Witajcie w Jakucku, najzimniejszym mieście świata. Tu dzieje się magia
To kraina lodu, śniegu, wiecznej zmarzliny, mamutów, psich zaprzęgów, struganej ryby i mrozu rozładowującego kamery. W stolicy Republiki Sacha – Jakucku termometr pokazał kiedyś minus 64,4 st. C.
Do Jakucka zimą dotarł Piotr Jurkowski, czyli "ten gość od Syberii", jak mówią o nim internauci, którzy uwielbiają jego dynamiczne filmy. Projekt "Gdzie bądź" prowadzi z żoną Zofią. Jednak dla niej temperaturą graniczną jest minus 15, w niższej nie funkcjonuje, jak sam tłumaczył publiczności na festiwalu Ciekawi Świata w Białymstoku. Dlatego na Syberię Piotr musiał wybrać się sam. Już podróż do tej niedostępnej części świata była przygodą!
74 godziny podróży plackartą
Jakucja zajmuje 3 mln km kw. (siedem krajów jest od niej większych), a Polska zmieściłaby się w nim 10 razy. Ten gigantyczny obszar zamieszkuje zaledwie niecały milion osób.
Przygoda podróżnika zaczęła się na dworcu kolejowym w Nowosybirsku, z którego wyruszał plackartą, czyli najtańszą klasą w kolei krajów rosyjskojęzycznych. Podróżnych mieści bezprzedziałowy wagon, więc i o integrację, i o wiele (nie zawsze przyjemnych) bodźców nietrudno. W wagonie życie koncentruje się przy samowarze, gdzie wrzątkiem można zalać herbatę i zupkę chińską. Choć za oknem trzaskający mróz, w środku bez krótkich spodenek i klapek nie dałoby się wytrzymać. Zwłaszcza, że podróż trwała aż 74 godziny.
Większą część trasy Piotr pokonał Bajkalsko-Amurską Magistralą (BAM) biegnącą równolegle (ale na północ) do starszej i bardziej sławnej siostry – Kolei Transsyberyjskiej, jezioro Bajkał mijając od północnej strony.
Zobacz też: Niektóre mają nawet 4000 lat. Niesamowite odkrycie Polaków
Piotr nie oparł się pokusie, by wyskoczyć w Tyndzie na okolicznościowe selfie z termometrem pokazującym minus 29 stopni oraz na zamarzniętej rzece, a na dobre zatrzymał się w swoim pierwszym punkcie docelowym – mieście Nieriungri. Tam już czekała na niego Nadina, właścicielka jedynej dostępnej oferty na popularnym portalu oferującym noclegi. Z miejsca "kupiła" Piotra fotką profilową, przystrojona tradycyjną, jakucką, kapiącą od srebra biżuterią. I zabrała "inostranca" (cudzoziemca) na wycieczkę do "technoparku" z wystawą sprzętu górniczego i innych osiągnięć techniki – był też np. samolot.
Zamarzają włosy w nosie
Do samego Jakucka Piotr przeprawiał się przez skutą lodem Lenę.
– W moim małym móżdżku nie mieściła się wcześniej perspektywa, że będę jechał przez zamarzniętą rzekę. Przeprawa trwała 10 i pół minuty, na rzece są dwa pasy w każdą ze stron, ustawione znaki drogowe i mnóstwo ciężarówek załadowanych węglem – opowiadał Piotr. Mówił też o tym momencie w roku, kiedy lód topnieje, ale jeszcze nie można ruszyć z przeprawą promową, więc Jakuck jest odcięty od świata. – Gdy zbliża się wiosna, ale lód wciąż wydaje się mocny, jeździ się ponoć samochodem z otwartymi drzwiami, żeby nasłuchiwać czy pęka i ewentualnie zdążyć wyskoczyć.
Na swoją wyprawę wybrał Jakuck, bo w lutym 1891 r. odnotowano tu minus 64,4 st. C. Niby na Ojmiakonie było jeszcze mniej (o 3,3 stopnia) w 1933 r., kalkulował, ale to raczej jest wioska, a nie miasto (liczy niespełna tysiąc mieszkańców). Podczas gdy w Jakucku mieszka od 250 do 300 tys. osób w zależności od sezonu.
Jak im się żyje zimą? To normalne, że owłosienie na twarzy zamarza, włosy w nosie też. Choć Piotr przy minus 38 stopniach zauważył faceta przemierzającego jakucką ulicę bez kurtki, w rozpiętym sweterku. – Rosja to jednak stan umysłu – z podziwem westchnął polski podróżnik.
Miasto spowite jest gęstym smogiem, a ciekawym elementem jego krajobrazu są rury z gorącą wodą przebiegające nad ziemią. Budynki stawia się na kolumnach, w przeciwnym wypadku osuwałyby się podczas zmiany pór roku i topnienia podziemnego lodowca. Jakuck jest największym miastem permafrostu, czyli wiecznej zmarzliny.