LudzieNiedźwiedzie-duchy. Kamila Kielar na tropie najrzadszych zwierząt

Niedźwiedzie-duchy. Kamila Kielar na tropie najrzadszych zwierząt

Nie są albinosami, choć są białe. Nazywa się je duchami. Wśród lokalnej społeczności mają status półboski. Czy to wymysł legend i ludowych opowieści? Nic z tych rzeczy. Niedźwiedzie-duchy istnieją naprawdę. Ich tropem ruszyła Kamila Kielar.

Niedźwiedzie-duchy. Kamila Kielar na tropie najrzadszych zwierząt
Źródło zdjęć: © Kamila Kielar

11.03.2019 | aktual.: 13.03.2019 16:33

Podróżniczka zdobyła Alaskę, Kamczatkę, Jukon, a w 2017 r. przeszła samotnie prawie 4700 km od Meksyku do Kanady (słynna trasa trekkingowa Pacific Crest Trail). Tym razem wyruszyła na wyprawę kajakiem morskim wzdłuż zachodniego wybrzeża Kanady, aby odnaleźć endemiczny podgatunek niedźwiedzia czarnego, którego barwa futra, wbrew nazwie, jest biała.

Przepłynęła samotnie kajakiem 500 km po wodach Pacyfiku na wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej. Przeszła dziesiątki kilometrów w lesie deszczowym - gęstym, kłującym i śliskim, gdzie jedyne ścieżki, jakie istnieją, to te wydeptane przez zwierzęta. Po terenach, gdzie żyją niedźwiedzie poruszać się mogła wyłącznie za otrzymaną zgodą, po szlakach w zamkniętym rezerwacie indiańskim przez jeden dzień towarzyszył jej lokalny przewodnik, poza tym wędrowała sama.

Przemalowano czarnego na biały

O niedźwiedziach-duchach krąży wiele mitów i legend, a mieszkańcy odczuwają z nimi silną więź.

‒ Kiedyś świat nie miał kolorów, nie było zielonego, czerwonego ani niebieskiego. Wszystko było białe, leżało pod śniegiem i było skute lodem. Twórca i kreator tego świata nagle zobaczył, że spod bieli zaczyna przedzierać się zielony kolor. Chciał, żeby pamięć o białej barwie została z ludźmi na zawsze i nagle zauważył niedźwiedzie. Postanowił więc, że co dziesiątego przemaluje na biały kolor. Tak, żeby ludzie pamiętali, że była to kiedyś kraina lodu – opowiada Kamila Kielar. Legendę o powstaniu świata przypomniała podczas 21. Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów Kolosy.

I ponoć, zgodnie z tą opowieścią, co 10. baribal rodzi się biały. – Odpowiada za to ten sam gen, który u człowieka wywołuje rudy kolor włosów. Nie jest to albinizm. Fachowo zjawisko to nazywa się to kermodyzmem – mówiła Kielar.

Podróżniczkę najbardziej interesował związek pomiędzy niedźwiedziami a mieszkańcami. Niedźwiedź Kermode (Ursus americanus kermodei) jest im szczególnie bliski, choćby dlatego, że na jego białym pysku łatwiej można zauważyć emocje i po ludzku można zinterpretować jego zachowania. Jeszcze inni mówią, że białe niedźwiedzie mają dłuższe rzęsy od tych czarnych. Co akurat nie jest prawdą.

– Nieprawdą jest też to, że matka odrzuca takie szczenię z miotu, które jest białe. Natomiast na pewno prawdziwą informacją jest to, że łapią więcej ryb od czarnych. Dzieje się tak dlatego, że rzucają m.in. dużo słabszy cień. Mając taką dietę, są też o wiele zdrowsze od swoich czarnych braci. Jeśli zastanawiacie się, jak to się stało, że ewolucja wrzuciła białego niedźwiedzia w zielony las, to jest to właśnie ta odpowiedź – tłumaczyła Kamila.

Samotność nie jest najgorsza

Aby spotkać te zwierzęta, Kamila wyruszyła do Ameryki Północnej. Niewielka ich populacja (ok. 150) żyje na terenie wysp kanadyjskiego morskiego archipelagu Great Bear Rainforest. Można się tam dostać wodą lub powietrzem. Podróżniczka zdecydowała się na przebycie tego terenu 6-metrowym kajakiem morskim o pojemności ok. 400 litrów.

Podczas wyprawy nie tylko musiała zmagać się z samotnością, ale i z wodami Pacyfiku, które są uznane jako jedne z najniebezpieczniejszych. Do tego pogoda w ciągu 15 min. potrafiła się zmienić z flauty w sztorm czy burzę powodującą bardzo wysokie fale. Ponadto bardzo skaliste wybrzeże uniemożliwiało bardzo często przez 20-30 km zaparkowanie kajaka.

