Z Fryzji do Spiszu. Ballada o Holendrach, którzy pokochali Polskę
Mieszkają w Polsce od niedawna, ale ich miłość do nowej ojczyzny kwitnie od wielu lat. Swoje miejsce na ziemi znaleźli w malutkich, ukrytych wśród gór, spiskich Łapszach Wyżnych. Para Holendrów, Goitske (Gosia) i Eke nie tylko się tu osiedlili, ale zabudowali dwa domy (jeden dla siebie, drugi dla gości) i stali się prawdziwymi ambasadorami Spiszu i całej Polski.
Goitske i Eke nie tylko promują nasz kraj za granicą, ale przede wszystkim od pierwszego kontaktu zarażają swoim entuzjazmem, zachwytem z jakim odkrywają nasz kraj i umiejętnością dostrzegania tego, co jest w nim piękne i godne docenienia.
Zobacz też: Wyjątkowy widok na Krupówkach. "Coś pięknego!"
Od Mazur po Tatry, od PRL-u po 2022 rok - czyli naprawdę długa historia
Dwójka pozytywnie zakręconych Holendrów wprowadziła się do Łapszy Wyżnych w październiku 2022 roku. Od czasu pierwszej fascynacji Polską, do chwili, gdy oficjalnie stali się mieszkańcami Spisza musiało minąć ponad 30 lat. Pierwsza zakochała się Gosia.
- Oboje z mężem pochodzimy z Fryzji. To prowincja, której wszyscy mieszkańcy mają we krwi miłość do łyżwiarstwa. Odkąd pamiętam czekamy na organizowany raz na 25 lat słynny łyżwiarski tur po 11 miastach. Licząca 250 kilometrów trasa wiedzie przez jeziora i kanały. Ekscytuje się nią większość Holendrów i z pewnością niemal wszyscy mieszkańcy Fryzji - opowiada Gosia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska hitem turystycznym. "Możemy konkurować z Europą"
Jako dziecko z ogromną niecierpliwością czekała na zimę 1985 r., kiedy jej mama, łyżwiarka szybka, miała wystąpić w tych zawodach i była uznawana za jedną z kandydatek do zwycięstwa. Niestety tuż przed rozpoczęciem wyścigu pogoda się zmieniła, lód zaczął topnieć i impreza została odwołana. Pojawiła się jednak możliwość zrobienia alternatywnej trasy - 11 miast po jeziorach mazurskich i właśnie tam zaczęła się jej fascynacja Polską.
- Żeby nie zostawić tej historii bez zakończenia, dodam, że po dwóch dniach w autokarze (wtedy dzieliła nas przecież zamknięta na głucho granica), łyżwiarze dotarli do Szczecina, gdzie otrzymali wiadomość, że pogoda we Fryzji się zmieniła, zawody się odbędą i zawodnicy mają wracać, o ile zdążą, bo czasu zostało niewiele. Moja mama natychmiast zawróciła, w końcu całe życie trenowała do tych konkretnych zawodów, cudem udało jej się dotrzeć na start w terminie i zrobiła świetny wynik, biorąc pod uwagę, jak spędziła ostatni tydzień przed zawodami - śmieje się Gosia. - Miałam wtedy 15 lat i Polska poruszyła moje serce. Niedostępny dla mnie kraj, w którym lód zawsze jest wystarczająco mocny, by zimą jeździć na łyżwach po jeziorach - opowiada.
Przez następne lata fascynacja nieznanymi stronami nie opuszczała Gosi. W 1989 r., gdy zmienił się system i można było w końcu bez większych problemów przyjechać do Polski, miała 19 lat i pragnęła tylko jednego: przyjechać tu na wakacje. Pobyt jej nie rozczarował. Zachwycił ją Kraków, razem z bratem zakochali się w polskich górach, przyrodzie i kulturze.
Od tego czasu co roku wakacje spędzała w Tatrach. Brat Gosi znalazł w Polsce miłość, a ona sama, gdy w 2000 r. wyszła za Eke, namówiła go, by właśnie tu spędzili miesiąc miodowy.
- Kiedy rano obudziłem się w schronisku Morskie Oko, zrozumiałem uczucia mojej żony i sam zakochałem się w Polsce - opowiada Eke. - W kolejnych latach wracaliśmy tu bardzo często, aż doszliśmy do wniosku, że to jest nasze miejsce na ziemi i że będziemy ciężko pracować, by na emeryturze przeprowadzić się w polskie góry i tu żyć.
Przez lata szukali idealnego kawałka świata, gdzie mogliby postawić dwa domy. Jeden dla siebie, drugi dla gości.
Jak się zgubić, to tylko w Spiszu
Kiedy pytam, dlaczego wybrali właśnie Spisz, odpowiadają, że to Spisz ich wybrał.
