Naukowcy ostrzegają. Oto 22 rzeki w Polsce o najwyższym potencjale powodziowym
Naukowcy stworzyli listę 22 rzek oraz miejsc o najwyższym potencjale powodziowym w Polsce. Na pierwszych pozycjach wcale nie ma lokalizacji, gdzie woda wylała aktualnie.
Listę rzek o najwyższym potencjale powodziowym w Polsce opracowali naukowcy, wykorzystując wieloletnie dane sięgające roku 1950. Rzeka Strwiąż na wysokości Krościenka k. Ustrzyk Dolnych znalazła się na pierwszym miejscu tego rankingu. Kolejne pozycje zajęły: Biała (Grybów), Soła (Żywiec), Dunajec (Nowy Sącz), Biała Lądecka (Żelazno).
Rzeki, które najbardziej zagrażają
- Listę 22 rzek stworzyli naukowcy współpracujący w ramach Komitetu Gospodarki Wodnej PAN. Publikacja ukaże się w najbliższych miesiącach i będzie częścią monografii "Gospodarka wodna w Polsce" - przekazał PAP prof. Artur Magnuszewski z Zakładu Hydrologii UW i członek Komitetu Gospodarki Wodnej PAN.
Pozostałe rzeki o największym potencjale powodziowym to: Kamienica (Łabowa), Witka (Ostróżno), Wisła (Skoczów), Nysa Kłodzka (Kłodzko), Sękówka (Gorlice), Biała Lądecka (Lądek Zdrój), Brennica (Górki Wielkie), Skawa (Wadowice), Dunajec (Czchów), Skawa (Sucha Beskidzka), Solinka (Terka), Kamienna (Jakuszyce), Raba (Proszówki), Wielki Rogoźnik (Ludźmierz), Dunajec (Żabno), Dunajec (Nowy Targ-Kowaniec), Wapienica (Podkępie).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewenement na skalę światową. Turystów nie brakuje nawet po sezonie
- Do stworzenia listy rzek o najwyższym zagrożeniu powodziowym wykorzystaliśmy dane, które gromadzi Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – powiedział PAP prof. Magnuszewski. - Najbardziej interesowały nas maksima przepływu, czyli najwyższa obserwowana woda na objętych pomiarami posterunkach wodowskazowych.
Różne przyczyny powodzi
Dane zostały podzielone na półrocze letnie i zimowe, bo genezy powodzi są różne. Na rzekach nizinnych w dorzeczu Bugu i Narwi dominują powodzie półrocza zimowego związane z roztopami. Natomiast w górach dominują powodzie opadowe, czyli wywołane przez intensywne opady deszczu.
By policzyć wskaźnik potencjału powodziowego, naukowcy wykorzystali dwa parametry: powierzchnię zlewni i maksymalny przepływ (WWQ - najwyższa wysoka woda). Zebrane dane wyraźnie wskazują, że najwyższe ryzyko powodziowe mają małe zlewnie, np. Krościenko (194 km kw.).
- Na tym zbiorze danych do tej pory nikt nie pracował. My to wszystko uporządkowaliśmy dla długiego okresu i policzyliśmy wskaźnik. W przypadku tych danych najważniejsze jest natężenie przepływu wody w metrach sześciennych na sekundę. Ważne jest, żeby mieć komplet takich danych i my je teraz mamy - podkreślił Magnuszewski.
Dodał, że informacja o tym, że te wymienione w zestawieniu rzeki są groźne i powodują powodzie, była znana. Ale lista została rozszerzona i oparta na nowych danych z długiego okresu.
- Kłodzko i Nysa Kłodzka, czyli miejsca tegorocznej powodzi, są bardzo wysoko w tym rankingu i to wskazuje na to, że tam są potrzebne zbiorniki przeciwpowodziowe. One są poniżej Kłodzka. A być może powinno ich być więcej – powiedział prof. Magnuszewski, ale jednocześnie podkreślił, że naukowcy nie mają narzędzia, które pomogłoby w dokładnym prognozowaniu, gdzie dokładnie powódź może pojawić się w najbliższym czasie.
Powódź tysiąclecia nie miała się prędko powtórzyć
- Możemy jedynie posługiwać się rachunkiem prawdopodobieństwa i nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że w najbliższej dekadzie na którejś z tych rzek powodzie będą występowały częściej - zastrzegł naukowiec.
Przypomniał też, że powódź, która nawiedziła Polskę w 1997 r. była określana mianem powodzi tysiąclecia, a więc była uznawana za zjawisko, które nie powinno się szybko powtórzyć. Tymczasem nie minęło 30 lat i ówczesne rekordowe wartości przepływów wody podczas obecnej powodzi zostały przebite.
Profesor podkreślił, że obecnie obserwowanych zjawisk powodziowych nie można oderwać od zmian klimatycznych.
- Podczas zmian klimatu dynamika procesów meteorologicznych jest większa. Ponieważ każda powódź zaczyna się w atmosferze, jeśli zmienia się klimat i rośnie temperatura atmosfery i oceanów, to ilość wody, jaką masy powietrza są w stanie transportować, wzrasta. I będziemy musieli się mierzyć z tym, że będzie to skutkowało coraz bardziej wydajnymi opadami. A to będzie się przekładało na coraz częstsze powodzie - powiedział Magnuszewski.
Uporządkowana lista rzek o największym potencjale powodziowym daje możliwość - zdaniem eksperta - na dokładne przyjrzenie się, w jakim stanie są budowle hydrologiczne.
- Warto zauważyć, że wiele budowli hydrologicznych pochodzi z początku XX w. Na przykład zbiornik w Stroniu Śląskim, który nie wytrzymał naporu wody w tym roku, był projektowany w tamtym czasie. Projektanci nie mieli wtedy dostępu do hydrologicznych danych obserwacyjnych z długiego okresu. Pomiary to była wtedy w ogóle nowa rzecz. Więc zaprojektowanie takich budowli opierało się na dość ograniczonej wiedzy - przypomniał Magnuszewski.
Dodał, że dzisiaj już wiemy, że w kontekście zmian klimatu opady będą większe i większe będą też przepływy. Trzeba się więc uważnie przyglądać tym budowlom i zobaczyć, czy podstawy projektowe odpowiadają temu, z czym będziemy się w przyszłości mierzyli.
Nie oznacza to jednocześnie, że "wszystko jest do naprawy": - Niektóre z tych budowli są w świetnym stanie - zwrócił uwagę naukowiec. Za przykład podał zaporę w Pilchowicach na Bobrze: - Kiedy skończono tę budowlę, ona była pokazywana w Europie jako przykład szczytowego osiągnięcia hydrotechniki. Teraz kolejną powódź też przetrwała.
Powrót do naturalnego stanu rzek
Nowe dane dostarczone przez ekspertów stwarzają też możliwość opracowania planów renaturyzacji rzek (przywrócenia im pierwotnego stanu, jak najbardziej zbliżonego do naturalnego) - tam, gdzie jest to możliwe. Magnuszewski posłużył się przykładem Łaby.
- W przypadku Łaby wykorzystano fakt, że wały były już w bardzo złym stanie i zaczęto myśleć o renaturyzacji. W niektórych miejscach zaczęto budować nowe wały bardziej odsunięte od rzeki. Korzyść polegała na tym, że powstawał nowy wał, zbudowany według nowej technologii i obliczeń, a z drugiej strony rzeka odzyskała część równiny zalewowej – wyjaśnił Magnuszewski.
Zaznaczył jednocześnie, że naturyzacja nie wszędzie jest możliwa. Podał przykład terenów w Polsce, gdzie zaborcy prowadzili zupełnie odmienną politykę hydrologiczną, ze skutkami której niewiele da się zrobić.
- Regulacja dolnej Wisły jest na granicy dwóch zaborów. Rosjanie zostawili Wisłę nieuregulowaną, a w zaborze pruskim została zrobiona regulacja. A teraz musimy z tym żyć. Trudno sobie wyobrazić, że rozbierzemy budowle regulacyjne, rozbierzemy wały przeciwpowodziowe i pozwolimy wodzie płynąć jak na początku XIX w. To jest niewykonalne. Musimy żyć z tym dziedzictwem - podsumował naukowiec.
Źródło: PAP/Urszula Kaczorowska