W PodróżyRozkosze podróży z PKP Intercity. Ten pociąg nie jest zwany pożądaniem

Rozkosze podróży z PKP Intercity. Ten pociąg nie jest zwany pożądaniem

PKP Intercity jest jak ten miły facet, z którym się umawiasz, bo po pierwsze nie masz lepszej alternatywy, a po drugie – znajomi twierdzą, że on się naprawdę stara. Niestety już w pierwszej minucie randki przekonujesz się, że wolisz zostać zjedzona przez koty, niż spędzić pięć minut w ramionach tego pożal się Boże amanta.

Rozkosze podróży z PKP Intercity. Ten pociąg nie jest zwany pożądaniem
Źródło zdjęć: © www.intercity.pl
Anna Jastrzębska

18.09.2017 | aktual.: 18.09.2017 18:25

Nie wiem, co wy robiliście ostatnio, ale ja w zeszłym tygodniu odbyłam 3 randki z miłym panem o imieniu PKP i nazwisku Intercity. Dlaczego aż 3? Bo daję szansę. Jestem wyrozumiała. Wczoraj jednak ostatecznie zrozumiałam, że psu na budę te moje starania. Bo choć nie mam dużych wymagań (chciałabym tylko, żeby mój "partner" w podróży mi zanadto nie przeszkadzał), to zamiast konwaliowego zapachu w WC bezustannie dostaję od niego butem po twarzy.

Zresztą oceńcie sami.

"Nie podoba się? Można wysiąść"

Obraz
© PAP | Bartłomiej Zborowski

Niedziela, 10 września. Chcę się dostać z Katowic do Warszawy. Jest godzina 4:28 rano (nie pytajcie o powody tej porannej podróży, długo by opowiadać). Bilet kupiony z wyprzedzeniem, na bilecie napisane: wagon 352. Słońce jeszcze nie wstało, biegnę na dworzec zaspana. Docieram do mojego wagonu i z miejsca dostrzegam pierwszy zły znak. Grupa ludzi tłoczy się przed wejściem, wymachując rękoma, nieszczęśnie zawodząc, daje się też słyszeć przeklinanie. "W wagonie nie ma prądu, przedziały pozamykane" – słyszę na starcie. Czas mija nieubłaganie, do odjazdu zostały 2 minuty. Wreszcie, ściągnięta przez któregoś pasażera, na miejscu akcji zjawia się konduktorka. "Szybciutko, zaraz odjeżdżamy, proszę wsiadać". Na zdziwione spojrzenia i nieśmiałe sprzeciwy odpowiada: "Zaraz przyjdę, pootwieram przedziały". Posłusznie niczym cielątka wchodzimy na pokład. Tłoczymy się trochę, no, ale komu to przeszkadza.

Pociąg rusza, w wagonie panują egipskie ciemności. W takim natężeniu ciał ludzkich ogrzewanie nawet nie jest potrzebne, ale światło jednak by się przydało. Po jakimś czasie zjawia się – tak jak obiecała – konduktorka. Ciężko jest jej się przebić przez zbitą gęsto masę ludzką, ale jest nieustraszona. Nasza bogini, nasza niezłomna wybawicielka. Jeden po drugim otwiera przedziały. Ludzie zaczynają się zachowywać mało racjonalnie. Szukają swoich miejsc, ale ciężko się szuka w tych ciemnościach. Ktoś kogoś próbuje przeskoczyć, ktoś się o kogoś ociera, jedna osoba niemal traci oko w walce, inna z nogą przejechaną przez czyjąś walizkę postanawia jednak się naszej bohaterskiej konduktorce pożalić. Tej ostatniej jednak nie w głowie pocieszanie, przepraszanie. Ucina krótko wszelkie wątpliwości. "Nie podoba się? Zawsze można wysiąść na następnej stacji".

"Za utrudnienia przepraszamy"

