Wyznania stewardesy. Po 15 latach pracy zdradza minusy swojego zawodu
Dla wielu ludzi praca na pokładzie samolotu wydaje się marzeniem. Darmowe podróże, ładny strój i egzotyczne lokalizacje to tylko jedna strona medalu.
Amanda Pleva, stewardesa z 15- letnim doświadczeniem, postanowiła na łamach serwisu Flyertalk rozprawić się ze stereotypem pracy marzeń. Od stycznia 2003 roku pracuje dla jednej z amerykańskich linii. Otwarcie przyznaje, że w niektórych sytuacjach latanie potrafi zamienić się w koszmar.
Gdy zaczynała swoją karierę wiedziała, że ten nietypowy zawód będzie wiązał się z dużymi zmianami w życiu. Nastawiła się na częste podróże, zmianę stref czasowych czy konieczność radzenia sobie w stresowych sytuacjach. Po latach widzi nawet plusy pracy w weekendy i święta. Nie na wszystko przygotowała się jednak psychicznie.
Okazuje się, że przez lata pracy jako stewardesa oduczyła się spokojnego jedzenia posiłków. – W samolocie jemy ukryci w kącie, tak żeby pasażerowie nas nie zobaczyli. Robimy to w biegu, pomiędzy obowiązkami. Złapałam się na tym, że nawet w swoim własnym domu zjadam posiłki w locie, gapiąc się w kuchenną ścianę – wyznaje Amanda.
Kolejny minus dotyczy stewardes i pilotów, niemieszkających na stałe w mieście, w którym bazuje linia. Firma zapewnia im mieszkania. Nocleg w takim miejscu to specyficzne przeżycie. Okazuje się, że pod jednym dachem często spotyka się nawet 10 osób. - To prawdziwa loteria. Czasem są to pięknie utrzymane mieszkania, a czasem okropne nory. Może to być okazja do poznania grupy nowych przyjaciół albo prawdziwy koszmar. Jeśli pod jednym dachem mieszka tak dużo ludzi, napięcia mogą powstawać z tak błahych powodów, jak jedna brudna łyżka w zlewie. Jeśli źle wybierzesz mieszkanie, praca może zamienić się w prawdziwy dramat– opowiada stewardesa.