Park Jurajski jednak istnieje. Żyją w nim gigantyczne jaszczurki
Byliśmy w raju, a przynajmniej tak nam się wydawało. Śnieżnobiały piasek, palmy i krystalicznie czysta, szmaragdowa woda, w której przebłyskiwała wspaniała rafa koralowa. Bardzo trudno było sobie wyobrazić, że następnego dnia rano staniemy oko w oko z jednymi z najstarszych istot jakie ostały się na Ziemi.
02.02.2018 | aktual.: 17.03.2018 21:04
Godziny dzielniły nas od spotkania z potężnymi gadami, które mogą zabić człowieka czy bawołu jednym, zaledwie, machnięciem ogona, którego siła sięga dwóch ton. Płynęliśmy bowiem na wyspy Rinca i Komodo, które są domem dla największych, żyjących na świecie jaszczurek. W tej chwili żyją one już tylko tutaj, oraz na kilku mniejszych, pobliskich wysepkach indonezyjskich.
Dlaczego z całego prehistorycznego świata gadów, potężnych płazów i ogromnych rozmiarów ptaków, przetrwały tylko one, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że pojawiły się w tych okolicach około 900 000 lat temu z niedalekiej Australii. Nie są bezpośrednio potomkami dinozaurów, bo te żyły 200 mln lat temu, a gatunek obecnie istniejących waranów liczy sobie zaledwie 40 mln; jednak wzbudza on ciekawość każdego z nas. Jaszczurki stopniowo przemieszczały się na zachód i tak dotarły do Indonezji, gdzie się osiedliły. Po raz pierwszy świat o nich usłyszał w 1910 r. W 1980 r. na tych terenach utworzono park narodowy, żeby chronić te niezwykłe stworzenia, a w roku 1991 park wpisany został na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Smoki z Komodo, taka nazwa tych zwierząt przyjęła się na świecie, są w rzeczywistości największymi żyjącymi jaszczurkami na ziemi. Rozmiarem dochodzą do trzech metrów, i osiągają nawet do 90 kilogramów. Samice są mniejsze od samców, co nie znaczy, że mniej niebezpieczne. Co ciekawe to one właśnie są największym zagrożeniem dla swoich nowonarodzonych młodych. Nie raz zdarzały się przypadki, że zjadały pisklęta, krótko po urodzeniu. Nie są dobrymi matkami, tak naprawdę, to nie są w ogóle matkami. Porzucają swoje potomstwo zaraz po wykluciu, i młode muszą radzić sobie same od pierwszych chwil. Istotne jest to, że zażarcie pilnują gniazd z jajami, dopóki te się nie wyklują. Warany żyją średnio 30-50 lat i prowadzą żywot typowej jaszczurki czyli uwielbiają wygrzewać się na słońcu, którego na wyspach południowo- wschodniej Azji nie brakuje.
Żywią się ptakami, świniami, jeleniami czy bawołami. Nie gardzą też padliną. Zapach rozkładającego się mięsa potrafią wyczuć z odległości kilku kilometrów. Mniejszym ofiarom skaczą do gardła i zagryzają, większe natomiast potrafią zabić jednym machnięciem ogona, którego siła dochodzi do dwóch ton. W szczękach tego gada znajduje się 60 zębów, a w ślinie około 50 szczepów różnych bakterii, rozwijających się dzięki resztkom mięsa pozostałym między zębami. Mówi się, ze to właśnie ślina zabija. Człowiek ugryziony przez warana do końca życia musi pozostać pod ścisłą opieką lekarza i jeść ogromne ilości lekarstw. Smok potrafi gonić swoją ofiarę, na krótkich dystansach, ale często to wystarczy, z prędkością nawet do 20 km/h. Po parku nie wolno chodzić samemu, tyko i wyłącznie pod opieką rangers’a, który, dokładnie przeszkolony oraz zaopatrzony w długi kij rozszczepiony na końcu w kształcie wideł, może nas chronić przed atakiem tego potwora.
Nie do końca potrafiliśmy sobie wyobrazić nasze spotkanie z tymi zwierzętami. Po pierwsze dlatego, że do tej pory ich istnienie było dla nas tak abstrakcyjne jak loty na Marasa czy inne ekspedycje kosmiczne. Niby się o nich wie, ale są jakby gdzieś obok. Po drugie zastanawialiśmy się jak się zachować kiedy już jakiegoś zobaczymy, a on okaże się niezbyt przyjaźniej nastawiony. Wreszcie nie potrafiliśmy sobie wyobrazić w żaden sposób, że takie pradawne stworzenia są tuż obok, kilka chwil od naszej rajskiej plaży. Zupełnie nam nie pasowały do tego miejsca. W głębokiej dżungli amazońskiej czy papuaskiej tak, w chińskich górach Zhangjiajie, gdzie kręcono Awatara, też jak najbardziej, nawet w jeziorze Loch Ness, w Szkocji, ale tu, w samym środku tej bajecznej krainy, gdzie słońce nigdy nie zachodzi, gdzie piasek jest bielszy od samej bieli a kojący szum palm kołysze do snu? Tutaj w takim Edenie? Absolutnie wykraczało to poza naszą wyobraźnię.
Rinca i Komodo rzeczywiście trochę różnią się krajobrazem i roślinnością od miejsca, gdzie byliśmy, jednak upał pozostaje taki sam. Przewodnik, który nas oprowadzał znał język angielski na tyle, że nie było potrzeby korzystać z naszego, dość kulawego, indonezyjskiego. Dowiedzieliśmy się, że na Komodo żyje około 1500 gadów, a w sumie na wszystkich okolicznych wyspach 5 000. Smoki swobodnie wędrują między wyspami niewiele robiąc sobie z granic rezerwatu. Można je równie dobrze zobaczyć na Lomboku jak i na kilku innych pobliskich, niezamieszkanych wysepkach. Szliśmy sami, dlatego mieliśmy znacznie większą szansę na spotkanie warana, niż duże grupy, które mijaliśmy po drodze. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie poszli najdłuższą i najtrudniejszą z dróg, które zostały wytyczone w parku. Opłaciło się zdecydowanie. Podobna sytuacja była na wyspie Rinca, gdzie mieliśmy niezapomnianą okazję spacerować z jednym z waranów, obserwować jak podchodzi do wodopoju, jak pokonuje wąskie ścieżki i zbocza porośnięte gęsto trawami. Spotkaliśmy warana, który leżąc spokojnie czekał na samicę, i dwa młode, bawiące się beztrosko na polanie.
Takie jaszczury widziane z bliska robią ogromne wrażenie. Czuliśmy się zupełnie jak w innym świecie. Nagle, odpływając kilka kilometrów od cywilizacji, od dużego indonezyjskiego miasta Labuan Bajo weszliśmy w świat prehistorii, w świat ogromnych bestii z długimi językami i wielkimi ogonami. Weszliśmy w świat potworów, które są tak inne, że aż nierealne. Niezapomniane wrażenia.
Źródło: Świat oczami Dos Gringos