Plany zdjęciowe przyciągają turystów. Zwiedzamy filmowe uniwersa
Już za kilka tygodni ruszy ostatni sezon serialowego hitu ostatnich lat "Gry o tron". Fani krwawej sagi będą jednak mieli okazję, by jeszcze wrócić do serialowej rzeczywistości. Wszystko za sprawą planu zdjęciowego zbudowanego w Irlandii Północnej, który zostanie udostępniony turystom. Z pewnością przyciągnie miliony.
Z odległej galaktyki do Tunezji
Jednym z państw, które doskonale zdaje sobie sprawę, że miłośnicy kina są gotowi przemierzyć kawał świata, by choć na chwilę przenieść się do świata ulubionych bohaterów, jest Tunezja. Niewielki kraj w północnej Afryce to jedno z miejsc, które przyciąga filmowców z całego świata. Mimo dziesiątek powstających tu produkcji, jak choćby "Angielski pacjent", "Piraci", "Żywot Briana", "Gladiator", czy nasz rodzimy "Quo Vadis", filmową Tunezję rozsławił George Lucas i jego saga "Gwiezdne Wojny". Od lat miłośnicy Rycerzy Jedi przybywają na tunezyjską Saharę, by choć na chwilę poczuć się jak Luke Skywalker i jego przyjaciele. Na szczęście, mimo upływu czasu, wiele miejsc, które wykorzystano jako filmowe plany, nie tylko nadal istnieje, ale też zachowały swój "gwiezdny" klimat.
Miejscem, które każdy szanujący się fan "Gwiezdnych Wojen" musi odwiedzić, jest Matmata, położona w środkowej Tunezji wioska Berberów. Ich autentyczne, wydrążone w miękkich domach chaty, otaczające spory dziedziniec, w 1976 roku stały się domem dla rodziny Skylwalkera i jednocześnie miejscem pielgrzymek fanów sagi.
Filmowi turyści chętnie zaglądają też do Mos Espa. W przeciwieństwie do Matmy wioska została zbudowana przez ekipę Lucasa, by zagrać kosmoport na planecie Totooine. Usytuowane niedaleko miasta tysiąca wież - Nefty, opuszczone budynki, powoli niszczeją pod naporem pustynnego piasku. Mos Espa - podobnie jak wiele innych miejsc związanych z "Gwiezdnymi Wojnami", jak np. kanion Sidi Bouhel,w którym Obi Wan Kenobi pierwszy raz spotyka się z Lukiem Skywalkerem, wciąż jednak przyciągają turystów.
ZOBACZ TEŻ: Jak zmieniali się bohaterowi "Gry o tron"
Czarodziejska Wielka Brytania
Trudno o wierniejszych filmowych (i książkowych) fanów, niż mugole, którzy wsiąkli w historię o Harrym Potterze. Choć od zakończenia produkcji minęło już wiele lat, zainteresowanie miejscami, w których powstawały filmy o młodym czarodzieju, wciąż nie słabnie. Każdego dnia, turyści z całego świata, robią sobie zdjęcia na dworcu Kings Cross w Londynie, próbując wepchnąć wózek na peron 9 i 3/4. Filmową sławę zyskał też Leadenhall Market, gdzie znajduje się przejście do magicznego świata przy ul. Pokątnej. Fani zaglądają też do londyńskiego ZOO, pubu "The Glass House", szukając w nim śladów "Dziurawego Kotła", czy wędrują magicznie odbudowanym Millennium Bridge nad Tamizą, który został przecież zniszczony przez śmierciożerców.
Fanów sagi przyciągają jednak nie tylko londyńskie plenery. W Oxfordzie szukają wnętrz zamku Hogwart, w Goathland w Północnym Yorkshire odwiedzają stację kolejową Hogsmadae, w Szkocji podziwiają imponujący wiadukt Glenfinnan, nad którym Harry i Ron lecieli Fordem Anglią Weasley'ów.
Perłą w koronie potterowskich planów filmowych jest jednak, znajdujące się pod Londynem, Warner Bros Studio, w którym kręcono większość filmowych scen, a które dziś stanowi ogromne i absolutnie magiczne muzeum młodego czarodzieja, odwiedzane każdego roku przez miliony turystów.
