Samotna mama w podróży dookoła świata. "Chcę dodać odwagi wszystkim kobietom w mojej sytuacji"
"Przed wyjazdem miałam koszmary, śniłam, że ktoś porywa moją córeczkę, a ja nic nie mogę zrobić" - mówi w rozmowie z WP Joanna Nowak, która razem z 20-miesięcznym dzieckiem wyjechała z Polski 4 lata temu. Od tego momentu ich domem jest cały świat.
Magda Owczarek: Nie bałaś się ruszyć w podróż dookoła świata z 20-miesięcznym dzieckiem?
Joanna Nowak: Oczywiście, że się bałam! Każda podróż wiąże się z obawami – boimy się nieznanego, tego, co nas może spotkać w miejscu, o którym niewiele wiemy. Samotna podróż jeszcze bardziej podsyca ten lęk, a podróż z dzieckiem to już w ogóle osobna kategoria. Przed wyjazdem miałam koszmary, śniłam, że ktoś porywa moją córeczkę, a ja nic nie mogę zrobić. Strach o dziecko towarzyszyć mi będzie do końca życia. W końcu powiedziałam w myślach: "lęku, widzę cię i nie mogę nic z tobą zrobić. Ale mimo to pojadę, nawet jeśli muszę wziąć cię ze sobą".
Dlaczego tak ci zależało na tej podróży?
Początki macierzyństwa były dla mnie bardzo trudne. Zostałam samotną mamą. Byłam załamana i potwornie zmęczona. Wcześniej w życiu zdarzało mi się pracować na dwa etaty, ale to nic w porównaniu z wysiłkiem, jakim jest samotna opieka nad małym dzieckiem. Wtedy nie da się wziąć urlopu ani zrobić sobie przerwy na kawę. Czułam się przytłoczona, uwięziona w klatce. Pomyślałam, że muszę zrobić coś, by poczuć się znowu szczęśliwa. Uznałam, że to mój obowiązek wobec siebie i Gai. Dziecka nie oszukasz, ono wyczuwa negatywne emocje, a to wpływa na jego przyszłe życie. Uznałam, że choć nie udało mi się spełnić marzenia o rodzinie, wciąż mogę spróbować spełnić moje drugie ważne marzenie.
Jakie?
Jako mała dziewczynka chodziłam na religię, siostry dawały nam do kolorowania obrazki. Pewnego deszczowego dnia opowiadały o raju. Opisywały niebieskie morze, palmy, kolorowe papugi, egzotyczne owoce. Jak ja chciałam to zobaczyć! Później mój tata wyjechał na chwilę do pracy do NRD. Pewnego razu przysłał nam w paczce kokos. Kiedy go zobaczyłam, krzyknęłam: mamo, tata jest w raju! Mama pobladła, ale kiedy wyjaśniłam jej, o co mi chodzi, wyciągnęła encyklopedię i wytłumaczyła, że raj, jaki mam na myśli, można też spotkać na ziemi. Od tamtej pory zaczęłam marzyć o podróżach. I to marzenie trzymało mnie przy życiu, kiedy zostałam samotną mamą.
Dlaczego pojechałyście do Peru? Nie dało się gdzieś bliżej?
W Peru byłam już wcześniej, byłam zachwycona i chciałam tam wrócić. Pomyślałam, że skoro jadę z małym dzieckiem, to zacznę od znajomego kraju. Nie wiedziałam, co nas czeka, jak Gaja zniesie podróż, jak powinnam się spakować. Nasz bagaż ważył 40 kg – mój plecak, torba z rzeczami dla Gai, nosidło. Zarezerwowałam bilet powrotny za trzy miesiące. Uznałam, że nawet jak będzie ciężko, to tyle czasu jakoś wytrzymam.
Właśnie mijają cztery lata, a wy ani razu nie wróciłyście do Polski.
W trakcie tych trzech miesięcy nie uniknęłam błędów – a to nie wzięłam ubranek na przebranie, a to zapasu wody, a to dodatkowej porcji jedzenia. Nie powiódł się też mój pierwotny plan: zamierzałam w Peru kupić samochód, którym mogłybyśmy się poruszać i przechowywać w nim nasze rzeczy. Nie udało się, musiałyśmy korzystać z transportu publicznego, co zresztą okazało się świetną sprawą, bo to najlepszy sposób na poznawanie ludzi i odkrywanie nowych miejsc. Na pewnym etapie uznałam, że chyba wiem, jak podróżować z dzieckiem. Nie wsiadłyśmy do samolotu, który miał nas zabrać do Polski, pomachałyśmy mu na pożegnanie.
Z czego finansujesz waszą podróż?
W Peru zaczęłam od wolontariatu. Pomógł mi Andrzej Piętowski, prowadzący letnią szkołę języka angielskiego w Chivay - akurat potrzebował nauczycieli do pracy. Gaja szła na lekcje ze mną. W Peru nikt się temu nie dziwił, tam to normalne, że matka bierze dziecko do pracy, jeśli nie ma go z kim zostawić. Kiedy ja uczyłam przed tablicą, mała rysowała albo dreptała po klasie. A potem łapałam się różnych zajęć: puszczałyśmy bańki na plaży, sprzedawałam własnoręcznie robione sałatki owocowe, ciasteczka albo biżuterię, którą nauczyli mnie robić Indianie. Po półtora roku od wyjazdu założyłam blog, poprzez który co jakiś czas otrzymujemy wpłaty od indywidualnych darczyńców. Chciałabym im tutaj gorąco podziękować. To nieraz symboliczne kwoty, ale dla nas liczy się każda złotówka. Od czterech lat nasz dzienny budżet to 6 dolarów na osobę, nie licząc przelotu z Ameryki do Azji.
Jak Gaja znosi życie w drodze?
Przed wyjazdem często słyszałam, że wyjazd z tak małym dzieckiem jest bez sensu, bo ja się namęczę, a ona i tak nic nie zapamięta. Ale ja wierzę, że podróż kształtuje jej osobowość. Spotykamy ludzi różnych kolorów skóry, wyznań, dzięki czemu Gaja uczy się, jak bardzo różnorodny jest świat. Poza polskim porozumiewa się po hiszpańsku i angielsku. Żyjemy bardzo skromnie. Gaja ma tylko kilka zabawek, dużo czasu spędza z innymi dziećmi, je to, co akurat jest dostępne. Myślę, że dzięki naszej podroży moja córka wyrośnie na otwartą osobę, której niewiele potrzeba do szczęścia.
Podróżujecie po krajach trzeciego świata. Nigdy nie spotkało was nic złego?
W naszym przypadku sprawdza się zasada, że jeśli jest się ostrożnym, to prawdopodobieństwo, że coś nam się stanie, maleje. A samotna matka jest ostatnią osobą, która szuka guza – nie zapuszczamy się w niebezpieczne dzielnice, nie włóczymy po zmroku. Raz spotkało nas nieprzyjemne zdarzenie – w Peru zostałyśmy okradzione, w biały dzień, na plaży pełnej ludzi. Odłożyłam na chwilę saszetkę z dokumentami i pieniędzmi, żeby ściągnąć spodnie, wsunęłam ją do nosidła. Zdążyłam się rozebrać, a ona zniknęła. Trwało to może trzydzieści sekund! Straciłam pieniądze za miesiąc pracy, aparat fotograficzny, dyktafon, karty bankomatowe, telefon, notes z kontaktami. Zostałyśmy z niczym. Przez 6 tygodni sprzedawałyśmy mango na plaży, zarabiając tyle, by przetrwać kolejny dzień. Dopiero, gdy życzliwe osoby przywiozły nam karty bankomatowe z Polski, mogłyśmy ruszać dalej.
Nie mogłaś poprosić rodziców o przekaz pieniężny?
Mogłam, ale nie chciałam. Uznałam, że sama muszę rozwiązać ten problem. Czuję się w pełni odpowiedzialna za naszą podróż.
Kiedy wracacie? I czy w ogóle?
Ten moment pewnie nadejdzie, ale jeszcze nie wiem, kiedy. W moim życiu jest teraz przestrzeń na podróż, poznawanie świata, zdobywanie nowych doświadczeń. Ta przestrzeń kiedyś się zamknie, ale jeszcze nie teraz. W międzyczasie odnalazłam siebie i znów jestem szczęśliwa, sama z moją córeczką. Chciałabym dodać odwagi kobietom, które znalazły się w takiej sytuacji jak moja. Kiedy zostałam samotną mamą, szukałam inspirujących historii, ale ich nie znalazłam. Mam nadzieję, że moja historia komuś pomoże, doda otuchy. Wszystkim samotnym mamom, które chciałyby ruszyć w drogę, chciałabym powiedzieć: odwagi! Wyjedźcie z maluchem, nawet nad morze czy w góry. Oczywiście, może się nie udać. Ale jeśli nie spróbujecie – nie uda się na pewno.
O swoich podróżach Joanna pisze na blogu, który zatytułowała www.somosdos.pl (w tłumaczeniu z języka hiszpańskiego - jesteśmy we dwie).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl