"Wiele rzeczy mnie złościło". Polka w USA szczerze o swoim życiu na amerykańskim wybrzeżu
- Na początku ciągle płakałam. Ale dzięki Ameryce stałam się lepszym człowiekiem – opowiada Iwona Wiśniewska, Polka od 15 lat mieszkająca na wschodnim wybrzeżu USA, autorka bloga "Ona ma siłę".
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Wirtualna Polska: Skąd wziął się tytuł twojego bloga?
Iwona Wiśniewska: Wymyśliłam go po to, żeby sama sobie dodać odwagi. Przeżywałam trudny etap w życiu osobistym, czułam się zagubiona. Brakowało mi poczucia bezpieczeństwa – nie materialnego, tylko wewnętrznego. Intuicyjnie zaczęłam pisać, żeby uporać się z niepewnością i przygnębiającymi myślami. Dzięki pisaniu poczułam się lepiej. Miałam szczęście, bo moje teksty od razu znalazły czytelników, szybko pojawiły się pierwsze komentarze. Rosnąca popularność bloga i wsparcie czytelniczek dodały mi wiary we własne siły. Z czasem napisałam dwie książki i tak spełniłam swoje dziecięce marzenie, żeby zostać pisarką.
Życie w Stanach nauczyło cię, że chcieć to móc?
Rzeczywiście, tutaj ludzie bardziej wierzą, że mogą osiągnąć to, co chcą. Widzę to choćby po tym, czego uczą się w szkole moje córki. Dzieci zachęca się do szukania rozwiązań, a nie płakania nad problemem. Amerykanie zdecydowanie mniej narzekają, nie mają ciągłych pretensji do świata, myślą pozytywnie. Ja musiałam się tego dopiero nauczyć. Kiedy przeprowadziłam się do USA, na początku nie mogłam się odnaleźć. Było mi trudno, tęskniłam za Polską. Wiele rzeczy mnie złościło i wtedy winę zrzucałam na Amerykę. Tłumaczyłam sobie, że gdybym tu nie mieszkała, wszystko byłoby inaczej. To oczywiście nieprawda, ale na emigracji często jest pokusa, żeby tak myśleć.
Obwiniałaś Amerykę? Przecież to kraina marzeń.
Najtrudniejszy był pierwszy rok po przeprowadzce, chociaż wcześniej w Stanach bywałam regularnie, bo mieszka tutaj mój tata. Kiedy miałam 15 lat, w loterii wizowej wylosowałam zieloną kartę, dzięki temu później łatwo mogłam wyjechać do USA z mężem i 9-miesięczną córeczką. Zamieszkaliśmy w Nowym Jorku. Mimo że mieliśmy tu rodzinę i pracę, wiele rzeczy sprawiało mi trudność. Mieliśmy małe dziecko, a mój mąż pracował od rana do nocy. Po angielsku mówiłam z polskim akcentem, więc nie wszyscy mnie rozumieli. Nowy Jork wydawał mi się za duży, za głośny, zbyt rozpędzony. No i bardzo tęskniłam za Polską. Wiele razy chciałam wracać. Często płakałam.
Za czym tu tęsknić? Kilkanaście lat temu wielu Polaków dałoby się pokroić za życie w mitycznych Stanach.
Na mnie też wszystko robiło wrażenie. Dziś w Polsce żyje się dużo lepiej, ale wtedy przepaść była ogromna. Pamiętam, że zrobiłam sobie zdjęcie przez wystawą ze skarpetkami we wszystkich kolorach tęczy, bo w Polsce można było wtedy kupić tylko białe albo czarne. Produkty w sklepach, dostępność wszystkiego, wiele udogodnień w codziennym funkcjonowaniu, np. poziom opieki medycznej – wtedy to oszałamiało. Mimo to nie mogłam przywyknąć do życia w Nowym Jorku. Przytłaczały mnie wielkie budynki, zanieczyszczenie powietrza. Dlatego zdecydowaliśmy się przenieść do Pensylwanii: najpierw do Filadelfii, potem za miasto. Dzięki temu mogliśmy sobie pozwolić na zakup wymarzonego domu. Dziś to moje miejsce na ziemi.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Na blogu piszesz jednak, że czasem masz co do tego wątpliwości.
W życie emigranta zawsze wpisana jest tęsknota. Pojawia się zwłaszcza wtedy, kiedy wracam z Polski albo kiedy wyjeżdżają od nas polscy znajomi. W domu nagle cichną polskie rozmowy, a czuję pustkę. Ale to chwilowe kryzysy. Kiedy przyjechaliśmy do Stanów byłam pewna, że to tylko na jakiś czas, dziś wiem, że zostaniemy na dobre. Jesteśmy tu szczęśliwi, nasze dzieci czeka spokojna przyszłość. Odpowiada mi amerykańska mentalność. To, że na ulicy i w sklepach wszyscy się uśmiechają i są dla siebie mili, pytają o to, jak się masz albo chwalą twoje buty. W Polsce niektórzy odbierają to jako fałsz. Sama na początku uważałam, że taka uprzejmość w stosunku do obcych jest sztuczna.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Zmieniłaś zdanie?
Dziś uważam, że jest po prostu oznaką szacunku. Zresztą, czy to ważne, jakie są motywy życzliwości? Kiedy wszyscy wokół są mili, przyjemniej się żyje. Brakuje mi tego, kiedy jestem w Polsce. Polacy mniej się do siebie uśmiechają, są w stosunku do siebie bardziej nieufni. Nosimy w sobie dziwne napięcie. Kiedy przysłuchuję się polskim matkom zwracającym się do swoich dzieci, wyczuwam nerwowość, poirytowanie. Nie wiem, z czego to wynika.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Twoje córki wychowują się w Stanach. W domu rozmawiacie po polsku?
Tak, choć często odpowiadają nam po angielsku. Dla dzieci sytuacja, kiedy w domu mówi się w jednym języku, a wszędzie indziej w drugim, jest trudna. Szkolna psycholog poradziła nam, żebyśmy byli pod tym względem wyrozumiali. Bardzo podoba mi się to, jakim szacunkiem otacza się tutaj dzieci, jak liczy się z ich potrzebami. Podczas wizyty w przychodni lekarz i pielęgniarka zwracają się przede wszystkim do dziecka, a nie do rodzica. Nauczyciel nie ma pozycji pana i władcy, aby zdobyć uwagę uczniów, musi z nimi wejść w relacje partnerskie. Tak samo jest między rodzicami i dziećmi. Nie ma to nic wspólnego z tzw. bezstresowym wychowaniem, bo dzieciom stawia się również wymagania. Ale od początku uczy się ich tego, że ich zdanie się liczy, że mają wpływ na dużo rzeczy. To wspiera życiową aktywność.
To dlatego Amerykanie osiągnęli taki sukces ekonomiczny?
Moim zdaniem Polacy są jeszcze bardziej pracowici i przedsiębiorczy. W opinii Amerykanów jesteśmy niezwykle zaradni, dzięki wytrwałości i sumienności wiele osiągamy. Mój tata przyjechał do USA z niczym, dziś jest właścicielem jednej z największych nowojorskich firm w swojej branży. W naszej firmie chętniej zatrudniamy Polaków, bo są gotowi pracować solidniej, zostać dłużej, jeśli trzeba coś pilnie skończyć. Ja i mój mąż założyliśmy własną firmę, doszliśmy do wszystkiego, co mamy ciężką pracą. Kosztowało nas to wiele pracy i wyrzeczeń. Ale dziś żyjemy tak, jak chcemy.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Każdy może spełnić swój _american dream_? Ostatni kryzys tego nie zmienił?
Recesja sprzed kilku lat dotknęła raczej duże przedsiębiorstwa i banki niż zwykłych ludzi. My na przykład w ogóle jej nie odczuliśmy. Ameryka wciąż jest krajem, gdzie można wiele osiągnąć. Ale nie stanie się tak tylko przez sam fakt przeprowadzki. Wszystko zależy od charakteru, nastawienia i pracowitości. Znam ludzi, którzy mieszkają tu od lat i tylko narzekają, zamiast po prostu wziąć się do pracy.
Dziś nadal są rzeczy, które ci w Stanach przeszkadzają?
Jedzenie, niestety bardzo niezdrowe i wszędzie takie samo. Kiedy jeździmy na rodzinne wycieczki i zatrzymujemy się w turystycznych miejscach, do wyboru mamy ten sam zestaw: pizzę, hot dogi, nuggetsy w tłustej panierce i mac’n’cheese, czyli makaron z serem. Nie mieści mi się w głowie, czemu kiedy jestem nad Atlantykiem, tak trudno mi znaleźć restaurację serwującą świeże ryby. Czasem ktoś próbuje się wyłamać i otwiera knajpkę ze zdrowym jedzeniem, ale takie miejsca nie utrzymują się długo.
Jeden z twoich postów na blogu zaczyna się tak: „Dziś chcę opowiedzieć wam jak Ameryka zmienia człowieka.” Jak zmieniła ciebie?
Nie boję się powiedzieć, że stałam się lepszym człowiekiem. Po przeprowadzce tutaj musiałam zmienić swoje myślenie, bo w Polsce wychowano mnie zupełnie inaczej. Amerykanie nauczyli mnie większej tolerancji i pozytywnego nastawienia do innych. Kiedy wyjeżdżałam z Polski, byłam młodą matką, w Stanach naturalnie przejęłam tutejsze podejście do dzieci, które opiera się na szacunku i współpracy. Mam też w sobie więcej wewnętrznego luzu. Częściowo wynika to też pewnie z dojrzałości, ale nabrałam wiary w to, że zawsze sobie poradzę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Ciao Italia! Rzym w 24 godziny
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.