Turcja świętuje. Tu się nie wierzy w kryzys
Turcja po raz pierwszy od trzech lat przeżywa boom turystyczny. Polacy wracają do kurortów i cieszą się atrakcyjnym kursem liry. O czym jednak powinni wiedzieć? Udało nam się skontaktować z kilkoma mieszkańcami, którzy pomogli nam znaleźć odpowiedź na to pytanie.
21.08.2018 | aktual.: 22.08.2018 23:06
We wtorek w Turcji rozpoczęło się Święto Ofiary. Muzułmanie świętują i nie w głowie im kryzys gospodarczy czy sankcje nakładane przez Stany Zjednoczone. Czy to tylko świąteczny nastrój, który szybko minie? Czy rzeczywiście krach to tylko propaganda? Postanowiliśmy to sprawdzić.
Jakie są nastroje wśród Turków? Czy kryzys gospodarczy jest odczuwalny? I czy ludzie wyjdą na ulice?
– W Turcji życie się nie zmieniło. Nie szykują się żadne strajki, a Turcy nie wierzą w kryzys. Turyści są zachwyceni, bo lira turecka słaba a dolar wysoki, wiec stać ich na jedzenie w restauracjach i zakupy w luksusowych sklepach czy na bazarach. Miejscowi też się cieszą, bo zarabiają kawiarnie, restauracje, centra handlowe – mówi Karolina, nauczycielka języka angielskiego mieszkająca w miejsowości Izmir.
W podobnym tonie wypowiada się studentka Janna, na co dzień mieszkająca w Stambule.
– Ludzi, którzy głosowali na Erdogana, nie interesują te sprawy. Oni mówią: "Nie zarabiamy w dolarach czy euro, to dlaczego ma mieć to jakiś wpływ na nasze życie?" – zauważa studentka.
Zamiast ludzi na ulicach strajkujących przeciwko władzy, można zaobserwować całe tureckie rodziny stołujące się w restauracjach, korzystające z niskich cen. Ale tajemnica tkwi też w pewnym szczególe.
– Turcy korzystają nie tylko z inflacji, jeśli zarabiają w walucie, ale też… z pewnych przywilejów. Restauratorzy oferują gościom dwa różne menu, jedno – droższe jest dla turystów, drugie w innym kolorze jest dla tzw. lokalsów – zdradza szczegóły nauczycielka języka angielskiego.
Czy w takim razie światowe media przesadzają? Kryzys gospodarczy to jedynie wymysł?
– Od kilku lat wieściłam, że tak będzie. Kryzys odczuwalny jest na każdym kroku – mówi Nika Kaçar, która od 18 lat mieszka w Turcji i pracuje jako tłumacz, przewodnik licencjonowany, a także prowadzi bloga turcjawmoichoczach.blogspot.com. – Mój blog nosi również nazwę dum spiro, spero, czyli dopóki oddycham, mam nadzieję. Ale niestety powoli ją tracę, że to wszystko idzie w złym kierunku.
Tłumaczka relacjonuje, że ceny rosną raz na tydzień o 50 eurocentów, a nawet o jedno euro. Chleb, za który dwa miesiące wcześniej trzeba było zapłacić 3,6 lir, teraz kosztuje 4,30. Masło kosztowało 5,5 liry, a teraz od dłuższego czasu już 8,5. Za piwo zapłacimy już 9 lir, a jeszcze wcześniej to samo kosztowało 6 lir (obecnie równowartość 1 zł wynosi 1,63 TRY, czyli liry tureckiej). Wszystko to za sprawą inflacji, która dotychczas wzrosła do ok. 16 proc.
– Inflacja jest wyczuwalna, wyczuwalny jest wzrost cen, ale nie we wszystkich produktach, niektórych. Benzyna, odzież – cena tych produktów na pewno wzrosła. Ceny artykułów spożywczych na bazarkach jeszcze się trzymają, choć swego czasu bardzo zdrożały cytryny i ziemniaki – dodaje Agata Bromberek, która od 13 lat mieszka w Turcji i razem z mężem pochodzącym z tego kraju, prowadzi biuro podróży www.alanyaonline.pl. Polka swoje doświadczenia zapisuje na blogu www.tur-tur.pl. Mieszka w turystycznym kurorcie Alanyi chętnie odwiedzanym przez naszych rodaków.
Gdy zarabiasz w walucie, jesteś na plusie
– Czy kryzys gospodarczy jest odczuwalny? Nie da się na to pytanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi z racji branży i zamieszkania w turystycznej miejscowości. Podejrzewam, że nastroje będą tu inne niż w innych częściach kraju – zastanawia się Bromberek. – Z moich obserwacji wynika, że sytuacja części Turków a także osób, które zarabiają w obcej walucie (piloci, rezydenci, przewodnicy), może być całkiem dobra. Są teraz na plusie, bo mogą tę walutę wymienić oraz otrzymać więcej lir i choć wartość nabywcza liry jest niższa, to nie mają powodów do narzekania – dodaje właścicielka biura podróży, dodając jednocześnie, że w kraju nie dojdzie do żadnych zamieszek czy niepokojów, ponieważ urzędujący prezydent ma ogromne poparcie wśród swoich rodaków.
