Szkocja - zmagania z przeszłością

Kraciaste kilty, występy dudziarzy, tradycyjne tańce, a nawet rzut sosnowym balem. Zawody Highland Games to świetna okazja, by poznać szkockie obyczaje. I przekonać się, że w tej krainie niemal wszystko ma długą i skomplikowaną historię

Obraz
Źródło zdjęć: © wallix/Shutterstock.com

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© wallix/Shutterstock.com

- Gdzie ten naczelnik? Powinien już tu być - Ewan nerwowo patrzy na zegarek. Dochodzi południe. Na placu The Cross, w centrum miasteczka ukrytego wśród zielonych wzgórz hrabstwa Perthshire, zebrało się sporo ludzi. Słuchają granej na dudach melodii, zarazem skocznej i tęsknej. Muzycy stanęli w kręgu, mrużą oczy od słońca. Ewan nalewa każdemu po szklaneczce whisky i rozgląda się zniecierpliwiony. Po raz pierwszy przewodzi komitetowi organizującemu Highland Games w Birnam i zależy mu, by wszystko udało się jak najlepiej. A naczelnik się spóźnia. Wreszcie jest! Niepozorny, szczupły mężczyzna w okularach, berecie i kilcie w zielono-niebieską kratę. - Thomas Steuart Fothringham - przedstawia się. W porównaniu z dziarskim Ewanem wygląda na nieco zagubionego. Gdy pytam, jak został naczelnikiem zawodów, odpowiada: - Cóż, kilka lat temu poprosił mnie o to komitet. Przypuszczam, że może to mieć związek z moją rodziną... - Ewan wybucha śmiechem. Tak, względy rodzinne niewątpliwie odegrały pewną rolę.
Fothringhamowie przewodzą zawodom w Birnam od czterech pokoleń i od zawsze robią to z właściwą sobie skromnością i odrobiną ironii. Lata praktyki robią jednak swoje. Thomas z rozbrajającą szczerością tłumaczy: - Od czarnej roboty jest Ewan i komitet. Ja witam gości, czynię honory domu. Przewodzę też paradzie - kończy i daje znak dudziarzom. W rytm muzyki ruszamy w kierunku długiego, kamiennego mostu. Na łące, po drugiej stronie rzeki Tay, już rozpoczęły się zawody.

Tekst: Bartek Kaftan, www.podroze.pl

Obraz

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© David Redondo/Shutterstock.com

Highland Games odbywają się od późnej wiosny do początku jesieni w wielu miasteczkach północnej Szkocji. Na pierwszy rzut oka mogą wydawać się trudnym do ogarnięcia chaosem. Dziewczynki w kraciastych spódniczkach tańczą na drewnianej scenie, żylaści biegacze truchtają wokół boiska, z boku samotny dudziarz stroi piszczałki instrumentu. Gdzieś w oddali siłacze wirują z ciężarem na łańcuchu i pchają w dal stalową kulę. Konkurencje są rozgrywane jednocześnie, lecz ich dobór nie jest przypadkowy. Tradycja Highland Games sięga średniowiecza. W górzystej i niedostępnej krainie na północy Szkocji władzę sprawowali wtedy naczelnicy klanów. Jako że czasy były niespokojne i często dochodziło do walk, wodzowie musieli dbać o formę wojowników. Zwoływali ich na zgromadzenia, podczas których wybierali najszybszych posłańców i największych mocarzy. Była to też okazja do świętowania, nie mogło więc zabraknąć tańców i muzyki.

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© JASPERIMAGE / Shutterstock.com

W ramach współczesnych Highland Games organizowane są konkursy szkockich tańców i gry na dudach, a także biegi. Największe emocje budzą jednak zawody siłaczy - pchnięcie kulą, rzut młotem z drewnianym trzonkiem czy przerzucanie ważącego 56 funtów stalowego ciężaru ponad poprzeczką. A przede wszystkim _ caber toss _, rzut sosnowym balem. Zasady objaśnia mi Łukasz Wenta, mieszkający w Glasgow Polak, który bierze udział w zawodach i jak wszyscy uczestnicy jest ubrany w kraciasty kilt. - Nie chodzi o odległość, ale o precyzję. Kłoda powinna obrócić się w powietrzu o 180 stopni, a następnie upaść dokładnie w linii rzutu. Odchylenie liczy się w minutach - im bliżej godziny 12.00, tym lepszy wynik - tłumaczy Łukasz. Znawcy szkockich tradycji uważają, że ten osobliwy sport ma praktyczny rodowód. W dawnych czasach ścinane w górskich lasach sosny transportowano do wiosek, rzucając je raz za razem w dół zbocza. Na Highland Games przeszłość objawia się na każdym kroku. Trudno o konkurencję czy taniec, które
nie opowiadałyby jakiejś historii. Kroki _ Hullachana _ wykonywanego w czwórkach obmyślili ponoć parafianie, aby rozgrzać się pewnego zimowego poranka w oczekiwaniu na spóźnionego księdza. _ Highland Fling _, tańczony w miejscu, z szeroko rozłożonymi ramionami, naśladuje taniec godowy jelenia na górskim wrzosowisku. Z kolei _ Seann Truibhas _, co po gaelicku oznacza "stare spodnie", jest wspomnieniem smutnych czasów, gdy Szkotom zakazano noszenia kiltów. Było to mniej więcej 250 lat temu. Mało brakowało, a wraz z kraciastymi spódniczkami przepadłyby wówczas dudy, klany i inne tradycje z surowej krainy Highlands.

