Polka w Niemczech. "Nigdy nie dają mi odczuć, że jestem gorsza"
Justyna Rygielska nie kryje: Hamburg to trudne miasto. A jednocześnie ona i jej rodzina wiele mu zawdzięczają. Szczecinianka opowiada, dlaczego zdecydowała się na przeprowadzkę i czego się dzięki niej nauczyła.
Magda Żelazowska: Kiedy i w jakich okolicznościach zamieszkałaś w Hamburgu?
Justyna Rygielska: W czasie mojej pierwszej wizyty w Hamburgu podczas spaceru z koleżanką odebrałam telefon od męża, który właśnie otrzymał propozycję pracy w Berlinie. Moja koleżanka krzyknęła: a w Hamburgu nie ma pracy? Mój mąż wziął to na poważnie. Wkrótce otrzymał propozycję pracy w Hamburgu i ją przyjął.
Mieszkaliśmy wtedy pod Szczecinem i nie planowaliśmy wyjazdu za granicę. Założyłam, że mąż wyjedzie na pół roku i wróci do mnie i córki do Polski. Miałam wtedy dużo pewności siebie i wiary w to, że sobie poradzę, dlatego nie miałam nic przeciwko. Jednak po pół roku to my z córką przeniosłyśmy się do Niemiec.
Dodatkową motywacją okazała się niemiecka opieka medyczna – w Hamburgu znaleźliśmy przyczynę braku mowy u naszego dziecka i rozpoczęliśmy leczenie. To nas przekonało, by tam zamieszkać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Słyną z festiwali. Octoberfest to nie wszystko
Czym się tam zajmujesz?
Zajmuję się domem i rodziną, jestem też doradczynią noszenia dzieci w chustach i nosidłach miękkich. Uczę, jak i w czym nosić dziecko, by było zdrowo i wygodnie. Pokazuję, tłumaczę i rozmawiam. Często to właśnie rozmowa jest wisienką na torcie, bo mamy, z którymi pracuję, najczęściej są Polkami i to spotkanie jest dla nas okazją, by porozmawiać w języku polskim. Prowadzę też zajęcia dla polskich dzieci oraz drużynę harcerską - ZHP Świat.
Prywatnie jestem kobietą, która uwielbia być w ruchu. Podróże nie muszą być odległe, czasem wystarczy mi wędrówka, nowa ścieżka, odkrycie nowego miejsca. Na szczęście moje dzieci są w tym do mnie podobne i często ruszamy przed siebie razem.
Czy poza atrakcyjnością turystyczną Hamburg to miasto dobre do życia?
Hamburg to trudne miasto. Główne minusy to pośpiech, poczucie anonimowości, problemy mieszkaniowe i przestępczość. Jeśli znajdziesz tu znajomych i wsparcie od innych, to dasz sobie radę. Wiele osób przyjeżdża tu na krótko - na kontrakty, żeby się dorobić. Mieszkają tu ludzie z różnych części świata. Przyzwyczaiłam się, że słyszę wiele języków w ciągu jednego dnia.
Cenię to miasto za to, że skrywa wiele zielonych miejsc. Jest tu wiele parków, terenów do wypoczynku w naturze. W upalne dni można skryć się na leśnych polanach, które znaleźć można w każdej dzielnicy. Plusem jest sprawna komunikacja miejska. Hamburg oferuje wiele atrakcji turystycznych. Muzea, teatry, moje ulubione oceanarium - to najlepsze miejsca, gdy brakuje mi światła i ciepła. Dokucza mi pogoda w Hamburgu, od listopada do marca panuje tu szarość, jest ciemno i ponuro.
Niemcy dużo narzekają na pogorszenie się standardu życia, wysokie czynsze, inflację. Jak oceniasz to z perspektywy imigrantki?
Jak każdy odczuwam podwyżki. Do niedawna wielu Niemców jeździło na większe zakupy do Polski, ale od kilku miesięcy część produktów jest tańszych tutaj. Rachunki idą w górę, powstaje coraz więcej konkurencyjnych firm dostarczających prąd, internet. Powoli nie jakość, a cena staje się najważniejsza.
Czy obserwujesz zmiany w sposobie postrzegania polskich emigrantów przez Niemców?
W gronie moich znajomych są również Niemcy. Nigdy nie dają mi odczuć, że jestem gorsza czy inna, bo jestem z Polski. Przeciwnie, są ciekawi innej kultury, polskiej kuchni. Czasami spotykam osoby, które wydają się zniechęcone, że rozmawiają z kimś, kto nie jest Niemcem. Czasem nawet podważają moje kompetencje. Na szczęście zdarza się to rzadko.
Jakie zwyczaje przejęłaś, żyjąc w Niemczech?
Inaczej gotuję. Kiedyś zrobiłam sobie wyzwanie, by przez dwa tygodnie jeść potrawy z różnych części świata. Są tu sklepy tureckie, marokańskie, chorwackie, rosyjskie, są też polskie.
Dzięki środkom komunikacji publicznej odzwyczaiłam się od jazdy samochodem po mieście. Poza tym dużo kupuję online. Jeśli potrzebuję czegoś, a wiem, że następnego dnia nie będę szła do sklepu, to zamawiam to online.
Dużą zmianą było też dla mnie wychodzenie z domu bez makijażu i niekoniecznie w dopasowanym ubraniu. Zdarza mi się odprowadzić dziecko do szkoły w piżamie. Nikt tu nie przykłada wagi do tego, jak jesteśmy ubrani.
Jakie miejsca na niemieckim wybrzeżu polecasz?
Wyspa Sylt na Morzu Północnym to moje ulubione nadmorskie miejsce. Gdy tam jestem, mam poczucie, jakbym była na innym kontynencie albo na planie filmowym. Są tam piękne wydmy, wysokie fale i foki. Spędziłam tam trzy tygodnie w ramach Mutter Kind Kur - sanatorium dla mam z dziećmi.
Czy dziś wyobrażasz sobie powrót do Polski?
Po tylu latach, a już za chwilę będzie ich dziesięć, to nie byłby powrót. Czas się nie zatrzymał, wszystko poszło dalej. Nie ma już tamtego Szczecina, tamtych ludzi, tamtej mnie.
Mój młodszy syn urodził się w Hamburgu, a córka miała dwa lata, gdy się tu przenieśliśmy. Nie wiem, jak moje dzieci zniosłyby to, że do ich szkoły nie chodzą dzieci o różnym kolorze skóry i mówiące na przerwach w różnych językach. Również to, że istnieją pary homoseksualne, jest dla nich czymś oczywistym. To nie jest tolerancja, to świat, który znają i który rozumieją. To ja powinnam się uczyć większej tolerancji, chociaż mieszkając w Polsce, uważałam, że nie mam z tym problemu.
Czasem myślę, że już na nas czas, że to miasto dużo nam dało, jednak powoli zbliża się pora, by je opuścić. Gdy myślę o przeprowadzce, to raczej do innej części Niemiec. Nie wiem, co przyniesie następny dzień. Jeszcze parę lat temu mówiłam, że jestem tu tylko na chwilę.