Obraz
© www.intercity.pl | nn

Sobota, 16 września. Tym razem podróż na trasie Warszawa Zachodnia – Wałbrzych Główny. Start o godz. 7:41. Słońce już wstało, ale – tak jak poprzednio – biegnę na dworzec zaspana. Szybko oceniam możliwości czasowe, a ponieważ wiem, że nie jestem Usainem Boltem i nie pobiegnę za odjeżdżającym pociągiem, decyduję się nie kupować już nic do jedzenia i picia, pospiesznie wsiadam do wagonu. Mam pewne obawy, bo w końcu czeka mnie długa, trwająca 6,5. godz. podróż i nie chciałabym jej spędzić o głodzie, bez wody. Wcześniej upewniam się więc na stronie www.intercity.pl, że będę coś mogła kupić na pokładzie. W zakładce "Gastronomia" znajduję zapis: "Na pokładzie każdego pociągu Express Intercity Premium (EIP) oraz w pociągach Express Intercity (EIC), Intercity (IC), Twoje Linie Kolejowe (TLK) dostępne są usługi gastronomiczne". Ignoruję pierwszy zły znak (w komunikacie o przyjeździe pociągu na stację nie słyszę nić o Warsie), bo mocno wierzę w to, że PKP Intercity nie kłamie (nie napiszę już nawet o tym, że miejscówka była wykupiona w wagonie bezprzedziałowym, a ląduję w wagonie z przedziałami).

Gdy po godzinie konduktor oznajmia, że nie tylko wagonu restauracyjnego w pociągu nie ma, ale także o wózku barowym mogę pomarzyć, w ustach zasycha mi strasznie. Słyszę tylko "za utrudnienia przepraszamy". No i wszystko załatwione, nie ma sprawy.

"Bilety zdublowane raczej się nie zdarzają"

Obraz
© Anna Jastrzębska/WP | Anna Jastrzębska

Niedziela, 17 września. Jadę z A. z Wrocławia Głównego do Warszawy Centralnej. Godz. 18.30. Nauczone sobotnia historią, jesteśmy nie tylko najedzone, ale i zaopatrzone na podróż, tym razem już nic złego nie może się przydarzyć. Miny nam nieco rzedną, gdy okazuje się, że jedno z miejsc, które mamy zarezerwowane, jest zajęte przez bardzo miłą panią. Sugeruje ona, że jesteśmy ofiarami losu, które nie potrafią czytać tego, co napisane na bilecie. Swojego, rzecz jasna, nie zamierza pokazać. Znajduję więc jakieś przypadkowe, wolne siedzenie i siadam.

Gdy odszukuję konduktora, zostaję poinformowana, że "zdublowane bilety się raczej nie zdarzają". Konduktor wnikliwie jednak przygląda się świstkom, po czym skonsternowany przyznaje, że wygląda na to, iż bilety są zdublowane. "Co robić, panie konduktorze? Co robić?". "Niech pani siedzi tu, gdzie siedzi, na razie nie ma sprawy". Na najbliższej stacji sprawa się pojawia, bo miejsce muszę oddać osobie, która ma bilet wykupiony właśnie na nie. Zaczyna się moja tułaczka. Trochę czasu spędzam z sympatycznym psem przy toalecie (która bynajmniej nie roztacza zapachu tulipanów), trochę koczuję na miejscach, które się na chwilę zwolniły, by wkrótce znów zostać zajęte. Konduktora już nie szukam. Nie dam rady przepychać się przez zatłoczone korytarze. Zaczynam rozumieć, że w świecie PKP Intercity rządzą jakieś inne zasady. Nie rozumiem ich, więc poddaję się bez walki.

W międzyczasie spotykam trójkę osób jadących w tym samym pociągu, które – jak ja dzień wcześniej – liczyły w trakcie podróży na wagon restauracyjny, ale ów nie zjawił się w składzie. Przybycie pana z wózkiem restauracyjnym witają radosnymi okrzykami, które milkną w momencie, gdy okazuje się, że nie mają przy sobie gotówki, a za czipsy, wafelki i wodę nie mogą zapłacić kartą. Zastanawiam się, czy nie łatwiej administratorowi strony internetowej www.intercity.pl byłoby umieścić komunikat: "Na pokładzie (losowo?) wybranych pociągów PKP IC dostępne są usługi gastronomiczne"? Żeby pasażerowie byli przygotowani? Zagadka na razie nie została rozwiązana.

Dziś przed południem piszę maila do rzecznika PKP z prośbą o komentarz do opisanych zdarzeń. Tuż przed publikacją tekstu otrzymuję wiadomość o treści "sprawdzamy przytoczone przez Panią sytuacje, prosimy o cierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedź". Cierpliwie więc czekam i już cieszę się na wypełnianie formularzy reklamacji oraz przejażdżkę na dworzec, by móc postać w kolejkach i złożyć odpowiednie wnioski. Bardzo się na to wszystko cieszę, bo mam strasznie dużo wolnego czasu i zero pomysłów na jego lepsze wykorzystanie. Dziękuję, PKP Intercity, że należyte wykonanie usługi cię przerasta. A jedyne co umiesz zrobić, to powiedzieć (choć nie zawsze) "przepraszam".

polskapkp intercityreklamacja
Zobacz także
Komentarze (123)