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© Richard Melichar/Shutterstock.com

Szkoci często walczyli między sobą, ale nie raz powstawali też przeciw władzy angielskich królów. Listę buntowników otwierają William Wallace i Robert Bruce, zamyka zaś przywódca ostatniej rebelii jakobitów, książę Karol Edward. Jego marzenia o przywróceniu na tron własnej dynastii Stuartów rozwiały się pod Culloden, nieopodal Inverness, najważniejszego dziś miasta Highlands. Pole ostatniej bitwy stoczonej na brytyjskiej ziemi wygląda jak miejsce żywcem wyjęte z kart powieści gotyckiej. Gdzieś w dole pobłyskują stalowoszare wody zatoki Moray Firth, na drugim brzegu majaczą góry. Nad sinym, grząskim wrzosowiskiem wiatr przegania kłęby chmur. Obłoki odbijają się w taflach szkła, wstawionych w drewniane ściany muzeum. Wchodzę do środka, by przebyć drogę, która doprowadziła szkockich górali i księcia Karola Edwarda na to ponure pustkowie. 6 kwietnia 1746 roku w niespełna godzinę doszczętnie rozbiła ich tu armia rządowa. Powstanie upadło, wojsko króla plądrowało Highlands, mordując każdego
podejrzewanego o sprzyjanie jakobitom. Wkrótce zakazano noszenia tartanów, czyli kraciastych tkanin, a także gry na dudach i posługiwania się językiem gaelickim. Londyńskie władze postanowiły raz na zawsze rozprawić się z krnąbrnymi szkockimi góralami.

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© flickr.com by Shadowgate, licencja CC BY-SA 3.0

Teraz nad wrzosowiskiem świeci słońce. Rzędy niebieskich i czerwonych flag wyznaczają miejsca, gdzie niegdyś stały armie. Nagle przez łopot materiału i wycie wiatru przebija się dźwięk dud. Muzyka dochodzi od strony kopca usypanego ku pamięci ofiar. Podchodzę bliżej. Dudziarz w kilcie gra i maszeruje powoli wśród kamieni nagrobnych, drugi obserwuje go w milczeniu. - Pewnie jakieś oficjalne obchody, może pracownicy muzeum? - myślę w pierwszej chwili. Nic z tych rzeczy. - Jesteśmy tu przejazdem - Szkot patrzy w dal. - Jedziemy na wyspę Skye. To tam 30 lat temu zaczęliśmy uczyć się grać na dudach. Podróż sentymentalna - wyjaśnia. Po chwili dodaje: - Nie wiem, czy zginęli tu nasi przodkowie. Ale pomyśleliśmy, że zatrzymamy się i zagramy dla nich. Pytam, jaką melodię wybrał jego towarzysz. - To dość stara pieśń, z XVI wieku - odpowiada. - Napisała ją ponoć wdowa po szkockim żołnierzu.

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© Bildagentur Zoonar GmbH/Shutterstock.com

Represje cofnięto niespełna 40 lat po bitwie pod Culloden, a niedługo potem karta się odwróciła. Na przełomie XVIII i XIX wieku romantyczne wiersze Roberta Burnsa i powieści Waltera Scotta rozbudziły wśród brytyjskich elit modę na szkockość. Na nowo zaczęto odkrywać dawne tradycje. Jednym z elementów odrodzenia były właśnie Highland Games, które z ćwiczeń wojskowych zmieniły się w święto szkockiej kultury. Pierwsze zawody odbyły się w 1788 r. w Inverness, najważniejszymi miały stać się jednak młodsze o prawie 30 lat igrzyska w Braemar. Wyjątkowy prestiż zawdzięczają one królowej Wiktorii, wielkiej miłośniczce szkockich krajobrazów i tradycji. W 1848 r. ze względu na jej wizytę zmieniono termin zawodów i od tego czasu odbywają się one zawsze w pierwszą sobotę września. Po dziś dzień honorowymi gośćmi są członkowie rodziny królewskiej, którzy zwykli o tej porze roku wypoczywać w pobliskim zamku Balmoral. Rezydencja i miasteczko leżą pośród sosnowych lasów i wrzosowisk, w dolinie rzeki Dee,
wijącej się u stóp surowych gór Cairngorms.

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© flickr.com by Jamie McCaffrey, licencja CC BY 3.0

Od rana trwa konkurs tańców, siłacze pchają stalową kulę, biegacze szykują się do tradycyjnego wyścigu na szczyt góry Morrone. Kilka tysięcy widzów z największym zaciekawieniem śledzi jednak zmagania w przeciąganiu liny. To mistrzostwa brytyjskiej armii - w kolejnych pojedynkach zmagają się reprezentacje jednostek artylerzystów, lotników, piechoty. Teraz stają naprzeciw siebie Welsh Gunners w czerwonych trykotach i Royal Airforce w niebieskich. Na znak arbitra żołnierze chwytają linę, z głośnym okrzykiem wbijają pięty w ziemię, kępki trawy odpryskują na boki. Jeszcze chwila... Już! - Ciąąągnąć! Ciąąągnąć, chłopcy! Równo! Raz! Raz! Raaaz! - wydziera się trener Walijczyków. Ci zaciskają zęby, prężą muskuły. Zdobywają przewagę, piloci bezradnie ślizgają się po mokrej trawie. Zwycięstwo! - Dobra robota, chłopcy - trener poklepuje zawodników po plecach. Spocił się chyba bardziej niż oni.

/ 8Highland Games - szkocka tradycja

Obraz
© JASPERIMAGE / Shutterstock.com

Czas na finały. Najpierw tańce, potem bieg sztafetowy. Wreszcie konkurencja, na którą wszyscy czekają od rana - rzut słynnym balem z Braemar. Sosnowa kłoda ma ponad 6 metrów, waży prawie 65 kilogramów. Siłacze po kolei podchodzą, dźwigają, rzucają, ale żadnemu nie udaje się nawet obrócić jej w powietrzu. Wreszcie próbuje Scott Ryder, faworyt publiczności. Chwyta jeden z końców, opiera pień o ramię. Rozpędza się, natęża, wypycha z całych sił. Kłoda frunie, obraca się, opiera przeciwległym końcem o ziemię, już, już staje pionowo. I nagle zastyga, na moment nieruchomieje. Wszyscy wstrzymują oddech - widzowie, żołnierze, biegacze, dudziarze. Patrzą, jak kłoda chwieje się, powoli przechyla, a potem wali z głuchym hukiem na trawę. Idealny rzut! Stadion szaleje, ludzie wiwatują, klaszczą, śmieją się. Nawet królowa bije brawo. Udało się. Raz jeszcze Szkoci sprostali wyzwaniu.

Tekst: Bartek Kaftan, www.podroze.pl

Obraz

Wybrane dla Ciebie

Leśnicy apelują. "Z małych pluszaków wyrastają groźne bestie"
Leśnicy apelują. "Z małych pluszaków wyrastają groźne bestie"
Ogromny problem na Kanarach. Tłuką się bez opamiętania
Ogromny problem na Kanarach. Tłuką się bez opamiętania
Gran Canaria. Tragedia na parkingu przy lotnisku
Gran Canaria. Tragedia na parkingu przy lotnisku
Ruszyła sprzedaż biletów RegioJet. Za 49 zł do Krakowa
Ruszyła sprzedaż biletów RegioJet. Za 49 zł do Krakowa
Idealny kierunek na wrzesień. "Zachwyca na każdym kroku"
Idealny kierunek na wrzesień. "Zachwyca na każdym kroku"
Na pokład weszli mundurowi. Turyści skończyli z mandatami
Na pokład weszli mundurowi. Turyści skończyli z mandatami
Niemcy stracili skarb. "Przygnębiające i szokujące"
Niemcy stracili skarb. "Przygnębiające i szokujące"
Kolejny rekord w Tatrach. "Frekwencja sięgnęła apogeum"
Kolejny rekord w Tatrach. "Frekwencja sięgnęła apogeum"
Turyści przesadzają na Śnieżce. "Ludzka głupota nie ma granic"
Turyści przesadzają na Śnieżce. "Ludzka głupota nie ma granic"
Radosne wieści z Warszawy. "Spójrzcie, jakie przeurocze maleństwa przyszły na świat"
Radosne wieści z Warszawy. "Spójrzcie, jakie przeurocze maleństwa przyszły na świat"
Jesienny długi weekend. Tam wypoczniesz najtaniej. Wystarczy 1200 zł
Jesienny długi weekend. Tam wypoczniesz najtaniej. Wystarczy 1200 zł
Australijskie turystki przez pomyłkę trafiły do włoskiego klasztoru
Australijskie turystki przez pomyłkę trafiły do włoskiego klasztoru