– Myślę, że kryzys nie osiągnął takiego pułapu, żeby ludzie wyszli na ulicę. Turcja dostała duże wsparcie z Kataru, rząd obiecał pomoc przedsiębiorcom, którzy wzięli kredyty w obcych walutach. Duże firmy, przedsiębiorstwa mają zostać zabezpieczone, wsparcie zewnętrzne też robi tu ogromne wrażenie. Sytuacja nie jest na tyle groźna, żeby mogła prowadzić do jakiegoś wybuchu czy niezadowolenia społecznego. Urzędujący prezydent i jego partia mają duże poparcie społeczne. Jego zwolennicy czują się uspokojeni na ten moment. Na razie jest bezpiecznie i spokojnie – zapewnia.
Nieco ostrzej wypowiada się Nika Kaçar, która uważa, że Erdogan prowadzi kraj do katastrofy i od lat manipuluje swoimi wyborcami.
– Dawno już przeczuwałam kryzys. Wybrano człowieka, który doprowadził do skandalicznego kryzysu ekonomicznego i dalej nie przyjmuje do wiadomości tego, co się dzieje z jego krajem. Erdogan stosuje manipulację, mówi, że naród potrafi, naród da radę, jesteśmy silni. I wszystkiemu są winne siły zewnętrzne, które chcą nas obalić, bo nie podobają im się nasze rządy – opowiada tłumaczka.
– Turcy wierzą, że lira osłabła, bo więzimy amerykańskiego pastora i stąd krach ekonomiczny, a nie z powodu złej polityki obecnego rządu – wyjaśnia.
Nazwisko pastora Brunsona rzeczywiście przewija się w relacjach turecko-amerykańskich. Amerykańscy dyplomaci, Kongres, a w końcu sam Donald Trump upominali się o jego wydanie. Bezskutecznie.
– Nie zapłacimy za uwolnienie niewinnego człowieka, ale odegramy się na Turcji. Nasze stosunki nie są w tej chwili dobre – oświadczył Donald Trump na początku sierpnia.
Erdogan odpowiedział: "Oni mają swoje dolary, my mamy naszego Boga".
Brak reakcji Turcji na żądania Amerykanów sprawił, że USA podwyższyły cła na turecką stal i aluminium. Kurs liry w stosunku do dolara poszybował bardzo wysoko. Za amerykańską walutę trzeba zapłacić 6,11 lir. A Turcja odpowiedziała podniesieniem ceł na niektóre produkty importowane z USA, wśród nich alkohole (140 proc.), wyroby tytoniowe (60 proc.), samochody (120 proc.), a także kosmetyki, ryż i węgiel.
– Alkohol był zawsze bardzo drogi, ale teraz ceny znacznie wzrosły. Za butelkę piwa w markecie trzeba zapłacić od 10 do 14 tureckich lir (od ok. 6 do 8,60 zł), a w pubie trzeba nawet zapłacić 25 lir (ok. 15 zł), za paczkę papierosów ok. 10–13 lir (od ok. 6 do ok. 9 zł), ale najdroższa jest ropa, odzież i elektronika – zauważa Janna.
#
Turystyka będzie zarabiać na kryzysie
Gdy Turcja przeżywa kryzys – odrodzenie przeżywa branża turystyczna. Polacy powrócili nad Morze Egejskie, korzystając m.in. z atrakcyjnych ofert wczasów. Za wakacje w tej części Europy i lot samolotem w cenie, zapłacimy od ok. 780 zł.
– Po raz pierwszy od trzech lat turyści tłumnie odwiedzają Turcję. Pewnie sprawiły to korzystny stosunek liry do złotówki (śmiech) i atrakcyjne oferty. Bardzo nas to cieszy, że kraj, który jest naszym drugim domem, już nie budzi takich obaw i lęków a ludzie już nie boją się tu przyjeżdżać – cieszy się blogerka, dodając jednocześnie, że w Turcji można płacić w sklepach nie tylko lirą, ale także euro, dolarami czy funtami. A gdzieniegdzie nawet złotówkami, Turcy są bardzo elastyczni pod tym względem i oni obce waluty chętnie przyjmują.
– Teraz najlepiej przyjeżdżać z obcą walutą (euro, dolar) i wymieniać je sukcesywnie w kantorach, w mniejszych kwotach na liry tureckie – radzi właścicielka biura podróży.
– Od 2015 do 2017 r. turystyka kulała, ale na szczęście się odbudowuje, turyści zyskują na tym, że jest dla nich dość dobry kurs euro czy dolara. Klienci korzystają z dobrych cen, choć ceny luksusowych towarów pozostały niezmienione. Chętnych do kupowania nie brakuje. Myślę, że turystyka będzie jedynym sektorem, który będzie zarabiać w kryzysie – dodaje tłumaczka.
Co dalej? Czy Turcji grożą strajki czy zamieszki?
– Wszystko zależy od tego czy USA nałożą kolejne sankcje i jak bardzo będą one dotkliwe gospodarczo. Również efekt sankcji po pierwszym szoku, np. rynku finansowego, może być odsunięty w czasie – zauważa Wojciech Szewko, analityk ds. stosunków międzynarodowych, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych ds. Bliskiego Wschodu.
Czy turyści mogą bać się o własne bezpieczeństwo w kontekście zamachów w Stambule, Ankarze i Bursie, niedoszłego puczu czy innych zdarzeń wynikających z położenia geograficznego?
– Turcja nawet w najtrudniejszych czasach i pomimo wielkich struktur np. Państwa Islamskiego i Al Kaidy funkcjonujących w kraju nie dopuściła do ani jednego zamachu w miejscowościach turystycznych. Nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja pogorszyła się w tym względzie – uspokaja Wojciech Szewko.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl