LudziePolka w RPA: "Nie zamieniłabym tego kraju na inny"

Polka w RPA: "Nie zamieniłabym tego kraju na inny"

"Zdumiewająco szybko można się przyzwyczaić do tego, że trzeba tu strzec swojego życia. Ale to wcale nie przeszkadza, by się tym życiem cieszyć" – opowiada w rozmowie z WP Agnieszka Malonik-Taggart. Polka od ponad dekady mieszka w RPA.

Polka w RPA: "Nie zamieniłabym tego kraju na inny"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Agnieszka Malonik-Taggart
Magda Owczarek

02.08.2018 | aktual.: 03.08.2018 10:16

Magda Owczarek, WP: Kiedy rozmawiam z ludźmi z drugiej półkuli, często zazdroszczę im ciepła i słońca. Ale dziś to u mnie jest lato, a u ciebie, w Południowej Afryce, zima.

Agnieszka Malonik-Taggart: O tej porze roku wieczorem temperatura spada do 4 st. C. Nad ranem będzie już poniżej 0 stopni, a na trawie szron. Ale przez 9-10 miesięcy w roku w RPA jest słonecznie i ciepło.

Ciepły klimat ułatwił decyzję o przeprowadzce?

W RPA znalazłam się z powodów zawodowych. W Polsce pracowałam w dużej, międzynarodowej firmie z branży FMCG (fast-moving consumer goods - określenie produktów szybkozbywalnych - przyp. red.). W 2007 r. zaproponowano mi kilkuletni kontrakt za granicą. Szefowie widzieli, że chciałam się rozwijać i zależało mi na wyjeździe dokądkolwiek. Dostępne było stanowisko w Johannesburgu. Pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną, zobaczyłam najbliższą okolicę. Warunki mi odpowiadały. Wcześniej byłam w RPA dwa razy, więc wiedziałam, czego się spodziewać.

Obraz
© Agnieszka Malonik-Taggart

10 lat temu RPA, a zwłaszcza Johannesburg, zaliczano do najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. W przewodniku Lonely Planet znalazłam nawet specjalną listę "taktyk przetrwania".

Przed wyjazdem znajomi wysyłali mi przerażające artykuły na temat tego, co się tu dzieje. Mama też prosiła, żebym przemyślała tę decyzję, choć była już trochę przyzwyczajona do moich pomysłów - miałam za sobą kilkumiesięczną samotną podróż z plecakiem po Afryce w latach 90., tuż po zniesieniu apartheidu i w czasie wojny w Rwandzie. Johannesburg był i nadal jest bardzo niebezpieczny, zorganizowana przestępczość od lat pozostaje tu nierozwiązanym problemem. Z dzisiejszej perspektywy pewnie sama odradziłabym przeprowadzkę tutaj samotnej kobiecie, choć przez 11 lat nic mi się nie stało.

Obraz
© Shutterstock.com

Na jednym kontrakcie się nie skończyło?

Planowałam po kilku latach przenieść się gdzie indziej – to częsta ścieżka kariery pracowników, których centrala zdecydowała się przenieść do innego kraju. Tak się jednak nie stało. W tamtej firmie pracowałam przez 7 lat, potem przeniosłam się do innej, z tej samej branży. W międzyczasie poznałam mojego przyszłego męża, Brytyjczyka, który się tu wychował. Urodziłam dziecko i zostałam w RPA na stałe.

Obraz
© Agnieszka Malonik-Taggart

Ciąża nie skłoniła cię do zmiany adresu na bezpieczniejszy?

Czasem zastanawiamy się z mężem nad przeprowadzką gdzie indziej. Tuż po urodzeniu synka dostałam propozycję pracy w Wielkiej Brytanii, ale zrezygnowałam. W RPA żyje nam się bardzo dobrze, oboje z mężem mamy niezłe pensje, koszty utrzymania i opieki nad dzieckiem są niższe niż w Europie, więc stać nas na dużo lepszy standard życia. W RPA brakuje wykwalifikowanych pracowników, bo wielu z nich wyjechało, a lokalne zaplecze edukacyjne jest niewystarczające, szczególnie jeśli chodzi o nauki ścisłe. Kierownicy średniego szczebla mogą liczyć na świetne warunki zatrudnienia, stać ich na mieszkanie na chronionych osiedlach z basenami i kortami tenisowymi. Nieruchomości, zwłaszcza działki pod budowę, są tu tańsze niż w Europie. To przyciąga cudzoziemców.

Obraz
© Shutterstock.com

Co na to miejscowi?

W RPA funkcjonuje program BEE (Black Economic Empowerment) będący systemem preferencyjnym dla ludności wcześniej dyskryminowanej (czyli ludności nie białej - rdzennym Afrykańczykom oraz Azjatom, którzy przybyli na te tereny jako niewolnicy i jeńcy). Zapewnia im on lepszy dostęp do szkół i miejsc pracy niż mieszkańcom RPA o pochodzeniu europejskim. Niestety, system nie zdążył jeszcze wykształcić wykwalifikowanej kadry, więc pracodawcy w wielu przypadkach nie mają innego wyjścia niż zatrudnienie doświadczonego cudzoziemca. To oczywiście rodzi w miejscowych poczucie niesprawiedliwości.

