Polka w Meksyku. "Podczas Dnia Zmarłych można oswoić się ze śmiercią"
Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to w Polsce czas zadumy i refleksji. Inaczej jest w Meksyku. Tam obchodzi się Día de los Muertos w radosny sposób, organizując parady i ciesząc się z możliwości wspominania zmarłych.
Karolina Laskowska: Skąd pomysł na przeprowadzkę do Meksyku?
Iwona Klemczak, autorka strony "Meksyk po polsku": To nie była decyzja z dnia na dzień ani też romantyczna historia, bo zaczęło się od pracy w firmie cementowej (śmiech).
Interesowałam się Meksykiem i studiowałam filologię hiszpańską. Dostałam wtedy pracę w meksykańskiej firmie zajmującej się właśnie produkcją cementu. Pracowałam w niej przez rok jako tłumaczka. Zarobiłam pieniądze w meksykańskim przedsiębiorstwie, więc postanowiłam wydać je w Meksyku. Wyjechałam na 3-miesięczne wakacje i zakochałam się w tym kraju.
Już wtedy stawiałam pierwsze kroki w branży turystycznej. Zostałam rezydentką, ale często wracałam do ojczyzny. Dzieliłam życie między Polskę a Meksyk. Pół roku tu, pół roku tam. Było to męczące. Zdecydowałam się więc na stałe zamieszkać w Meksyku, a do Polski wracam na wakacje.
Mieszkasz w stolicy od 9 lat. Czym zajmujesz się na co dzień?
Jestem licencjonowaną przewodniczką i oprowadzam grupy głównie z Polski. Organizuję też wycieczki. Angażuję się w projekty okołoturystyczne, np. w zeszłym roku pomagałam przy produkcji programu telewizyjnego, który tutaj nagrywano.
Co szczególnie warto zobaczyć w Meksyku?
To jeden z najbardziej różnorodnych krajów na świecie. Pustynie, góry, wulkany, jeziora, rzeki, las tropikalny, wapienne studnie, Morze Karaibskie, Ocean Spokojny, liczne zabytki. Można znaleźć prawie wszystko. Ale ja szczególnie staram się promować mniej znaną, północną część kraju.
Meksyk to ogromny kraj, mogłabym godzinami polecać tutejsze atrakcje (śmiech). To miejsce dla miłośników zabytków, kultury, sportów i wyznawców religii.
A przeżyłaś jakieś zaskakujące sytuacje związane z odmienną kulturą?
Zaskoczyły mnie te dotyczące pracy. Stereotypowy obraz Meksykanina wiąże się ze sjestą i leżeniem pod kaktusem. Nieprawda. To jeden z narodów, które pracują najdłużej, bo od rana do wieczora. Nie zawsze idzie to w parze z produktywnością. Urlop trwa tu ok. 6-10 dni.
Co prawda jest wiele świąt, ale wtedy wszyscy na raz wyruszają i tworzą się korki, a ceny w hotelach idą w górę.
Meksykanie inaczej podchodzą do kwestii czasu. Nie każdy oczywiście się spóźnia, ale występuje większy luz. Impreza na 19 zaczyna się często o 21. Organizując jakąś uroczystość i zapraszając kilkanaście osób, trzeba się liczyć z tym, że każda z nich przyprowadzi z sobą kilku towarzyszy, a małe przyjęcie zamieni się w taneczną imprezę.
Są bardzo życzliwymi ludźmi, którzy cieszą się, gdy mogą komuś pomóc. Nigdy nie czułam się tu samotna.
Mieszkańcy mają też dużo problemów, np. z biedą, trzęsieniami ziemi, wybuchami wulkanów, huraganami, handlarzami narkotyków. Dystans do rzeczywistości i humor pomagają uporać się z wydarzeniami, na które nie ma się większego wpływu. Poprzez zabawę, np. podczas Dnia Zmarłych, można oswoić się ze śmiercią. Dla Polaków może to być zaskakujące.
Dzień Zmarłych obchodzicie zupełnie inaczej niż my. Jak się do niego przygotowujecie?
Dla mnie to najpiękniejsze i najbardziej wzruszające święto. Narosło wokół niego wiele mitów. To nie kult śmierci ani Halloween. Ma wiele elementów chrześcijańskich i europejskich. Święto przypada na 1 i 2 listopada, a same przygotowania rozpoczynają się już na początku października. Wtedy można kupić "pan de muerto" (chleb zmarłych) będący słodkim, drożdżowym wypiekiem z dwoma wałeczkami na górze symbolizującymi przecinające się kości.
Meksykanie chcą wspominać swoich zmarłych przez min. kilka tygodni. Tworzą tzw. "ofrendas" – ołtarze na ulicach lub w domach. Znajdują się na nich pomarańczowe aksamitki, czaszki, figurka Maryi, zdjęcie zmarłego i jego ulubione jedzenie oraz picie. Organizowane są też konkursy na najładniejsze ołtarze. Niektóre z nich to prawdziwe dzieła sztuki pełne kolorowych ozdób.
W nocy odbywa się czuwanie na cmentarzach. Przy dźwiękach muzyki wspomina się zmarłych. Panuje radosny nastrój z powodu możliwości trwania przy bliskich. Dzieci od najmłodszych lat oswajają się z tematem śmierci. W szkole z okazji świąt kolorują wizerunki czaszek oraz przygotowują tzw. “calaveritas”, czyli fraszki o śmierci.
Organizowane są też specjalne pochody z przebranymi mieszkańcami, np. w mieście Aguascalientes, z którego pochodził grafik José Guadalupe Posada. Był on autorem kościotrupa zwanego dawniej Garbancerą a aktualnie Catriną. To nowy symbol tego święta. W stolicy odbywają się dwa pochody – jeden tradycyjny i drugi wywodzący się z filmu o Jamesie Bondzie (wymyślili ją scenarzyści "Spectre" - dop.red.).
Inne zwyczaje mają Majowie z miejscowości Pomuch, którym po kilku latach od pochówku śni się zmarły, prosząc o powietrze. Bliscy otwierają wtedy nietypowy grób (sposób owijania zwłok i pochówku umożliwia ponowne otwarcie - dop. red.), czyszczą kości i wkładają do specjalnego pudełka z kolorowym obrusem. Potem stawiają je na betonowym podeście na cmentarzu. Mieszkańcy przed Świętem Zmarłych otwierają pudełka, piorą obrusy i dbają o kości. To wyjątkowa i szokująca tradycja ukazująca, że śmierć nie jest czymś ostatecznym a etapem przejściowym.
Zaznaczę, że Meksykanie po śmierci bliskiego przeżywają proces żałoby i żegnają go z wielkim smutkiem. Ale w tych dniach cieszą się, że mogą ponownie z nim się spotkać. Niektóre elementy tego święta mogą różnić się pomiędzy regionami.
A jak będą wyglądały tegoroczne obchody?
Będą inne za sprawą pandemii. Najsłynniejsza parada w Meksyku odbędzie się wirtualnie.
W dzielnicy Coyoacán w stolicy oraz w miejscowości Mixquic odwołano świąteczne wydarzenia i zamknięto cmentarze. W Michoacan wprowadzono ograniczenia liczby odwiedzających. W poszczególnych stanach może być nieco inaczej.
A jakie jeszcze zmiany zaszły w życiu mieszkańców z powodu pandemii?
Meksyk nie zamknął i raczej nie zamknie granic. Mamy dość stały poziom zachorowań – ok. kilka tysięcy dziennie. Może być zaniżony, bo wykonuje się mało testów.
Meksyk to republika federalna podzielona na stany, zatem pewną władzę ma prezydent, ale też gubernatorzy. To oni decydują o lokalnych restrykcjach.
Cały kraj wprowadził tzw. system świateł, trochę podobny do zielonej, żółtej i czerwonej strefy w Polsce. Na początku wszystkie stany były czerwone, a otwarte były tylko niezbędne firmy. Obecnie otwiera się coraz więcej obiektów. Działa miejska komunikacja i mamy też wewnętrzne loty. Lekcje są zdalne.
Chcę podkreślić, że tam, gdzie mieszkam, poważnie podchodzi się do pandemii i przestrzega zasad. Do restauracji wchodzi się w maseczce po zmierzeniu temperatury, a następnie odkaża się buty na specjalnej wycieraczce. Od czasów świńskiej grypy stosuje się też żele do dezynfekcji. W jednym z muzeów odkazili mi nawet całe ubranie.
Jak do zaleceń podchodzą inni mieszkańcy?
Są ludzie, którzy nie mają możliwości zostać w domu. Pojawiają się hasła: "Nie umrzemy z powodu wirusa, tylko z powodu biedy!" Wielu żyje z dnia na dzień ze sprzedaży. Niektórzy nie stosują się do zasad. Ale tak jak wspomniałam – w moim mieście większość osób podchodzi poważnie do problemu i przestrzega zaleceń.
Świetnie tu działa tania opcja dostawy do domu. Można tak zamówić jedzenie i leki. Niestety, państwowa służba zdrowia jest na złym poziomie. Dużo ludzi nie ma nawet ubezpieczenia. Według rządu wszystko jest pod kontrolą, a w rzeczywistości bywa inaczej. Sam prezydent Meksyku podchodzi "lekko" do tematu pandemii i twierdzi, że ma chroniący go amulet. To też wpływa na zachowania niektórych rodaków. Nie chcę jednak generalizować, bo to bardzo zróżnicowany kraj. Są osoby przestrzegające zasad i takie, które je lekceważą. Podobnie jak w Polsce.
Zobacz wideo: Najstarsza świątynia Majów. Przez setki lat była pogrzebana pod ziemią