MiastaZa Gaudim po Barcelonie

Za Gaudim po Barcelonie

Możesz obejrzeć dziesiątki zdjęć budowli Antoniego Gaudiego, a i tak ich widok na ulicach Barcelony zaskoczy cię i zadziwi. Patrzysz na te budynki i zastanawiasz się czym są? Dziełami sztuki genialnego architekta, czy wyrazem jego szaleństwa?

Za Gaudim po Barcelonie
Źródło zdjęć: © sxc.hu

09.08.2010 | aktual.: 09.05.2013 16:02

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Możesz obejrzeć dziesiątki zdjęć budowli Antoniego Gaudiego, a i tak ich widok na ulicach Barcelony zaskoczy cię i zadziwi. Patrzysz na te budynki i zastanawiasz się czym są? Dziełami sztuki genialnego architekta, czy wyrazem jego szaleństwa?

Gdybym miała radzić, od którego zabytku zacząć zwiedzanie aby rozsmakować się w stylu architektonicznym stworzonym przez Gaudiego, powiedziałabym, że od domu Casa Vicensa, rzadko opisywanego przez przewodniki turystyczne. Dom stoi w Gracia, dzielnicy barcelońskiej bohemy. Pełno tam małych, urokliwych placyków, ciekawych sklepów i lokalików. Dzielnicę przecina szeroka aleja - Carrer Gran de Gracia i właśnie przy jednej z jej przecznic (Carrer de les Carolines 24) stoi okazały czerwony pałacyk. To jest właśnie Casa Vicensa, letnia rezydencja zamożnego producenta płytek ceramicznych Manuela Vicensa. Dom wzniesiony został w latach 1883 - 1888. Jego projekt był jednym z pierwszych zrealizowanych przez Gaudiego w Barcelonie. Opisywany jest obecnie jako manifest Gaudiego, zapowiedź jego stylu, nowego w architekturze. Dom zbudowany został z czerwonego kamienia i cegły. Przypomina mauretański pałac, ale nie upiększają go jeszcze faliste gzymsy i krzywe kolumny tak lubiane przez "późnego" Gaudiego.

Ozdabia go tysiące płytek z powtarzającym się na nich motywem żółtej cynii. Na pomysł takiej ozdoby wpadł Gaudi, gdy spacerując po parceli kupionej pod przyszłą budowę, dostrzegł kwitnące właśnie cynie. Dom jest obecnie własnością prywatną, można podziwiać tylko zewnętrzną jego fasadę. W porównaniu z następnymi realizacjami Architekta jest prosty i prawie całkiem "normalny". Oglądając go na początku wycieczki, a kończąc na zwiedzaniu Sagrada Familia można wyrobić sobie jakie takie pojęcie o tym, jak rozwijał się i komplikował styl Gaudiego.

Smoki i smardze

Mieszkaliśmy w Barcelonie blisko słynnej Rambli - znanej na całym świecie barcelońskiej promenady, powstałej w korycie wyschniętej rzeki (raml to po arabsku koryto rzeki). Z hotelu mieliśmy parę metrów do Pałacu (Palau) Guell - budowli nasyconej już w pełni rozwiniętym stylem Gaudiego. Niestety Pałac jest w remoncie, który zakończony zostanie w 2008 roku, teraz można zwiedzać tylko stajnie, ale warto to zrobić. Bo nawet dla koni Gaudi zaprojektował coś ekstra. Pałac wciśnięty jest między zwyczajne kamienice. Wzniesiony został w byłej dzielnicy uciech. Naprzeciwko mieścił się słynny w Barcelonie, dom publiczny. Obecnie na jego miejscu znajduje się parking. Mija się więc niepiękne domy, gapi na takie sobie wystawy aż tu zaskakuje nas potężna, zakratowana brama otoczona stalowymi wężami i zawieszonymi nad nią smokami z kutego żelaza, najwyraźniej strzegącymi wejścia. Budowla jest mieszaniną średniowiecznej twierdzy i baśniowego zamku. Właściwie nie ma sensu jej opisywać, podobnie jak innych dokonań tego
architekta. Po prostu trzeba je zobaczyć. Gaudi projektował swoje budowle z wielką dbałością o szczegóły. Wybierał rodzaj i kolor kamienia (fasada Pałacu Guell zbudowana została z zimnego w kolorze piaskowca, aby nadać budowli charakter twierdzy), posadzki, gatunek drewna; projektował meble, schody i poręcze, okna (także fałszywe aby optycznie powiększały pomieszczenia); wielką wagę przywiązywał do kominów i dachów. Dlatego właśnie warto popatrzeć na Pałac z pewnej odległości. Zobaczymy ozdobne, upstrzone kolorami kominy w kształcie grzybów - smardzy, przysmaku Katalończyków. Wyłożone są one trencadi czyli kawałkami katalońskich kafli. Na szczycie środkowej wieży Pałacu tkwi ekstrawagancki wiatrowskaz w kształcie nietoperza. Niestety, będzie go można sfotografować dopiero w 2008 roku, gdy otwarty zostanie dla turystów dach tej budowli.