Problemem podczas wiosłowania były także zwierzaki morskie. Lwy morskie kilkakrotnie ją atakowały, goniły czy blokowały jej przejście. Opóźniało to płynięcie, a także rodziło niepokój, że mogą wskoczyć na kajak.

‒ Na pierwsze lwy morskie Stellera natknęłam się już w pierwszej godzinie na wodzie. Pan lew uznał za wyjątkowo zabawne gonić mój kajak przez kilkaset metrów, a że lwy owe oddychają niewiarygodnie głośno, to wiosłowanie z dobiegającym potężnym sapaniem parę metrów za kajakiem należy do przeżyć z kategorii mocnych, choć aspektu zabawy nie podzielałam z lwem. Minęło zaledwie parę godzin, kiedy drugi samczy lew nadgorliwie zainteresował się moim kajakiem. Pojawił się 5 metrów przed dziobem i za nic nie dawał mi ruszyć się w którąkolwiek stronę. Z głową (i zębiskami) ponad wodą trzymał mnie w szachu przez godzinę. Gdzie nie próbowałam się ruszyć, on już tam był – dzieliła się na Facebooku wrażeniami z pierwszego dnia wyprawy.

Przynajmniej kilka razy dziennie mijała też humbaki.

#

Godziny i dni oczekiwania

Poszukiwanie jednak niedźwiedzi-duchów wymaga cierpliwości, czasu, długich godzin czekania. Trzeba było zakładać bazy i trwać. Aż wreszcie się udało. Gdzie? O tym Kamila nie mówi, nigdy nie zdradza szczegółów swoich odkryć. Po to, aby chronić przyrodę przed człowiekiem, żeby nie wyrządził jej jeszcze większej krzywdy. Tym bardziej, że zanim wyruszyła w drogę, bardzo długo pracowała na to, żeby zdobyć zaufanie mieszkańców.

Obraz
© Kamila Kielar

I choć udało jej się spotkać i sfilmować białe niedźwiedzie, to mimo wszystko odczuwa niedosyt. Kielar w swoim wystąpieniu zwróciła uwagę na postępujące zmniejszenie populacji łososi, którymi m.in. żywią się te wyjątkowe zwierzęta. Jeszcze 10-15 lat w tych rzekach było 3 mln łososi, które przebywały 3 tys. km na tarło. Teraz jest ich 60 tys.

– Gdybym wyruszyła na wyprawę kilka lat wcześniej spotkałabym ich więcej – mówi ze smutkiem.

Czy się z nimi zaprzyjaźniła? Milczy na ten temat. Czy próbowała? Też nie udziela takich informacji. Czy miała taki zamiar? Jednak na koniec swojego wystąpienia przytacza historię pewnego operatora z BBC, który razem z przewodnikiem przybył w te rejony w latach 90., aby nakręcić materiał o tych czworonogach.

Opowiadała, że zdobywanie materiałów przez dziennikarzy było czasami utrudnione, ponieważ niedźwiedzie zachowywały się jak kociaki i łasiły im się do nóg. Ale szczególnie zaprzyjaźnili się z jednym białym niedźwiedziem, z którym bawili się jak z psem, siłowali się z nim, tarzali, chodzili z nim na spacery. A czasem to on ciągnął ich do lasu, żeby pokazać z pełnym zaufaniem swoje miejsca. Z tego spotkania powstał film dokumentalny, wydano książkę. Autorzy mieli pozytywne intencje, chcieli pokazać wyjątkowość tego miejsca, ale niestety – ta historia nie skończy się happy endem. Przewodnik nigdy nie powrócił do Kolumbii Brytyjskiej.

– Wiecie, dlaczego? Rok po wydaniu książki w to samo miejsce przyjechał myśliwy i zabił tego niedźwiedzia. Sytuacja ta stawia bardzo ważne pytanie: "jak mówić o przyrodzie, żeby ją chronić"?. To jest kwestia, z którą zmagam się od kilkunastu lat i nie znalazłam ciągle odpowiedzi. Ten dziennikarz starał się pokazać, że niedźwiedzie mają wtórny strach przed człowiekiem i chciał zwrócić uwagę, że myśląc o ochronie przyrody, pojmujemy to błędnie, że powinniśmy ją zarządzać. A on chciał tylko powiedzieć, że powinniśmy zacząć od zarządzania sobą – podkreśliła Kielar.

Dziennikarka i podróżniczka otrzymała Kolosa 2018 [nagrodę podróżniczą przyznawaną podczas Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów w Gdyni - przypis red.] w kategorii Podróże za swoją wyprawę "Biało na czarnym". Kapituła doceniła Kamilę Kielar "za bezwzględność w pokazywaniu mechanizmów, które sterują dzisiejszym światem, i umiejętność przykuwania uwagi do tematów ważnych".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

kanadaameryka północnaludzie
Wybrane dla Ciebie