Trwa ładowanie...

Lotnisko to nie miejsce na głupie żarty. Oni o tym zapomnieli i bardzo tego żałowali

Ludzie różnie reagują na podróże samolotem. Niektórzy podchodzą do tego całkowicie bez emocji, jeszcze inni bardzo się denerwują. Są też tacy, którzy w specyficzny sposób starają się rozładować atmosferę panującą w trakcie kontroli bezpieczeństwa bądź przed wejściem na pokład maszyny. Przykłady z różnych stron świata, w tym także z Polski, pokazują jednak, że lotnisko i samolot to nie najlepsze miejsce na wygłupy.

Lotnisko to nie miejsce na głupie żarty. Oni o tym zapomnieli i bardzo tego żałowaliŹródło: Shutterstock.com
d3j72u4
d3j72u4

Kwestie dotyczące bezpieczeństwa, szczególnie po zamachach z 11 września, stały się w sferze publicznej tematem bardzo drażliwym i – co zrozumiałe – skrajnie poważnym. Błazenada, z pozoru niewinne żarty i dowcipy, które odnoszą się do kwestii bezpieczeństwa nie są w związku z tym tolerowane – i to niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z niewybrednymi kawałami, czy też bardziej subtelnym poczuciem humoru. Przestrzenią, gdzie pracownicy są szczególnie wyczuleni na tematy ocierające się o sferę bezpieczeństwa, są lotniska oraz samoloty. Nawet pojedyncze, nieprzemyślane słowa, wypowiedziane w tych miejscach, a także nierozsądne zachowanie, mogą spowodować, że podróż zakończy się, nim na dobre się zacznie. A na tym nie koniec. Trzeba się liczyć także z wysokimi mandatami, grzywnami albo jeszcze poważniejszymi reperkusjami.

Świat po zamachach w Stanach Zjednoczonych

O tym, że po zamachach z 11 września żartowanie z kwestii bezpieczeństwa, kawały o bombach i terrorystach stały się w lotnictwie tematem tabu, można się przekonać, sięgając do popkultury. Tuż po atakach terrorystycznych sprzed 17 lat nawet producenci programów komediowych zaczęli stosować swoistą autocenzurę, gdy chodzi o te tematy. Twórcy znanego i kultowego dziś serialu "Przyjaciele” przyznali się do wycięcia z odcinka sceny, w której jeden z bohaterów – znany z niewyparzonego języka Chandler Bing – żartuje w trakcie kontroli lotniskowej, nawiązując do kwestii bezpieczeństwa oraz bomb. Kończy się interwencją służb. Po zamachach w Stanach Zjednoczonych producenci wycięli tę scenę i zastąpili ją inną, mniej wyrazistą, ale "bezpieczną”. Oryginalna scena została pokazana światu dopiero kilka lat później. Widzowie i fani serialu uważają ją dziś za kultową, choć przyznają, że rozumieją intencje twórców, którzy zdecydowali się wówczas na zmianę.

Twórcy filmów i seriali często zresztą starają się sygnalizować widzom na całym świecie, że na lotnisku czy w samolocie lepiej trzymać język za zębami i powstrzymać się przed głupimi komentarzami. Użycie haseł "bomba" i "terrorysta" przez bohaterów filmu "Zanim odejdą wody" stanowi punkt wyjścia dla całej opowieści, w której dwóch skazanych na siebie panów podróżuje przez całe Stany Zjednoczone po tym, jak zostali *wyrzuceni z samolotu * po użyciu "niedozwolonych" słów. Ale tym, których nie przekonują filmowcy albo wciąż mającym wątpliwości, że czasami lepiej dać sobie na wstrzymanie, dedykujemy również te przykłady prosto z życia.