Z Pałacu Guell skręcamy na Ramblę. Idziemy do stacji metra aby pojechać do dzielnicy Eixample. Byliśmy już w niej wczoraj, gdy spacerowaliśmy wieczorem po Gracii, położonej w jej północnej części. Teraz jedziemy na południe, na najważniejszą ulicę, Passeig de Gracia. Zamierzamy zwiedzić najsłynniejsze domy Gaudiego: Casa Batllo - Dom Czaszek i Casa Mila - Kamieniołom.

Czaszki czy pająki?

Ściany Casa Batllo (domu pana Josepa Batllo i Casanovasa, magnata włókienniczego) wyłożone są zielono-niebieską mozaiką, a zamiast normalnego dachu wieńczy go wygięty grzbiet smoka pokryty kolorowymi łuskami czyli dachówkami. Smok patrzy na nas okiem, które jest oknem poddasza, a z każdego piętra straszą puste oczodoły. Balkony bowiem wybudowane zostały jako górne połówki nagich czaszek. W balustradach widać ogromne otwory po wypadłych oczach i nosach, dolny brzeg balkonu to bezzębna górna szczęka, podłogą jest podniebienie. Robi to duże wrażenie, zwłaszcza, że obok stoi bardzo pogodny w swym wyrazie dom Antoniego Amatllera zaprojektowany przez konkurenta Gaudiego -Josepa Puiga i Cadafalcha . Okna, podobnie jak sylwetka całej fasady, uformowane są w stylizowaną literę A - inicjał właściciela. Dom opisywany jest też jako zabawna parafraza niderlandzkiej kamienicy o szczycie schodkowym. Te dwa domy plus trzeci – Casa Leo Morera (wybudowany w 1905 roku dla miejscowego milionera, z fasadą ozdobioną kaskadą
kamiennych rzeźb, utrzymany w tradycyjnym stylu neorenesansowym ) to najsłynniejszy zespół architektoniczny Barcelony. Trudno sobie wyobrazić aby domy mogły jeszcze bardziej różnić się od siebie. Największą uwagę przykuwa, oczywiście Dom Czaszek, ale też Gaudi zaprojektował go tak, aby szokował. Było mu tym łatwiej osiągnąć zaskakujący efekt, że tamte dwa domy już stały, gdy on sam zabrał się do dzieła. Zespól tych trzech domów nazywany jest Kwartałem Niezgody - Manzana de la Discordia. Idziemy dalej szeroką Passeig de Gracia do Kamieniołomu, czyli domu, którego przestraszył się prezydent Francji Georges Clemenceau, kiedy w 20. latach zeszłego wieku odwiedził Barcelonę.

Mówiąc szczerze, nie wiem co go przestraszyło w wyglądzie Casa Mila nazywanego też Kamieniołomem albo Kamiennym Akwarium, względnie Hangarem Lotniczym. Jak się bać, to raczej Casa Batllo. Choć trzeba zaznaczyć, że kratę w bramie do Casa Mila ozdabia pajęczyna z pająkiem! Obok pająka trzeba przejść aby dostać się do suteryny, w której jest duży sklep z pamiątkami a’la Gaudi, godny polecenia. ( Na drugi taki sklep trafiłam w Parku Guell, ale do tego nie warto wchodzić). Po tej próbie odwagi, możemy już zwiedzać sam Dom. Jest to blok mieszkalny zaprojektowany przez Gaudiego na zlecenie przedsiębiorcy Pere Mila i jego żony. Stanowi on ostatnie, świeckie dzieło Architekta, opisywane jako najbardziej dojrzałe. Sam Gaudi powiedział, że wzniósł je dlatego, że w Barcelonie brakuje ciekawych budynków. Czyżby zapomniał o Domu Czaszek? Po Casa Mila całkowicie poświęcił się budowie Sagrada Familia.

