Pucz w Birmie. "Wisiało to gdzieś w powietrzu"
Kilka dni temu wojsko przejęło władzę w Mjanmie (dawnej Birmie), twierdząc, że wybory parlamentarne były sfałszowane. Zatrzymano liderów zwycięskiej partii i wprowadzono stan wyjątkowy. Zapowiedziano, że armia będzie rządzić przez najbliższy rok, a potem zostaną przeprowadzone nowe wybory. - Wisiało to gdzieś w powietrzu - mówi Aleksandra Sawicka Green mieszkająca w Rangunie, największym mieście Birmy.
Karolina Laskowska: 8 listopada 2020 r. partia Narodowa Liga dla Demokracji (NLD) zdobyła 83,2 proc. miejsc w parlamencie, natomiast popierana przez armię Unia Solidarności i Rozwoju (USDP) 6,9 proc. Czy partia, która wygrała w wyborach, rzeczywiście miała tak duże poparcie w społeczeństwie?
Aleksandra Sawicka Green: NLD na pewno cieszy się ogromnym poparciem wśród Mjanmańczyków (w szczególności wśród większości etnicznej – Bamarów). Nawet pomimo tego że wielu z nich liczyło na szybszy rozwój gospodarczy i większe zmiany wprowadzane przez rząd. Część z wyborców krytycznie podchodzi do transformacji ustrojowej i np. stosunku rządu do wolności słowa. Głośną sprawą było aresztowanie Wa Lone and Kyaw Soe Oo, dwóch dziennikarzy Reutersa, za ujawnienie tajnych informacji, a de facto opisanie mordu na muzułmańskiej mniejszości etnicznej – Rohingja.
Jednak z braku realnej alternatywy głosowano na NLD. Czy wybory były transparentne, wolne i równe? Pewnie nie. Pod pretekstem braku bezpieczeństwa i trudnej sytuacji związanej z COVID-19, NLD ograniczyła znacznie możliwości głosowania w Karen, Shan i Rakhine, regionach zdecydowanie niesprzyjających władzy. Jednak wątpię, żeby te regiony głosowały na sprzyjającą wojsku USDP. Ci natomiast liczyli na pewno na lepszy wynik i stąd zarzucanie fałszerstw i liczne pozwy, a teraz pucz.
Można się było spodziewać, że dojdzie do wojskowego buntu i próby przejęcia władzy?
Wisiało to gdzieś w powietrzu. Termin wybuchu puczu nie jest przypadkowy, ponieważ we wtorek, 2 lutego, miała rozpocząć się sesja nowego parlamentu. Gdyby do niej doszło, wyniki byłyby niejako uznane. 1 lutego armia przejęła kontrolę nad krajem i ogłosiła stan wyjątkowy. Aresztowano m.in. liderkę partii rządzącej i laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla - Aung San Suu Kyi, prezydenta U Wina Myinta i innych polityków oraz krytyków rządów militarnych. Nie znam natomiast nikogo, kto by oficjalnie popierał reżim wojskowy, a w szczególności pucz.
Jak obecnie wygląda sytuacja w Mjanmie (Birmie)?
Aktualnie przebywam w Polsce, ale pracuję zdalnie i mam kontakt z mieszkańcami Mjanmy. Wiem od nich, że spokój na ulicach jest tylko pozorny. Wiele miejsc, w tym moje tamtejsze biuro, jest zamkniętych. W poniedziałek nie było dostępu do internetu i połączeń telefonicznych. Wyłączono też telewizję i zamknięto banki. Dzień później podstawowe serwisy zaczęły już działać. Wciąż jednak nie wiadomo, co będzie dalej. Życie stanęło w miejscu. Od 20 do 6 obowiązuje godzina policyjna.
Jak radzą sobie mieszkańcy?
