Tam, gdzie najgłośniej słychać cykady. Czarnogóra zachwyca magicznymi miejscami
Dzikie plaże, góry, jeziora, równiny. Historyczne miejsca, rozwijające się miasta. Ruiny i kurorty dla kochających all inclusive w wersji bardzo inclusive. Cykady kryją się w koronach przesuszonych na słońcu drzew, a w cieniu rozciągających się gałęzi wylegują się koty. Mówią, że Czarnogóra to "czarna perła Bałkanów". I się nie mylą.
08.10.2017 | aktual.: 08.10.2017 11:12
Patelnia. To taki rodzaj upału, gdy zastanawiasz się, czy już nie płyniesz. Ale kto się przejmuje palącym słońcem, jeśli wkoło widzi małe cuda natury? Znajdą się tacy. Ale Czarnogóra szybko ich oczaruje. Do tego stopnia, że trudno narzekać na cokolwiek.
Po lewej stronie nagle wyłania się niewielkie miasteczko Perast. Boka Kotorska kryje prawdziwe cuda wśród tych obrośniętych drobnymi krzewami zakamarków. Kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów od miejskiej przystani widzimy drobną wyspę. Gospa od Skrpjela - Wyspa Matki Boskiej na Skale. I tak zaczyna się jedna z najciekawszych, bałkańskich przygód.
O dwóch rybakach
- Był 22 lipca 1452 roku – mówi "gospodarz" wysepki. Śniady mężczyzna jest typem cwaniaczka, który już niejeden biznes rozkręcił. Może to tylko pozory, bo gdy zaczyna opowiadać legendę Wyspy Matki Boskiej na Skale, brzmi bardzo przekonująco – tak jakby opowiadał to po raz pierwszy. Wspomina dwóch rybaków, braci Mortešić, którzy tego dnia wracali z połowów do domu. Na niewielkiej skale znaleźli obraz Matki Boskiej. No ale przecież nie mógł tak na tej skale zostać, więc zabrali go do kościoła św. Mikołaja w Peraście. Trzy razy. Za każdym obraz wracał w tajemniczych okolicznościach na skałę. W końcu po latach zdecydowano wybudować na skale świątynię. Tyle że najpierw trzeba było stworzyć wyspę. Mieszkańcy Perastu zaczęli wysypywać głazy i zatapiać zdobyte tureckie okręty, stopniowo powiększając wysepkę. Tylko do 1603 r. zatopiono w tym celu ponad 100 żaglowców wypełnionych kamieniami.
Dzisiaj wyspa i świątynia wydają się miejscem, gdzie czas całkiem się zatrzymał. Kamienne zabudowanie powstało z pieniędzy mieszkańców, którzy całym sercem przekonani byli o wyjątkowości skały. Świątynia, choć niewielka, robi wrażenie. Na ścianach wokół nawy znajdują się liczne srebrne płytki z wygrawerowanymi sylwetkami statków z Boki Kotorskiej oddanych pod opiekę Matki Boskiej na Skale. Widać po nich, jak upływa tu czas. Od tych najciemniejszych, po te, które jeszcze zachowały srebrny błysk. Może znajdzie się nawet ktoś, kto wypatrzy płytkę ze statkiem Sobieski.
Wydawałoby się, że takie miejsce bardziej będzie przypominać zakurzoną świątynię, którą za pieniądze zwiedzają spragnieni przygód turyści. Tymczasem kościół Matki Boskiej na Skale żyje. Co jakiś czas pojawia się tu panna młoda tuż po ślubie, by na szczęście złożyć przy ołtarzu ślubny bukiet. Zgromadzono tu też sporą kolekcję obiektów, których nie powstydziłoby się małe muzeum. Obrazy, malowidła, hafty – doskonałe miejsce, by na chwilę zapomnieć o świecie.
A takich miejsc Czarnogóra, wciąż jeszcze nieodkryta przez masowego turystę, ma do zaoferowania znacznie więcej.
