LudziePolacy utknęli w Maroku. "To przywilej, że możemy spędzać kwarantannę w takich okolicznościach"

Polacy utknęli w Maroku. "To przywilej, że możemy spędzać kwarantannę w takich okolicznościach"

Laura i Bartosz rok temu przeprowadzili się do... żółtego fiata ducato i wyjechali w świat. Pandemia koronawirusa zastała ich w Maroku. Razem z grupą Europejczyków zawiązali społeczność, która mieszka w swoich busach. - To przywilej, że możemy spędzać kwarantannę w takich okolicznościach. Po roku wspólnej podróży spędzanie ze sobą całej doby nie stanowi żadnego wyzwania - opowiadają.

Polacy utknęli w Maroku. "To przywilej, że możemy spędzać kwarantannę w takich okolicznościach"
Źródło zdjęć: © Instagram, @nienamiejscu

19.05.2020 | aktual.: 19.05.2020 11:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Aleksandra Wiśniewska: Jak zaczęła się wasza przygoda z podróżowaniem na pełny etat?

Laura i Bartosz: 31 marca 2018 r. podjechaliśmy na stację benzynową pod Olsztynem, wskoczyliśmy na pakę żółtego fiata ducato 4x4 i wykonaliśmy taniec radości. To był pierwszy moment, w którym byliśmy sami. My i "Limoncello". 5 minut po odebraniu kluczyków. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że naprawy i zabudowa oraz pozamykanie naszych spraw w Warszawie zabiorą nam kolejny rok.

7 kwietnia 2019 r. przeprowadziliśmy się do samochodu i rozpoczęliśmy podróż bez planowanej daty powrotu. Na początku odwiedziliśmy Berlin, przejechaliśmy Czeską Szwajcarię, Śląsk i Dolny Śląsk. Potem wypuściliśmy się dalej – na Bałkany. Zimę spędziliśmy głównie w Andaluzji, a 13 lutego br. przeprawiliśmy się do Maroka.

To tam zastała was pandemia koronawirusa?

Kiedy 13 lutego opuszczaliśmy Hiszpanię, wiedzieliśmy, że w Europie pojawiły się już pierwsze przypadki zachorowań spowodowanych wirusem, który sieje spustoszenie w Azji. Przeprawiając się promem do Maroka, zostaliśmy zobowiązani do wypełnienia kwestionariusza dotyczącego koronawirusa. Musieliśmy odpowiedzieć na pytanie, czy w ostatnim czasie odbyliśmy podróż do Chin. Nikt tych papierów potem nie sprawdzał.

Jak wyglądał rozwój sytuacji w Maroku?

Pierwsze rozmowy z Marokańczykami na temat koronawirusa odbyliśmy dopiero pod koniec lutego. Autochtoni z pustynnego południa Maroka byli przekonani, że wirus ich nie dosięgnie. A nawet jeśli, to pewnie nie ma zdolności do rozprzestrzeniania się w gorącym afrykańskim klimacie. Już 2 marca w Maroku zdiagnozowano dwa pierwsze przypadki koronawirusa u przyjezdnych z Europy. Po tygodniu potwierdzono pierwsze lokalne zarażenia. Do Wielkanocy zachorowało tu około 1500 osób.

Już w 11 dni po stwierdzeniu pierwszych przypadków koronawirusa w Maroku zawieszono loty oraz zamknięto szkoły i meczety. Kolejne restrykcje, jak zakaz zgromadzeń, zamknięcie większości zakładów i lokali handlowo-usługowych, ograniczenia w przemieszczaniu się oraz obowiązek noszenia masek były wprowadzane wcześniej niż w Polsce czy innych europejskich krajach. Bardzo szybko też ogłoszono tu stan wyjątkowy.

Patrząc na to, co dzieje się wokół, nie zastanawialiście się nad powrotem do Polski?

Kiedy zaczęliśmy przeczesywać internet w poszukiwaniu informacji na tematy związane z epidemią, trochę się wystraszyliśmy. Zrobiliśmy zapasy jedzenia, kupiliśmy żel antybakteryjny i jednorazowe rękawiczki. Nie chcieliśmy jednak ulegać panice i porzucać domu na kółkach, aby skorzystać z drogiego lotu w ramach akcji #LOTdoDomu. W Polsce może moglibyśmy liczyć na lepszej jakości służbę zdrowia, ale to nas ostatecznie nie przekonało do poniesienia kosztów pokonania 4500 km trasy przez kraje, w których liczba zakażonych koronawirusem wzrasta znacznie szybciej niż w Maroku.

W związku z wprowadzonymi ograniczeniami w przemieszczaniu się musieliście osiąść w jednym miejscu. Gdzie zdecydowaliście się zostać?

Na chwilę przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego trafiliśmy do małego miasteczka Imsouane, które podobno słynie z najdłuższych fal w Afryce. To odludzie. Najbliższa poczta, bankomat i posterunek policji znajdują się dopiero 30 km od nas. Mimo obowiązkowej kwarantanny i groźby wysokich mandatów, codziennie rano 20-30 osób wskakuje tu do wody z deskami surfingowymi i nikt się tym specjalnie nie przejmuje.

Dzięki otwartości większości mieszkańców Imsouane, szybko zawiązała się tu społeczność kilkunastu Europejczyków, którzy podobnie jak my mieszkają w swoich busach i po wybuchu pandemii pozwolili sobie utknąć w Maroku. Zaparkowaliśmy blisko siebie i stworzyliśmy mały obóz. Jedliśmy przy wspólnym stole, śpiewaliśmy, graliśmy na instrumentach. Taka beztroska nie podobała się wszystkim i po kilku tygodniach, jeden z mieszkańców dał upust swojemu niezadowoleniu - podszedł do nas wieczorem, zaczął na nas krzyczeć. Był bardzo agresywny. Nie chcąc eskalować konfliktu, razem z karawaną 5 innych kamperów opuściliśmy miasteczko. Udało nam się nie trafić na policyjne kontrole i zaparkowaliśmy ponownie razem - w lasku arganowym na klifie z pięknym widokiem na ocean.

Jak teraz wygląda wasza codzienność?

Przez pierwszy miesiąc kwarantanny dni mijały na rozmowach i wideokonferencjach ze znajomymi oraz zamykaniu projektów, na które wcześniej brakowało czasu. Czasem nic nie robiliśmy. Czasem stawaliśmy się gnuśni i smutni, a potem odstawialiśmy czytanie wiadomości i wracaliśmy do nauki surfowania czy gry na ukulele. Ostatnio angażujemy się głównie w próbę stworzenia tu wspólnoty na wzór hipisowskiej komuny oraz realizacji filmu dokumentalnego na ten temat.

Mamy wielkie szczęście i przywilej, że możemy spędzać kwarantannę w takich okolicznościach. Tym bardziej, że po roku wspólnej podróży spędzanie ze sobą całej doby nie stanowi żadnego wyzwania – fajnie, że mamy w tym siebie. Tęsknimy za rodzinami i przyjaciółmi w Polsce, ale nie mamy pojęcia, kiedy znów uda nam się ich odwiedzić. Nie przywiązujemy się też do naszych podróżniczych planów – zakładamy, że może pojawić się konieczność przesunięcia ich na nieokreśloną przyszłość i pozostania w Maroko, Hiszpanii czy Portugalii na dłużej.

Wykazujecie się dużą elastycznością w stosunku do zaistniałej sytuacji. Czy będzie ona również potrzebna w czasach "po pandemii"?

Na scenie podróżniczej "po pandemii" przewidujemy spore zmiany. Podejrzewamy, że rozwinie się turystyka krajowa. Państwa, których gospodarka jest oparta na turystyce zagranicznej, będą też na wszelkie sposoby ściągać do siebie przyjezdnych (m.in. dofinansowywać linie lotnicze). Jednak kryzys gospodarczy i niepokoje społeczne mogą spowodować, że niektóre kierunki przestaną być dostępne. Sporo osób zawiesi plany o podróżach, aby skupić się na budowaniu bezpiecznej przyszłości w lokalnych społecznościach — poświęcą się stałej pracy, może założą rodziny... Z drugiej strony kryzys obnaża kruchość systemu, więc na pewno pojawią się też tacy, którzy odnajdą wreszcie motywację do podjęcia odważnych decyzji i podążania za swoimi podróżniczymi marzeniami. Trzymamy kciuki za jednych i drugich!

Istnieje niewielkie ryzyko, że media czy politycy spróbują zbudować swój kapitał na lękach obywateli. W regionach o ograniczonym dostępie do edukacji może pojawić się potrzeba izolacji, niechęć do podróżników, a nawet rasizm. Na szczęście w większości miejsc na świecie, podróżujący wciąż będą witani z otwartymi ramionami.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (109)
Zobacz także