Nowa Zelandia według Tolkiena
Za jeden z najbardziej spektakularnych planów filmowych, który stał się atrakcją turystyczną, uważana jest położona na Wyspie Północnej w Nowej Zelandii Matamata, miasteczko dziś znane bardziej jako Hobbiton. To właśnie w nim ekipa Petera Jacksona kręciła sceny do dwóch sag, opartych na powieściach J. R. R. Tolkiena: "Hobbita" i "Władcy Pierścieni".
Filmowcy, którzy na zielonych wzgórzach tutejszej farmy Alexander, stworzyli krainę Shire, po zakończeniu zdjęć, nie rozebrali dekoracji. I tak od 2002 roku do Hobbitonu mogą wejść wszyscy. I wchodzą. Rocznie 350 tyś. osób wędruje między 37 hobbickimi norami, odwiedza domek Bilbo Bagginsa, zagląda do chatki Sama Gamgee i raczy się drinkami w Zielonym Smoku.
Polskie seriale promują turystykę
Nie tylko wielkie światowe produkcje wywołują chęć, by wyruszyć z domu i odwiedzić miejsca, doskonale znane z ekranu. Podobną siłę, choć na mniejszą skalę, mają także nasze, rodzime seriale.
Choć znane z "Rancza" Wilkowyje, w rzeczywistości nie istnieją, fani przygód wójta, księdza i przedsiębiorczej Amerykanki szybko odkryli, że zdjęcia do tej produkcji realizowane są we wsi Jeruzal. Mała, senna miejscowość z pewnością nie miała ambicji stać się turystyczną mekką, a jednak tak się stało. Choć w miejscowości nie spotkamy już ekipy filmowej, turyści przejeżdżający przez Mazowsze nadal zaglądają do wioski, by odwiedzić tutejszy kościół, zajrzeć na plebanię, odwiedzić sklep czy wypić na ławeczce "filozofów" butelkę Mamrota.
Pod względem turystycznego potencjału, Jeruzal nie może może się mierzyć z Sandomierzem. Jednak to urokliwe miasto o długiej historii i pięknych zabytkach prawdziwe oblężenie przeżywa dopiero od czasu, gdy rozwiązywaniem kryminalnych zagadek zajął się tutejszy serialowy proboszcz ojciec Mateusz. Sandomierz ma do zaoferowania naprawdę wiele, jednak dopiero za sprawą serialu, dowiedziało się o tym szerokie grono turystów. Fani produkcji oczywiście wędrują głównie śladami fikcyjnych bohaterów. Większość czasu spędzają na rynku, a znane z serialu wnętrza (kręcone często w studiu albo poza Sandomierzem) odnajdują w muzeum "Ojca Mateusza", gdzie z wykorzystaniem oryginalnych elementów scenografii, odtworzono m.in. plebanię, posterunek policji, więzienną celę czy pokój biskupa.
Plenery "Gry o tron", turystyczna atrakcja Irlandii Północnej
Nie jest trudno przewidzieć, że miliony miłośnicy "Gry o tron" nie zostaną w tyle i podobnie jak fani Tolkiena, "Gwiezdnych wojen" czy Harry'ego Potter'a, tłumnie wyruszą na zwiedzanie miejsc doskonale znanych ze srebrnego ekranu. Tym bardziej, że HBO, zapewnia, iż plenery nie tylko pozostaną na miejscu, to jeszcze będą przystosowane w taki sposób, by goście mogli w nich przeżyć wspaniałą przygodę. W Game of Thrones Legacy, bo taką nazwę ma nosić serialowy kompleks turystyczny, powstaną m. in. interaktywne wystawy. Będzie można stanąć po drugiej stronie kamery i podziwiać dekoracje, kostiumy oraz inne serialowe rekwizyty. Najważniejsze są jednak imponujące konstrukcje, które tworzyły filmową scenografię, a które prawdopodobnie zostaną zachowane i otwarte dla turystów. Chętnych do zwiedzania Winterfell, rodowej siedziby Starków, Królewskiej Przystani czy Czarnego Zamku, w którym rezydowała Nocna Straż, z pewnością nie zabraknie.
Plany stacji HBO cieszą nie tylko fanów "Gry o tron", ale także dyrektora Tourism NI, Johna McGrillena, który przyznał, że Game of Thrones Legacy z pewnością przyciągnie wielu turystów, którzy przy okazji odwiedzin w serialowej rzeczywistości, będą mogli także odkryć piękno Irlandii Północnej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl