
Pierwszym przystankiem Tomka była Mestia w górzystym regionie Swanetia, miasteczko, które - jak mówi - "d.py nie urywa". Najciekawszym miejscem jest w nim piekarnia przy parku centralnym, gdzie jeden chlebek "puri" kosztuje 1 lari (1,4 zł) i gdzie są tanie noclegi - nawet za 5 lari (7 zł). Ze znalezieniem miejsca na rozbicie namiotu również nie było najmniejszego problemu. Ze swojej leśnej bazy wyruszył na lodowiec Chalaadi.
- Trekking pod sam lodowiec trwa jakąś 1 godzinę 20 minut, w jedną stronę. Sama droga do niego robi niesamowite wrażenie. Momentami człowiek przystaje i nie wierzy, że jest w takim miejscu. Szlak nie jest wybitnie trudny, nie wymaga wcześniejszego przygotowania - relacjonuje Tomasz na swoim blogu "Jak to daleko". Trzeba jednak przyznać, że jest w dobrej kondycji - na studiach był członkiem sekcji ergometru wioślarskiego, potem - licencjonowanym sędzią lekkiej atletyki, a i dziś dba o formę. Ostrzega jakie niebezpieczeństwa czają się podczas trekkingu: - Lodowiec - jakby to nie zabrzmiało - cały czas żyje. Skały na nim się bardzo często osuwają, a od samego lodowca co jakiś czas odpada kilka ton lodu. Jak będziesz blisko, miej oczy dookoła głowy.
Po powrocie z lodowca Tomasz pieszo wyruszył do Ushguli - najwyżej położonej zamieszkałej wioski w Europie. Po drodze podziwiał widoki na góry i doliny, nocował w namiocie i konsekwentnie mókł, bo lało i grzmiało. Skusił się na wynajęcie pokoju w Ushguli, gdzie chciał wysuszyć rzeczy, ale nad ranem w pokoju ząb na ząb mu nie trafiał, tak było zimno. Ushguli leży na wysokości 2200 m n.p.m., u stóp najwyższego szczytu Gruzji - Szchary (5068 m n.p.m.).
To, co przykuwa w niej uwagę, to charakterystyczne swańskie wieże obronne, które zamieszkiwały i w których chroniły się, odpierając najazdy, góralskie rody. „W wieży mieścił się cały dobytek rodziny. Parter zajmował żywy inwentarz, a wyżej znajdowało się wyposażenie domu. Poszczególne pietra łączyły luźne drabiny, które wciągano na wyższe piętro w razie niebezpieczeństwa. Wejścia do poszczególnych pięter był ułożone naprzemiennie, aby zażegnać ryzyko upadku na sam dół. Bywało, iż w okresie zagrożenia vendettą, gospodarz wraz z całą rodziną przebywał na najwyższym piętrze przez wiele miesięcy. Poza wieżami, Uszguli słynie również ze świętych ikon przechowywanych w miejscowej kaplicy” - tak na portalu kaukaz.pl opisywana jest wioska.
To głównie dzięki zabytkom Ushguli, Górną Swanetię wciągnięto na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ostatnio przeżywa ona prawdziwy boom turystyczny, dzięki czemu osada ma prąd, bieżącą wodę i... wyższe ceny, zresztą jak cała okolica. Miejscowi już połapali się, gdzie są konfitury i nie mają obiekcji, by zarabiać na turystach.
Piasek magnetyczny na głowę
Tomkowi wystarczyło jeszcze czasu, by cofnąć się w kierunku Kutaisi i pojechać do Kazbegi, zapalić świeczkę w prawosławnym monasterze Cminda Sameba i przyjrzeć się Kazbekowi (5033,8 m n.p.m.) o poranku. Szukał tajemniczej jaskini nietoperzy, niestety bez powodzenia, trafił za to na malownicze wodospady.
"Zaliczył" turystyczną miejscowość Ureki nad Morzem Czarnym, z nieodległą Magnetiti Beach. - Czarny piasek ponoć emituje jakieś pole magnetyczne, które po nałożeniu na ciało pozytywnie wpływa zwłaszcza na stawy - zanotował Tomasz. Po czym dodał z wdziękiem: - Będąc na plaży dorzuciłem sobie troszkę więcej piasku magnetycznego na głowę z nadzieją, że pomoże.
Najpiękniejsze miejsce? Zdecydowanie Dolina Truso - z feerią barw, dzięki podziemnym wodom mineralnym.
Podsumowując swoją podróż po Gruzji, Tomek zwraca uwagę, że jest to kraj, w którym można poczuć się swojsko, choć już nieco zmieniony przez turystykę. Cóż, prawda jest taka, że w wielu miejscach mieszkańcy zaczynają dostrzegać w turyście pieniądze. Tylko pieniądze. Tomkowi się wydaje, że mimo wszystko Gruzja ma jeszcze przed sobą kilka ładnych lat prosperity - kiedy będzie przyjazna i do końca nieskomercjalizowana.
Tomasz Jakimiuk - podróżnik, bloger (www.jaktodaleko.pl), youtuber, jest laureatem wielu nagród na festiwalach podróżniczych, m.in.: Travelw kategorii Podróż Roku od National Geographic, nagroda dziennikarzy oraz publiczności na największym festiwalu podróżniczym w Europie - KOLOSY. Hulajnogą i autostopem z Polski dotarł m.in.: do Rosji, Mongolii, Chin, Iranu, Pakistanu. Mając w kieszeni 250 zł wyruszył z Podlasia i dotarł (autostopem i jachtostopem) do Meksyku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Malownicze okolice Batumi. Miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.