Polka o życiu w Australii. "Oni kochają życie"
- Australijczycy nie oceniają innych. Możesz im powiedzieć, że spędziłaś w więzieniu połowę życia, a teraz zdecydowałaś się zostać naukowcem i nikogo to specjalnie nie zszokuje – o życiu w Australii opowiada Anetta, mieszkająca tam od 13 lat Polka.
Aleksandra Wiśniewska: Mieszka pani w Brisbane, w Australii. Jak to się stało, że znalazła się Pani na antypodach?
Anetta: Do Brisbane przylecieliśmy w 2007 r., kiedy mąż dostał okazję rozpoczęcia pracy badawczej w oddziale międzynarodowej firmy. W kraju obydwoje pracowaliśmy jako akademicy na jednej z wyższych uczelni i obydwoje w podobnym czasie ukończyliśmy doktoraty. Perspektywy kontynuowania kariery akademickiej w Polsce były trochę smutne – aby wygodnie żyć i założyć rodzinę, musielibyśmy pracować na dodatkowych etatach – gdzie wtedy czas dla rodziny?
Ale główny powód był taki, że chcieliśmy poznać coś nowego i stawić czoła wyzwaniom. I tak jesteśmy tu już ponad 13 lat, nie licząc kilkuletniej przerwy, kiedy mieszkaliśmy w Singapurze i USA.
Czym się pani zajmuje?
W Brisbane już od kilku lat robię badania dla rządu Queensland w obszarze edukacji. Pracujemy nad doskonaleniem szkół publicznych i zarządzania nimi po to, by uczniowie osiągali lepsze wyniki i mieli lepszy start w przyszłość. To wspaniała praca, z misją.
Jakie miała pani wyobrażenie o Australii, zanim przyjechała pani do tego kraju?
Przyznam szczerze, że mimo wielu lat edukacji, o Australii nie wiedziałam zbyt wiele. Czytałam i słyszałam o zrelaksowanej postawie Australijczyków i to zostało pozytywnie zweryfikowane. Oni naprawdę mało czym się przejmują, co można było dostrzec w telewizyjnych i radiowych serwisach informacyjnych. Nie ma w nich takiego nasycenia doniesieniami o konfliktach, morderstwach, wojnach. Dziennikarze często zajmują się błahostkami i jest dużo śmiechu.
Wydawało mi się, że Australia to kraj bardziej dziki, nieokiełznany, dlatego wielkie wrażenie zrobiło na mnie Brisbane – miasto, które mało kto potrafi pokazać na mapie, a które zadziwia infrastrukturą i nowoczesnością. Początkowe oczekiwania potwierdziły się za to w stosunku do obszarów Australii określanych mianem "outback" (dop. red. obszary pustynne środkowej Australii, charakteryzujące się czerwoną barwą podłoża). W "outbacku" zakochałam się od pierwszego wejrzenia i z tego powodu pokochałam kolor czerwony, którego nigdy nie lubiłam. Czerwona ziemia to prawdziwa, gorąca, bezkresna Australia.
A co z legendarnymi australijskimi insektami?
Na początku mnie przeraziły. Zwłaszcza wielkie pająki z rodziny spachaczowatych (ang. huntsman), które nocą wychodzą na łowy i potrafią skakać nad głowami z jednej ściany na drugą. Generalnie dużo jest tu pająków, ale te groźne rzadko się widuje, a w sumie tylko te się zabija. Każdy inny pajączek odgrywa jakąś rolę w przyrodzie, więc raczej należy go zostawić w spokoju.
Pomimo groźnych insektów i innej fauny – poleciłaby pani Australię jako kierunek turystyczny?
Nie wyobrażam sobie lepszego kierunku turystycznego niż Australia. To kraj tak zróżnicowany, że nie można się tu nudzić. Jedynym wyzwaniem jest zdecydowanie, co wykreślić z listy atrakcji, bo jest tych rzeczy cała masa i rozsypane są po wielkim kontynencie.
Zwiedzanie wcale nie musi być drogie, ale by do Australii dolecieć, trzeba wydać dość sporo na bilet lotniczy. Po kraju można poruszać się samochodem, bo wynajem nie jest aż tak drogi, ale za to takie podróżowanie zajmuje czas.
A co konkretnie warto zobaczyć?
Oczywiście, jest powszechnie znana lista atrakcji, które wszyscy powinni odwiedzić – jest na niej Uluru, rafa koralowa u wybrzeży Cairns, Sydney ze słynną operą, czy Great Ocean Road w okolicach Melbourne. Te miejsca trzeba zobaczyć, ale ja poleciłabym odwiedzić również kilka mniej znanych.
Jednym z takich miejsc jest Wyspa Kangura. Jest mało zaludniona i w dużej mierze dzika, a podziwiać na niej można piękne zatoki, australijską roślinność i zwierzęta w ich naturalnym środowisku: od kangurów, kolczatek i koali, poprzez australijskie lwy morskie i foki futrzaste, aż po pingwiny. Innym ciekawym miejscem, kryjącym kawałek historii naturalnej Australii, jest obszar na Zachód od Cairns – tu warto zobaczyć Undara z jej podziemnymi tunelami powulkanicznymi, Cobbold Gorge, gdzie płynie się łódką, mając słodkowodne krokodyle na wyciągnięcie ręki, czy piaskowe jaskinie w Chillagoe.
Jeśli ktoś woli klimaty oceaniczne, polecam piękne turkusowe zatoki wzdłuż linii brzegowej między Perth a Exmouth, w którym po ulicach przechadzają się, jakby nigdy nic, australijskie strusie emu. Można też zrobić mały objazd i odwiedzić Górę Augustus, która jest największym, sięgającym wiekiem ponad miliard lat, monolitem na świecie.
Prawdziwa Australia jednak to suchy, gorący i trudny do przebrnięcia i poskromienia ląd, który przez lata zmusił człowieka do życia w zgodzie z naturą. Największą wiedzę w tym zakresie posiadają Aborygeni — ich więź z lądem i szacunek dla natury to jedna z największych wartości Australii, zwłaszcza w kontekście zmian klimatycznych, o których tyle się dzisiaj mówi. Dlatego warto zgłębić tę inną, mniej turystyczną Australię i historię Aborygenów.
Aborygeni dziś niestety stanowią mniejszość. Natomiast większość obecnej populacji kraju to potomkowie imigrantów z Wielkiej Brytanii. Jacy są dzisiejsi Australijczycy?
Australijczycy są bardzo wyluzowani, szczerzy i tacy normalni. Nie oceniają innych, są otwarci i przyjmują cię takim, jakim jesteś. Możesz im powiedzieć, że spędziłaś w więzieniu połowę życia, a teraz zdecydowałaś się zostać naukowcem i nikogo to specjalnie nie zszokuje. To daje poczucie akceptacji. Nikt nie zwraca też specjalnie uwagi na ubiór czy wygląd, co powoduje, że z czasem o nim zapominamy. Ale wciąż pamiętam, jak na początku pobytu, zszokował mnie student przechadzający się po kampusie uniwersytetu na boso lub profesor, który przyszedł na konferencję w krótkich spodenkach w palemki.
Australijczycy kochają życie. Często zamykają drzwi do pracy dość wcześnie i idą na plażę lub do znajomych na BBQ. Praca zawodowa nie zawsze zajmuje pierwsze miejsce wśród życiowych priorytetów – ważniejsze są hobby i inne zajęcia – często w ramach wolontariatu na rzecz społeczności lokalnych, szkół, organizacji charytatywnych lub natury. To mi bardzo tutaj w ludziach imponuje. Mam wrażenie, że są mniej skoncentrowani na sobie i generalnie mniej rządzi nimi żądza pieniądza.
A jacy są dla obcokrajowców?
Bardzo serdeczni i akceptujący. Znajdą czas na pogawędkę i są ciekawi twojej historii. Chętnie udzielą pomocy, wskażą drogę, pomogą coś załatwić. Myślę, że wynika to z tego, że w Australii, oprócz jej rdzennych mieszkańców — Aborygenów — każdy kiedyś skądś tu przybył i był w podobnej sytuacji. To rodzi więź, która łączy Australijczyków.
Jak ich pogodna natura wpływa na radzenie sobie z żywiołami, które tak często sieją spustoszenie w regionach kraju?
Główne problemy Australii, w tym Queensland, to susze, pożary, cyklony i powodzie – generalnie wszystkie zjawiska naturalne, które nasiliły się wraz ze zmianami klimatycznymi. Australijczycy chyba są oswojeni z myślą, że zawsze może się coś wydarzyć i nawet w najgorszych sytuacjach, potrafią zachować pogodę ducha. W trakcie powodzi Internet obiegają zdjęcia uśmiechniętych Australijczyków siedzących po kolana na zalanej autostradzie, z puszką piwa w ręku.
A jak radzą sobie z pandemią?
Australijczycy początkowo nie traktowali zaleceń zbyt poważnie (mało kto nosił maseczki lub rygorystycznie przestrzegał zasady 1,5 m dystansu), ale z czasem się to zmieniło.
Teraz życie toczy się już w miarę normalnie, poza tym, że objawy COVID-19 wymagają sprawdzenia testem i izolacji domowej aż do uzyskania jego wyników. Wiele osób, które pracowały częściowo z domu, kontynuuje to, jeśli organizacja taką formę pracy wspiera. Szkoły działają normalnie. Sklepy się przystosowały, zmieniając nieco wygląd i promując nowe wzorce zachowań. W zasadzie to "new normal" wygląda całkiem normalnie.
Mało ludzi przemieszcza się po kraju, bo wjazd do wielu stanów, jeśli w ogóle możliwy, wiąże się z koniecznością odbycia 14-dniowej kwarantanny w hotelu na własny koszt – to skutecznie odstrasza.
Gospodarka australijska oczywiście ucierpiała wskutek pandemii. Spowolnił się wzrost gospodarczy, wzrosło bezrobocie, powiększył się dług publiczny. Bardzo ucierpiały turystyka, lotnictwo, hotelarstwo i gastronomia, handel, usługi rekreacyjne oraz transport. Niektóre dziedziny gospodarki natomiast, mimo pandemii odnotowują wzrost – np. sektor zdrowia czy przemysł energii odnawialnej.
Z mojej perspektywy reakcja Australii była bardzo szybka i dość kategoryczna, choć w porównaniu z innymi krajami, przypadków wirusa i ofiar śmiertelnych mieliśmy i mamy bardzo mało. Myślę, że to była strategia "dmuchania na zimne" i w tym sensie była na pewno skuteczna. Jakie zaś są lub będą tego konsekwencje dla gospodarki i innych sfer życia – jest to teraz przedmiotem badań i o pełnym bilansie dowiemy się w przyszłości.