Tytoń spod palmy
Czarnogóra to jeden z tych krajów, w którym panuje kontrolowany chaos. Mieszają się tu narodowości, kultury, języki i religie. Wszystko to wydaje się mieszanką nie do przełknięcia. A jednak, naznaczone politycznymi dramatami państwo przyciąga tą różnorodnością i odmiennością. Napięta sytuacja polityczna w kraju w latach 20, 30, potem II wojna światowa, lata Republiki Jugosławii i kryzys lat 80. – wszystko to ogromnie wpłynęło na kraj, który stara się dziś dorównać innym państwom Europy.
Jedno jest pewne – uroku Czarnogórze nie można odmówić. Wrażenie na odwiedzających "perłę Bałkanów" może zrobić wiele. Na przykład Stary Bar, który powitał nas ogłuszającym dźwiękiem cykad skrytych w drzewach i powolnym rytmem miasteczka.
Aż trudno uwierzyć, że to miejsce w okresie rozkwitu konkurowało z Dubrownikiem. Kiedy Wenecjanie rozgościli się na wybrzeżu, Stary Bar utrzymał autonomię i stał się miastem-państwem z własnym wojskiem, flagą i monetami. Lata później pojawili się tu Turcy. Zbudowali tu twierdzę, którą Czarnogórcy odzyskali dopiero w 1878 r. Sto lat później miasto ucierpiało z powodu trzęsienia ziemi. Od tego kataklizmu stara część miasta została opuszczona.
Dziś nad miastem królują już tylko ruiny. Stary Bar to jednak perfekcyjne miejsce z niepowtarzalnym klimatem. Miasto, które powinno być wpisane jako punkt obowiązkowy na liście "do zobaczenia".
Parkujemy u dołu. Tuż obok rozciąga się małe, lokalne targowisko.
Soczyste czereśnie aż proszą się o zjedzenie, podobnie jak pozostałe owoce, które wygrzewają się na upalnym asfalcie. Kobiety sprzedają sery, miód i własne wyroby, poukrywane w cieniu starych palm. Mężczyźni, pomarszczeni od palącego słońca, oferują tytoń w siatkach, a i kozę chętnie sprzedadzą. I wszyscy wyglądają tak, jakby czasy Jugosławii nigdy nie minęły.
Mijając targ, trafiamy na kamienistą drogę, prowadzącą ku ruinom. W Starym Barze znajduje się jedno z najlepiej zachowanych miast warownych, którego powstanie datuje się na VI w. Całość zajmuje spory teren, stanowiący zwartą, otoczoną murami, malowniczo położoną na wzniesieniu, urbanistycznie ciekawą całość. Istnieją tu dziesiątki budowli w różnym stanie zachowania. Sama droga na górę wydaje się już atrakcją. Knajpy z lokalnymi przysmakami, najtańsze w Europie lody, niebieskie okiennice i drzwi sklepików oblepione gałęźmi winogron. By odczytać cenę napoi serwowanych w jednym z przydrożnych barów, trzeba najpierw przesunąć sobie na bok pędy winogron. Mały raj zamknięty na kilkunastu metrach.
Warto wspiąć się na górę, bo widok, jaki roztacza się na miasto, robi piorunujące wrażenie. Cykady zagłuszające przewodników, koty wylegujące się w cieniu drzew, zakamarki w ruinach – szczęśliwcy trafią na ten, z którego rozciąga się spektakularny widok na przepaść i góry lub to miejsce, w którym wybudowano niewielki amfiteatr. Paradoksów w Czarnogórze nie brakuje i tu można spotkać jeden z nich. W cieniu drzew umieszczono błękitne plastikowe krzesełka, pasujące do ruin jak kwiatek do kożucha. Do toalety można dostać się tylko wprost z drewnianej sceny, a drzwi do niej przypominają te, które turyści kojarzą pewnie z greckiej Rodos.
Stary Bar zachwyca. To przebudowywane przez kolejne nacje miejsce ma potężną historię do opowiedzenia. Co ciekawe, istnieje tu też dobrze zachowany turecki akwedukt, doprowadzający wodę do miasta z pobliskich gór. Tureckie akwedukty, rzymskie pozostałości i domy, w których Czarnogórcy starają się żyć nowocześnie. Mieszanka wybuchowa.
