Wizytówka Pienin "tonie w alkoholu". Co się dzieje na Dunajcu?
Spływ Dunajcem to jedna z największych atrakcji w polskich górach. Niestety, jak donosi "Tygodnik Podhalański", kilkaset metrów od kładki w Sromowcach leje się alkohol. Słowacy sprzedają piwo prosto do pontonów, a na rzece zamiast dźwięków przyrody, usłyszymy wulgaryzmy i pijackie odzywki.
Pieniny to jedno z najbardziej malowniczych miejsc w Polsce. Pasmo rozciąga się na długości 35 km i 6 km szerokości, a przełomy Dunajca dzielą te wapienne góry na trzy części: Pieniny Spiskie, Pieniny Właściwe oraz Małe Pieniny.
Spływ Dunajcem hitem w górach
Spływ Dunajcem to największa atrakcja, która przyciąga także turystów wypoczywających w oddalonym o 60 km Zakopanem. Jego historia sięga pierwszej połowy XIX wieku.
Spływy rozpoczynają się na przystani flisackiej w Sromowcach–Kątach, a kończą w Szczawnicy. 18-kilometrowy odcinek pokonuje się w około 2 godziny 15 minut. Można też wybrać opcję dłuższą i dopłynąć do Krościenka (23 kilometry, 2 godziny 45 minut). Flisacy po Dunajcu pływają codziennie od 1 kwietnia do 31 października i przez cały sezon nie narzekają na brak zainteresowania turystów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Polsce są prawdziwym hitem. Wyczekiwana atrakcja już otwarta
Warto dodać, że Dunajec płynie na odcinku prawie 250 km na terenie Polski i Słowacji. I to właśnie po stronie naszych południowych sąsiadów obserwuje się niepokojący proceder.
"Spływ piwa, wódki i wulgaryzmów"
Jak donosi "Tygodnik Podhalański" w artykule zatytułowanym "Przełom Dunajca tonie w alkoholu", po słowackiej stronie na rzece znajduje się budka, w której sprzedaje się alkohol. Gazeta dotarła do przyrodnika, który przyznaje, że "Przełom Dunajca stał się hałaśliwym, niebezpiecznym spływem piwa, wódki i wulgaryzmów".
Czytaj także: Największa atrakcja Pienin. Ceny nie są niskie
Po Dunajcu poruszają się nie tylko tratwy, prowadzone przez flisaków, ale też pontony czy kajaki, które można wynająć nad rzeką. Jak relacjonuje przyrodnik, to z nich można najczęściej usłyszeć pijackie śpiewy i wulgarne okrzyki.
- Czarny bocian, który jeszcze kilka lat temu gniazdował tu regularnie, po prostu zniknął. Odlatują zwierzęta, odlatują turyści, którzy szukali ciszy i piękna. Zostają ci, którzy zostawiają po sobie hałas, agresję i zagrożenie - dla innych i siebie - mówi przyrodnik w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim".
Jak podkreśla gazeta, w Polsce przepisy zabraniają spożywania alkoholu na jednostkach pływających, także kajakach czy pontonach, dotyczy to także pasażerów. Kara grzywny za nieprzestrzeganie tej zasady może wynieść nawet do 5 tys. zł. Z kolei na Słowacji nie ma takich regulacji, w związku z tym rezerwat zamienia się w weekendy w "pływającą imprezę".
Polscy flisacy przyznają, że widzieli wielu turystów, także polskich, pijanych w sztok, którzy nie byli w stanie usiedzieć prosto. Jest to proszenie się o tragedię - jeśli ktoś w takim stanie wpadnie do wody, ma marne szanse na przeżycie.
Źródło: "Tygodnik Podhalański"