d3j72u4

Wyrzucanie z samolotów pasażerów, którzy nie potrafią się zachować albo w niewłaściwym momencie, dla żartu, chlapną coś jęzorem, stanowi właściwie chleb powszedni dla pracowników lotnisk na całym świecie. Pod koniec września br. na podlondyńskim lotnisku w Luton służby musiały usunąć z pokładu samolotu pasażera, który od początku miał problem z kulturą. Najpierw mężczyzna wulgarnie zachowywał się względem personelu na płycie lotniska, gdy zwrócono mu uwagę, że nie należy przechodzić pod skrzydłem samolotu. Uwagi pracowników skomentował kilkoma niecenzuralnymi słowami, wzbogacając je o gest palcem. Później uznał, że nie będzie stał spokojnie ze wszystkimi w kolejce na pokład. Gdy pracownicy powtórnie go upomnieli, zapytał: "Co sobie wyobrażacie? Myślicie, że zamierzam wysadzić ten samolot?" Tego było już za wiele. Na miejsce natychmiast wezwano policję, która aresztowała podróżnika. Dla niego był to koniec wyprawy do Genewy.

- Stał na schodach, przygotowując się do zajęcia miejsca, gdy w pewnym momencie zaczął mówić coś o wysadzeniu samolotu – powiedział jeden ze świadków. - Każdy przecież wie, że na lotnisku nie wolno mówić nic o bombach ani wysadzaniu samolotów, więc się go pozbyli.

Lotnikso Luton / Shutterstock.com
Źródło: Lotnikso Luton / Shutterstock.com

Jedno słowo za dużo i myśliwce podrywają się do lotu
Trzeba przyznać, że w przytoczonym wyżej przykładzie pracownicy londyńskiego portu lotniczego dość długo wykazywali się cierpliwością. Zazwyczaj niesubordynacja na lotnisku znacznie szybciej spotyka się ze zdecydowaną reakcją służb, choć zwykle oznacza to spore opóźnienia, gdy chodzi o odlot samolotu.

d3j72u4

W niektórych krajach istnieją specjalne regulacje prawne, które mówią wprost o zakazie używania pojęcia "bomba" w formie nawet najbardziej niewinnych żartów. Takie przepisy funkcjonują od 1980 r. m.in. na Filipinach, a o ich surowości przekonało się wiele osób. Mimo grożących konsekwencji, wciąż pojawiają się nowe osoby, które sprawdzają efektywność tych zapisów - także na lotniskach czy w samolotach. W czerwcu tego roku w porcie lotniczym w Manili aresztowano podróżującego z Arabii Saudyjskiej filipińskiego pracownika, któremu odmówiono podania w trakcie lotu kolejnej porcji wina. Jak się okazało, miał tak dużą ochotę na trunek, że gdy nie spełniono jego prośby, zapowiedział obsłudze pokładowej, że wysadzi samolot. Już po wylądowaniu w stolicy Filipin postawiono mu całą serię zarzutów, w tym ten najpoważniejszy – pogwałcenie wspomnianego dekretu 1727. Teren lotniska w Manili mężczyzna opuszczał w kajdankach.

Wyrozumiałości nie znaleziono też dla filipińskiego księdza, który po wejściu do samolotu rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu, a na znajdującym się obok niego wolnym siedzeniu umieścił pojemnik z jedzeniem. Kiedy jedna z osób z obsługi zwróciła mu uwagę, duchowny odpowiedział jej grzecznie, żeby się nie przejmowała, "bo to tylko jedzenie, a nie bomba". Efekt? Ewakuacja samolotu oraz trwające przez długi czas poszukiwania materiałów wybuchowych, których oczywiście nie znaleziono. Samolot z Dumaguete do Manili odleciał z czterogodzinnym opóźnieniem.

Manila, Filipiny / Shutterstock.com
Źródło: Manila, Filipiny / Shutterstock.com

Na żart o bombie zdecydował się również 41-letni Hsu Chun Meng, który w kwietniu br. podróżował z Singapuru do Tajlandii. Gdy stewardessa poprosiła go o włożenie torby podręcznej do schowka, pasażer miał problem z wykonaniem jej polecenia. Torba po prostu była za duża. Wówczas kobieta zapytała, czy nie przewozi tam jakichś ponadnormatywnych, niedozwolonych przedmiotów. Zdenerwowany 41-latek odpowiedział krótko: "Nie, nic poza bombą". Maszyna natychmiast zawróciła do Singapuru, a chwilę później pojawiły się wokół niej myśliwce, które eskortowały ją do samego lotniska. Mężczyzna został zatrzymany. Nałożono na niego grzywnę w wysokości 4,5 tys. dol. (ok. 17 tys. zł).

d3j72u4

"A śmiechom nie było końca”? Na pewno nie na lotnisku
Nie musimy jednak wcale szukać daleko, by znaleźć przykłady osób, które w niewłaściwym momencie wypowiedziały nieodpowiednie słowa. Przykładów z naszego podwórka bowiem także nie brakuje. Szczególnie wiele "szczęścia" ma do tego typu zachowań port lotniczy w Gdańsku. Przedstawiciele Straży Granicznej, którzy podejmują interwencje w sprawie niesfornych pasażerów, mają tu ręce pełne roboty. Na początku tego roku na "dowcip" na terenie terminala pozwolił sobie pasażer przygotowujący się na lot do Norwegii. 54-latek powiedział w czasie odprawy, że ma w torbie dwa granaty – informował serwis Trojmiasto.pl. Gdy zobaczył poważną minę pracowników lotniska, szybko zrozumiał, że popełnił błąd i zaczął zapewniać, że to tylko żart. Było już jednak za późno, by uniknąć interwencji Straży Granicznej. Mężczyzna został ukarany mandatem w wysokości 400 zł. Mógł też zapomnieć o dalszej podróży – kapitan nie zgodził się na wpuszczenie żartownisia na pokład samolotu.

Lotnisko Gdańsk / Shutterstock.com
Źródło: Lotnisko Gdańsk / Shutterstock.com

Zaledwie kilka tygodni później równie specyficznym poczuciem humoru postanowił się wykazać 41-latek przygotowujący się do lotu do Szwecji. Na przygotowaniach się skończyło, bo mężczyzna, jak gdyby nic, zawiadomił pracowników lotniska, że ma w bagażu dynamit. Otrzymał mandat na 500 zł, a dodatkowo anulowano jego bilet na rejs. Podobnych interwencji na gdańskim lotnisku były do tej pory dziesiątki. Do sytuacji takich dochodziło także wielokrotnie w innych polskich portach lotniczych.

d3j72u4

W ubiegłym roku interwencja została podjęta względem wybierającego się do Londynu pasażera, który zdecydował się zapytać jednego z pracowników lotniska Chopina o to, co by się stało, gdyby w bagażu przewoził bombę. Chwilę później wyjaśnił, że nie przewozi żadnego niedozwolonego przedmiotu i odszedł od stanowiska. Przezorni pracownicy o sprawie poinformowali jednak policję. Nie pomogły wyjaśnienia mężczyzny, że tylko żartował – skończyło się na dwóch mandatach, po 500 zł każdy. Odmówiono mu też wejścia na pokład maszyny odlatującego do stolicy Wielkiej Brytanii.

Lotnisko Chopina, Warszawa / Shutterstock.com
Źródło: Lotnisko Chopina, Warszawa / Shutterstock.com

Większość pasażerów oczywiście nie ma problemów z odpowiednim zachowaniem się podczas pobytu na lotnisku czy w samolocie. Przeciętny pasażer raczej bez trudu będzie potrafił powstrzymać się od "niewinnych” żarcików czy komentarzy. Ci, którzy mają jakieś wątpliwości, że czasami lepiej trochę pomilczeć, niż powiedzieć o jedno słowo za dużo, powinni raz na zawsze zapamiętać, że załoga samolotu czy pracownicy lotniska nie znają się na żartach, które w jakikolwiek sposób odnoszą się do kwestii bezpieczeństwa.

d3j72u4

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Pracownik roku. Tak powinno się traktować nasze bagaże

d3j72u4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3j72u4