W cieniu figowców
George Byron powiedział kiedyś: "W momencie powstawania naszej planety najpiękniejsze połączenie ziemi z morzem przypadło wybrzeżu Czarnogóry". Miał tu na myśli Zatokę Kotorską. I można mu tylko przyklasnąć, bo jadąc wzdłuż zatoki trudno odkleić się od szyby samochodu. Boka Kotorska to zdecydowanie cud natury, a za każdym kolejnym kilometrem rośnie na twarzy wielkie "wow". To właśnie dla tych widoków warto poznać Czarnogórę. Dla rakiji serwowanej w słońcu, dla Jeziora Szkoderskiego, którego każdy zakątek urzeka na swój sposób. O nim z resztą można opowiadać godzinami.
To największe jezioro na Półwyspie Bałkańskim, położone na granicy Albanii i Czarnogóry. Latem wita turystów zielenią porośniętych nad brzegiem krzewów, zimą przypomina widoki z czarno-białych zdjęć. Za sprawą umiarkowanego śródziemnomorskiego klimatu i bujnej roślinności Jezioro Szkoderskie zimą staje się ostoją dla ptaków migrujących z północnej Europy, a nawet Syberii Zachodniej. Kormorany majaczą w oddali, a płynąc łódką, można podziwiać soczyście zielone wody jeziora.
Swoją podróż po wodach zaczęłam od strony Virpazaru. Urocza dziura – tak w skrócie można nazwać to miasto. Szybko zapakowałam się na łódkę i już po kilku minutach oglądałam surowy krajobraz jeziora. Okrążaliśmy wyspę Grmožur, na którym znajdują się ruiny starego więzienia. Mówią, że to "czarnogórskie Alcatraz".
Brzmi jak dobry chwyt marketingowy i tak jest. Ruiny interesują już dziś tylko okoliczne ptactwo. Kilka minut dalej trafiamy na niewielką plażę. Mała Tajlandia. To pierwsze skojarzenie. Obrośnięte, zielone góry wcinają się tu prosto w wodę. A na jednym ze wzniesień, ukryta wśród figowców jest mała restauracja, gdzie podają smażoną rybę i wino własnej roboty.
Z widokiem na Kotor
Kolejną rzeczą, która przyciąga do Czarnogóry najbardziej, są ludzie. Głośni, roześmiani, oburzeni i ci mający wszystko gdzieś. Królowe marketingu z bazarków i panowie, którzy potrafią sprzedać wszystko. Jeden z takich bazarków warto odwiedzić pod murami Starego Miasta w Kotorze. Gdy w środku zamknięta jest historia, o której poczytacie w każdym przewodniku i w sieci, na zewnątrz tętni życie.
Bogactwo owoców i serów. Piękne, pomarszczone kobiety wykrzykują ceny kolejnych produktów. Nie sposób minąć tych stoisk, bez zatrzymania się chociaż na chwilę. Ogromne, dojrzałe figi zapamiętacie na długo, słoje wypełnione poziomkami, kosze malin i jeżyn, stoiska, z których ścieka miód – prawdziwa uczta dla oczu.
Sam Kotor różni się od pozostałych czarnogórskich miast. To zdecydowanie coraz częściej wybierane miejsce na luksusowe wakacje. W dniu, kiedy zwiedzamy miasto, w porcie cumuje gigantyczny wycieczkowiec, który wypełnia kadry wszystkich zdjęć.
Kotor jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie, pełen zabytkowych budowli. Stare Miasto otoczone jest średniowiecznymi murami miejskimi, które łączą się z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na Samotnym Wzgórzu na wysokości 260 m n.p.m. Miłośnicy historii, starych twierdz i kościołów będą dosłownie w siódmym niebie. W każdym zakątku można zobaczyć coś innego, wyjątkowego. Poukrywane w labiryncie korytarzy restauracje, place, na których można podziwiać tradycyjne tańce, opuszczone domy, w których dziś rozrastają się figowce i drzewa pomarańczy.
Magia. Tak jak i w całym kraju.