Birmańczycy, których znam, są przerażeni, sfrustrowani, źli. Wielu z nich w listopadzie od 4 - 5 rano stało w ogromnych kolejkach, by tylko oddać głos na NLD. Teraz zastanawiają się, co będzie dalej i jak żyć w nowej rzeczywistości. Jednak nauczeni przez historię, zamiast na ulicy, swoją frustrację wyrażają w sieci.
Ogromną rolę, szczególnie wśród młodych obywateli, odgrywa Facebook. Masowo przestają obserwować profile generałów, wojskowych gazet, stacji telewizyjnej czy nawet ulubionych celebrytów związanych z juntą. Bojkotują również marki wojskowe, np. Myanmar beer - najpopularniejsze piwo w kraju. Wymieniają też lokalną walutę na dolary. Wszyscy czekają na to, co będzie dalej i próbują wyłuskać prawdę z gąszczu dezinformacji.
Czy organizowane są też protesty?
Aung San Suu Kyi, liderka partii wybranej w listopadowych wyborach, zachęca do protestów. Protestują m.in. lekarze, którzy oczywiście są świadomi, że mogą zostać aresztowani i ponieść duże konsekwencje. Ich protest w czasie pandemii jest szczególnie dotkliwy.
Inni z kolei w mniejszym stopniu wychodzą na ulice, ale wyłączają wieczorem światła i tłuką garnkami w ramach buntu. Nie słyszałam o większych zamieszkach i mam nadzieję, że ich nie będzie. Protesty są głównie w formie online (dop. red. - na moment wywiadu było to aktualne, już dziś wiemy, że armia rozkazała państwowemu dostawcy internetu odciąć dostęp do: Facebooka, Messengera, Instagrama i WhatsAppa). Każdy ma świadomość, że z armią nie ma przelewek.
Ludzie mają też dość ciągłej dezinformacji. Przykładowo, wojsko w poniedziałek wydało komunikat, że lotnisko zostanie do końca maja zamknięte, a potem okazało się, że jednak nie. Armia nie informuje z wyprzedzeniem, kiedy będzie wprowadzać jakieś regulacje. Ambasady zalecają zaś obcokrajowcom trzymanie się z dala od ewentualnych punktów zapalnych.
Mjanma to jeden z najbiedniejszych krajów świata, a obecna sytuacja jest zapewne dodatkowo trudna?
Przed pandemią w skrajnym ubóstwie żyło około 30 proc. ludności, teraz mówi się o 60 proc. Bieda na takim poziomie to problem złożony, przejawiający się w każdej sferze życia. Największe trudności dotyczą braku dostępu do edukacji, służby zdrowia, informacji czy bezpieczeństwa osobistego. Normalnością jest wielogodzinna praca nawet najmłodszych dzieci. Ten proceder nie wywołuje zdziwienia wśród Birmańczyków, którzy raczej uważają, że pracodawcy “opiekują się” dzieckiem, bo inaczej byłoby głodne.
A jak dotychczas radziliście sobie z pandemią koronawirusa?
Od końca marca 2020 r. zamknięto lotnisko dla lotów pasażerskich. Jedyną opcją wjazdu lub wyjazdu z kraju jest "relief flight" - lot zorganizowany przez ambasady lub większe organizacje pozarządowe. Obowiązywała też godzina policyjna od 24 do 4. Zamknięto również wszystkie restauracje (choć można zamawiać na wynos) i zakazano zgromadzeń. Oficjalnie tylko jedna osoba z domu może wyjść na zakupy albo do banku, a dwie mogą jechać, np. do szpitala. Wszyscy muszą nosić maseczki i w miarę możliwości pracować z domu. Zakazano też podróży pomiędzy miastami.
Przez pewien czas, żeby wyjechać poza dzielnicę, trzeba było mieć specjalny kod QR, ale niezbyt się ten system sprawdził i szybko go zaniechano. Niestety, coraz więcej ludzi ma dosyć restrykcji i choć restauracje są zamknięte, gromadzą się oni w parkach, a maseczki zakładają, jeśli na horyzoncie pojawi się patrol policji.