Opolskie pałace i ich historie. Producenci najlepszych fajek i "niszczyciel miast"

W najgłośniejszej sztuce Alejandro Casony drzewa umierały, stojąc. Z wieloma zabytkami na Śląsku Opolskim jest podobnie. W tych, które jeszcze trzymają się w pionie, miejsce akcji znalazło wiele opowieści o błąkających się duchach i o paranormalnych zjawiskach.

Pałac w Turawie - przez wiele lat XX w. mieścił się w nim dom dziecka
Pałac w Turawie - przez wiele lat XX w. mieścił się w nim dom dziecka
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Daniel Schidlowski

23.06.2023 | aktual.: 26.06.2023 13:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W centrum Turawy, wsi położonej nad Małą Panwią i Jeziorem Turawskim, stoi szlachetny barokowy pałac, od lat czekający na swój kompleksowy "tuning". Na przełomie XVIII i XIX w. mieszkała w nim Anna Barbara von Garnier. Stanowiła przeciwieństwo eterycznych, widmowych heroin zaludniających podobne barokowe dwory. Baba bez wcięcia w talii, za to z temperamentem, którą przyrównać by można do współczesnych menadżerek od zadań specjalnych.

Właścicielka z temperamentem

To jej energii dobra turawskie zawdzięczały w 1794 r. udaną przemianę w majorat. To dzięki swojej nietuzinkowości, stała się twórczynią potęgi rodu Garnierów na Śląsku, wspomagana przez równie operatywne rodzeństwo. W XVIII w., z pomocą holenderskich mistrzów z Goudy, Garnierowie produkowali w nieodległym Zborowskiem najlepsze w Europie porcelanowe fajki, będące symbolem wysokiego statusu społecznego. Łącznie z tamtejszej fajczarni wypłynęło w świat ponad sto milionów porcelanowych dzieł. A że z natury porcelanowa fajka lubi się kruszyć, integralny produkt ze Zborowskiego jest dziś kolekcjonerskim rarytasem.

Nie do końca wiemy, jak Anna Barbara wyglądała: z jedynego znanego portretu wiszącego w ufundowanym przez nią kościele w Kotorzu Wielkim, spogląda niezbyt urodziwa dama z podwójnym podbródkiem, w pudrowanej peruce zwieńczonej drapowaną batystową chustą. Z dwóch małżeństw doczekała trzynaściorga dzieci. Wszystkie zapisały się w metrykach pogrzebowych jeszcze za jej życia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Anna Barbara należała do kategorii pań tyle przebojowych, ile samodzielnych - mówi Jerzy Farys, historyk, autor "Księgi historii Ziemi Turawskiej". - Któregoś razu wieszała zasłony w sali balowej. Podbiegł do niej kilkuletni synek, któremu akurat przyszło do głowy mamę przestraszyć. Na hasło "a kuku" Anna Barbara straciła równowagę, a że była korpulentna, spadając z wysokości, zgniotła chłopca swoim ciężarem.

Mroczne zjawy w pałacu

W lokalnej prasie i na forach eksploratorów co rusz pojawiają się sensacyjne tytuły, że "w Turawie straszy". Nie wiadomo do końca, czy chodzi o "fizjonomię" zabytku, pokrytego liszajem i spękaniami, czy o ducha Anny Barbary, którą rozpiera energia i wciąż lubi zaznaczać swoją obecność. Oko niejednego poszukiwacza przygód, zajętego robieniem sesji zdjęciowej pałacu, uchwyciło czyjąś twarz wędrującą między oknami pierwszego piętra. Podobne rewelacje usłyszeć można było od kadry i wychowanków domu dziecka, który gościł w murach pałacu do 2011 r.

Próby przywrócenia świetności

Przed kilkunastoma laty trud tchnięcia nowego życia w barokowy pałac w Turawie podjęła - niestety nieskutecznie - Beatrix Dechambenoit, piękna wnuczka ostatniego przedwojennego właściciela obiektu – Huberta von Garniera, któremu okolica zawdzięcza największą turystyczną atrakcję: Jezioro Turawskie.

Nazwisko "von Garnier" budzi sensacyjne skojarzenia. Niektórzy doszukują się powiązań Garnierów z Turawy z twórcami słynnej marki kosmetycznej, inni z Karolem Garnierem, synem kołodzieja. Karol terminował w warsztacie ojca, pomagając w produkcji tzw. coucou, czyli "kukułek" - publicznych pojazdów dyliżansopodobnych, obsługujących trasę Paryż–Sceaux.

Budowa linii kolejowej na tej trasie w 1846 r. doprowadziła ojca Garniera do bankructwa, a jego synowi, wówczas studentowi Ecole des beaux-arts, zagroziła nieprzyjemną perspektywą powrotu do pracy fizycznej. Na szczęście syn wygrał nagrodę Grand Prix de Rome i w kolejnych latach jego kariera rozwinęła się w zawrotnym tempie. Oprócz Opery Paryskiej zrealizował teatr Marigny w Paryżu, budynek kasyna w Monaco i co piękniejsze nagrobki na cmentarzu Pere-Lachaise.

Rodzinne strony "niszczyciela miast"

W Łące Prudnickiej, przy drodze z Prudnika do Pokrzywnej, stoi zabytek w opłakanym stanie. Trzyma się jeszcze w pionie, ale jego runięcie to kwestia czasu. Główną jego atrakcją są sklepienia ze stiukową dekoracją, niedostępne dla oczu zwiedzających, o czym informuje tablica "Zakaz wstępu. Grozi zawaleniem", sgraffitowe fryzy elewacji dziedzińcowych oraz fama miejsca urodzenia hrabiego Dietricha von Choltitz.

Dietrich von Choltitz przyszedł tu na świat w 1894 r. W czasie II wojny światowej zyskał niechlubną sławę "niszczyciela miast", w tym Rotterdamu i Sewastopola na Krymie.

7 sierpnia 1944 r. nastąpił zwrot o 180 stopni: "niszczyciel miast" został poinformowany przez szefa z kwadratowym wąsem o swojej nominacji na dowódcę "twierdzy Paryż". W dwa tygodnie później Hitler wydał rozkaz, by przed oddaniem Paryża aliantom zamienić go w kupę gruzu. Von Choltitz sprzeciwił się wykonaniu rozkazu i podpisał kapitulację, przekazując niedraśnięte miasto generałowi Leclerc.

Pałac w Łące Prudnickiej jest z roku na rok w coraz gorszym stanie.
Pałac w Łące Prudnickiej jest z roku na rok w coraz gorszym stanie. © Wikimedia Commons | Judyta

Zlicytowany przez komornika

Dziś o związkach generała von Choltitza z rodową Łąką Prudnicką niewiele kto pamięta. A szkoda. W 2006 r. imponującej jeszcze urody zamek został zlicytowany przez komornika. Kupił go prywatny właściciel, zapewniając, że zamkowy dziedziniec ma w sobie potencjał czakramu wawelskiego, wskutek czego żeńska część odwiedzających łatwo może wyjść stamtąd przy nadziei. Dowcipni zauważają, że wiele czasu musiał tam spędzać feldmarszałek von Blücher, właściciel pobliskiej Trzebini i pogromca Napoleona spod Waterloo: tajemnicą poliszynela jest fakt, że z końcem życia feldmarszałek był w jednej czwartej obłąkany i przekonywał otoczenie o swojej ciąży ze słoniem.

Zabytek niszczeje, zarasta samosiejkami, zyskując ponurą sławę "zamku wisielców", ponieważ co najmniej kilkoro nieszczęśników odebrało w nim sobie życie. Tymczasem na szczycie narożnej kwadratowej wieży od kilku lat wije sobie gniazdo para bocianów: może więc dla zamku jeszcze nie wszystko stracone?

Co straszy w Żyrowej?

Pałac w Żyrowej u podnóża Góry Św. Anny przetrwał wojnę w stanie wręcz idealnym. W niemałym stopniu przyczynił się do tego fakt, że wiele tajemnic z tajnych archiwów III Rzeszy przechowywano właśnie tutaj, daleko od uczęszczanych traktów. W historii Żyrowej są i cystersi, i wojna trzydziestoletnia, i familia von Gaschin, znaczący ród śląskich arytokratów. Są i duchy.

Przed kilkoma laty w pałacu realizowano reportaż o grupie historycznych rekonstruktorów. Po skończonych zdjęciach towarzystwo zapragnęło zwiedzić puste przestrzenie pałacu. Ekipa filmowa została na wewnętrznym dziedzińcu. Z pierwszego piętra dobiegały rozbawione głosy zwiedzających, niekiedy z okien wyglądały ich bielone blejwajsem twarze. Wtedy stało się coś dziwnego: do drzwi w głębi krużganka okalającego dziedziniec rozległo się głośne pukanie przerywane szarpaniem za klamkę. Operatorzy zachowali zimną krew, choć mieli pewność, że nikt ze zwiedzających nie odłączył się od grupy.

Pałac w Żyrowej prezentuje się bardzo efektownie
Pałac w Żyrowej prezentuje się bardzo efektownie © Wikimedia Commons | Henryk Bielamowicz

Trudno powiedzieć, kto stał po drugiej stronie drzwi. Może ostatni z rodu von Gaschin w Żyrowej, Ferdynand zwany Szalonym, który poczuł się swojsko w otoczeniu strojów rekonstruktorów. Nie liczył się z pieniędzmi i choć zadłużony był po zęby, wydawał bale, wystawne przyjęcia i polowania, na których bywała czołówka śląskiej szlachty.

Obiecana kapliczka

Inny z Gaschinów, Leopold, prowadził równie rozpasany tryb życia. Aż miarka się przebrała. Którejś nocy, kiedy wracał do domu, na drodze stanęła mu postać. Hrabia przestraszył się i obiecał, że jak wróci bezpiecznie do domu, w tym miejscu postawi kapliczkę. Jak obiecał, tak nie zrobił: zapomniał o danym słowie. Przypomniał sobie o nim w trakcie kolejnego balu w żyrowskim pałacu. Wówczas jeden ze stołów poruszony niewidzialną ręką przygwoździł go w rogu sali. Zaraz po tym wydarzeniu wyruszył w miejsce, gdzie ukazała mu się zjawa i kazał wybudować kapliczkę, która po dziś dzień tam stoi.

Tętniące życie pałacu

Relacje o duchach idą w parze z tętniącym życiem klimatem pałacu. Przed wojną mieszkała w nim z mężem bogata Amerykanka Mary von Francken-Sierstorpff, czyniąc z pałacu ośrodek rozrywek śląskiej arystokracji. Jej syn, Klemens, opuścił Żyrową w czasie dojścia Hitlera do władzy. Wcześniej zdążył zorganizować zlot 34 tys. turystów górnośląskich. Zebrano wtedy 22 tys. marek z przeznaczeniem na budowę przedszkola. Obecnie pałac znajduje się w dobrych prywatnych rękach, z arsenałem duchów i pełną życia historią.

Źródło artykułu:Dagmara Spolniak
poza miastemzamkipałace
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także