- Nie znaliśmy tego ukrytego wśród gór klejnotu. Szukaliśmy działki z drugiej strony zalewu, koło Szlambarku. Rozglądaliśmy się 10 lat, aż pewnego dnia zgubiliśmy się podczas burzy śnieżnej. Warunki były tak złe, że nie było nic widać, nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Dopiero potem staraliśmy się odtworzyć naszą trasę na mapie. Okazało się, że znaleźliśmy się w Łapszance, a z mapy wynikało, że jest tu mnóstwo tras rowerowych. Ja zajmowałam się kolarstwem zawodowo, a Eke jest zapalonym cyklistą. Wróciliśmy więc w to miejsce przy pięknej pogodzie i okazało się, że to jest to. Nasz raj. Spisz nas zachwycił, rozkochał, wybrał - wspomina Gosia.
Po kolejnych miesiącach poszukiwań działki budowlanej załatwieniu pozwoleń niespełna rok temu zwariowani Holendrzy spełnili marzenie o domu w polskich górach i byli gotowi na przyjęcie gości. - Dzielenie naszego miejsca z innymi to podwójne szczęście - mówi Eke.
Gosia i Eke byli zaskoczeni, kiedy odkryli, że miejsce, które wybrali, jest mało znane nie tylko ich rodakom, ale też wielu Polakom. - Mnóstwo ludzi nie zna tych okolic, ich fascynującej historii i kultury. Dla nas to ogromny zaszczyt i radość opowiadanie o tym pięknym regionie. Nasz misja, by pokazywać go obcokrajowcom, rozszerzyła się więc także na to, by odkrywać urodę Spiszu również przed Polakami.
Holendrzy uwielbiają promować Polskę
Ze swojej misji wywiązują się z ogromnym zapałem i entuzjazmem. Kiedy do ich domku przyjeżdżają goście, mogą liczyć nie tylko na cudowne widoki i świetne warunki noclegowe, ale przede wszystkim na nieskończoną gościnność gospodarzy. Śniadanie przy stole, a może na tarasie? Oczywiście z warzyw, które uprawia Eke, ponieważ zajmuje się tym zawodowo (w Holandii prowadził centrum ogrodnicze).
Przygotowanie map, tras, wiadomości o pogodzie, porady dokąd pojechać, co zobaczyć - to wszystko spiscy Holendrzy mają w małym palcu. Wycieczki z przewodnikiem? Jak najbardziej. Z radością i bezpłatnie, tylko za zwrot kosztów wyprawy.
- Jeśli tylko nasi goście chcą spędzić czas w naszym towarzystwie, stajemy się ich asystentami w podróży. Nie chcemy na tym zarabiać, więc robimy to tylko za zwrot wydatków takich jak benzyna czy opłaty parkingowe. Jeździmy z turystami wypożyczyć rowery czy narty, a potem razem ruszamy na szlak, wybieramy się na piesze wycieczki, ale też zabieramy ich w dalsze podróże - opowiadają Gosia i Eke. - Większość gości zostaje u nas tydzień lub dwa, wspólnie planujemy, co chcą zobaczyć, czego doświadczyć i ruszamy w Polskę - nad Zalew Czorsztyński, w Pieniny, Gorce, Tatry.
Odwiedzamy Szczawnicę, Nowy Targ, Kraków, Zakopane, Oświęcim. To szczególnie ważne dla turystów z Holandii, dla których język polski jest oczywiście niezrozumiały, a większość z nich chce nie tylko zachwycić się widokami, ale jak najlepiej poznać historię tych miejsc, zwyczaje, kulturę. My możemy opowiedzieć im to wszystko w ich własnym języku, dzięki temu Spisz, ale też cała Polska, stają się im bliższe.
Gosia i Eke opowiadają o swojej ojczyźnie nie tylko przybywającym do nich gościom. Robią to także za pośrednictwem swojej strony internetowej www.reisnaarpolen.nl i mediów społecznościowych. Poza tym ich emigracja z Holandii, która, jak mówią, ma mnóstwo wody, ale niestety nie ma gór, do polskiego Spiszu odbiła się szerokim echem w ich ojczystym kraju. Dzięki temu często występują w lokalnych mediach (zostali nawet gwiazdami telewizji), gdzie dzielą się swoją miłością do Polski.
Czy nie żałują swojej decyzji?
- Absolutnie nie. Codziennie utwierdzamy się w przekonaniu, że podjęliśmy najlepszą decyzję w życiu. Im lepiej znamy język, ludzi, im więcej się o Polsce dowiadujemy, im bardziej ją odkrywamy, tym jesteśmy szczęśliwsi, że właśnie tu stanęły nasze domy - podsumowują.