Obraz
© Shutterstock.com

Na blogu piszesz, że problem przestępczości w RPA nie wynika z podziałów kulturowych. To co za nim stoi?

Różnice ekonomiczne. Ofiarą przemocy może zostać każdy, bez względu na kolor skóry. Na atak bardziej narażeni się mieszkańcy niż turyści, bo turyście można najwyżej ukraść plecak lub aparat. Naprawdę niebezpieczne są napady z bronią w ręku, nastawione na rabunek domów, mieszkań i samochodów. Na farmach to często forma zemsty za osobiste zatargi, nie zawsze prawdziwe krzywdy, złe traktowanie. W przypadku ludności w miastach jest to zwykle przestępczość zorganizowana – mogą stać za nią pracownicy firmy budowlanej czy ogrodniczej, którzy widzą, że ktoś jest zamożny, podglądają zabezpieczenia w domu, a nawet współpracują z ochroną osiedla.

Obraz
© Shutterstock.com

Co mi po willi z basenem, skoro muszę ją ogrodzić zasiekami z drutu kolczastego...

Zasieki to przeżytek, dziś używa się zabezpieczeń elektronicznych, w tym czujników ruchu, które uruchamiają alarm. Kiedyś takich nie miałam, zdarzało mi się spać samej przy otwartych drzwiach. Dziś jestem bardziej świadoma, mój dom jest dobrze chroniony. Zaskakujące, jak szybko można się do tego przyzwyczaić. Po prostu o tym nie myślę. Do czasu, kiedy coś uruchomi czujniki. Wpadam w panikę na każdy fałszywy alarm, np. kiedy przez pole czujnika przeleci duży ptak. Wtedy w kilka sekund trzeba podjąć decyzję, czy odwołać patrol firmy ochroniarskiej czy jednak kazać im przyjechać, bo może ktoś wtargnął na teren domu czy ogródka. Staram się myśleć racjonalnie i restartuję alarm. Jeśli nie uruchamia się ponownie, to znak, że wszystko w porządku.

Obraz
© Agnieszka Malonik-Taggart

W RPA da się spokojnie wychowywać dziecko?

Tak, pod warunkiem, że ma się na tyle dobrą sytuację materialną, aby móc sobie pozwolić na ochronę mieszkania, opiekunkę dla dziecka, opiekę medyczną, przedszkole, szkołę. W RPA za to wszystko trzeba zapłacić. Tutejszy system nie jest sprawiedliwy dla mniej zamożnych.

Często podróżujesz po kraju?

Kiedy tylko mam okazję. RPA to jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich byłam. Jeśli chodzi o krajobrazy, to nawet w Indonezji czy na Filipinach nie podobało mi się tak, jak tu. Uwielbiam Sodwana Bay i Cape Vidal i ich bezkresne białe wydmy, zupełnie puste, otoczone przez ciepły Ocean Indyjski i wspaniałą rafę koralową. Przepiękny jest Kapsztad – nad nim wznosi się Góra Stołowa, wokół rosną winnice. Bardzo lubię Góry Smocze, gdzie zimą można nawet wybrać się na narty. Niesamowite są parki narodowe takie jak Park Krugera i Addo, gdzie na wolności żyje Wielka Piątka (lew, bawół, nosorożec, słoń i lampart). Garden Route, czyli szlak ogrodów ciągnący się od Kapsztatu do Port Elizabeth to z kolei trasa przepięknych urwisk i klifów z których można obserwować hasające w wodzie wieloryby i delfiny.

Obraz
© Agnieszka Malonik-Taggart

Masz wśród przyjaciół Afrykańczyków?

Pytasz o czarnych Afrykańczyków? Bo biali, którzy się tu urodzili i wychowali, to też Afrykańczycy. Mam tylko jedną czarnoskórą koleżankę, reszta moich przyjaciół to ekspaci (wysokiej klasy specjaliści, którzy opuścili ojczyznę, aby pracować za granicą - przyp.red.) oraz mieszkańcy RPA europejskiego pochodzenia. Ubolewam nad tym, że kolor skóry nadal jest tu taką barierą. Tuż po przyjeździe zabiegałam o to, by integrować się z rdzennymi Afrykańczykami, poznać ich kulturę, ale oni trzymali mnie na dystans. Zrozumiałam, że apartheid to nie zewnętrzny system, to coś, co ludzie mają w głowach. Ten kraj ma za sobą trudną historię, która wciąż dzieli ludzi. Biali i czarni mogą ze sobą współpracować, ale prywatnie niechętnie się integrują. Wierzę, że pokolenie mojego syna to zmieni. Dzieci są na siebie bardziej otwarte. Mam nadzieję, że rodzice tego nie zepsują przez podsycanie pamięci o bolesnej przeszłości.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

wywiadrpapolka
Zobacz także
Komentarze (105)