Dom piętrzy się (niektórzy mówią, że wygląda jak po trzęsieniu ziemi) na rogu dwóch ulic. Jest monumentalny, zwalisty, w rysunku jego bryły nie widać ani jednej linii prostej. Balkony ozdobione są balustradami przypominającymi gęste krzaczory, a na fasadzie widać ptaki szykujące się do odlotu. O pająkach już wspomniałam.

W Casa Mila zwiedza się całe piętro urządzone tak, jak za czasów Gaudiego oraz dach. Podobały mi się secesyjne mebelki, zasłony, lampy, także niezwykle powyginane klamki i uchwyty do drzwiczek w szafkach projektu Gaudiego, które świetnie leżały w ręce (repliki można kupić w sklepiku) . Te klamki to być może jedyne praktyczne pomysły w całym domu. Mówi się o nim, że stanowi zdecydowany triumf estetyki nad funkcjonalnością. Co chyba oznacza, że niezbyt wygodnie się w nim mieszkało. Pokoje są małe (nawet salon jest nieduży) i nieustawne, gdyż nie ma w nich ani jednego kąta prostego, co musiało przeszkadzać. Ze środka domu nie widać jak niezwykły jest on na zewnątrz, chyba że wejdzie się na dach. Na dachu naprawdę dostaje się zawrotu głowy i myśli: jak ten Gaudi mógł coś takiego zbudować? Faliste płaszczyzny (nie ma gdzie postawić stolika), krzywe schody (trzeba uważać, żeby nie spaść), koślawe balustrady (lepiej im nie ufać), liczne kominy w kształcie dymu z komina, więc już prawdziwy dym nie jest potrzebny.
Wystarczy geniusz Gaudiego. No i widać wieże katedry Gaudiego, ostatniego jego dzieła. W tej katedrze Gaudi został pochowany zanim ją ukończył.

Dzieło życia geniusza

Pełna nazwa tego kościoła brzmi: Temple Expiatori de la Sagrada Familia, czyli Przebłagalna Świątynia Świętej Rodziny. Dziwnie związana jest z Antonim Gaudim. Miał on zaledwie 30 lat, gdy przejął kierownictwo prac nad budową nowego, wielkiego kościoła na przedmieściach Barcelony. Poprzedni architekt, Francisco de Villar zaprojektował typowy kościół w stylu neogotyckim. Gaudi miał kontynuować jego dzieło, ale zmienił plany. Zaprojektował coś, czego jeszcze nikt na Ziemi nie wybudował. Powiedział, że musiał wskrzesić taki typ architektury, jaki zarzucono w czasach Bizancjum. Jednak przez wiele lat mało uwagi poświęcał Sagradzie. Dopiero po 1914 roku, a więc gdy miał już 62 lata poświęcił się jej do tego stopnia, że nawet w niej zamieszkał. Za późno jednak wziął się do dzieła. Zdążył ukończyć tylko fasadę Narodzenia i jedną z dzwonnic, gdy wpadł pod tramwaj i zginął na miejscu. Stało się to w 1926 roku. Od tamtej pory trwa budowa Sagrady. Ma zakończyć się w 1926 roku, w setną rocznicę śmierci Architekta.
Katedra już teraz wygląda nieziemsko, choć dopiero wybudowano drugą jej fasadę, poświęconą Męce Pańskiej oraz siedem następnych wież. Nawiązuje ona do fasady Gaudiego lecz jest wyraźnie inna, gdyż jej twórcą jest współczesny Katalończyk Josep Maria Subirachs. Plany przewidują wybudowanie jeszcze czterech wież i gigantycznej środkowej, wyobrażającej Chrystusa, wysokiej na 170 m. Na samym końcu ma powstać fasada południowa, Fasada Chwały Chrystusa Zmartwychwstałego. Jeśli teraz nie można napatrzyć się Świątyni, to jakie wrażenie zrobi w 2026 roku?

Do Sagrada Familia trzeba wybrać się jak najwcześniej rano, gdyż do kas biletowych są zawsze kolejki, przez cały rok. Wnętrze Świątyni to ciągle plac budowy. W krypcie urządzono jednak kaplicę Matki Boskiej z Góry Karmel, w której znajduje się grób genialnego architekta. Gaudi był bardzo pobożnym katolikiem, tarcjarzem franciszkańskim, czyli świeckim członkiem tego zakonu, trwa właśnie proces jego beatyfikacji. Zaprojektował i zrealizował wiele budynków kościelnych. Jego pierwsza próba architektoniczna polegała na tym, że zaplanował jadalnię klasztoru w Poblet. Zadanie to skłoniło go do przyjazdu do Barcelony na studia architektoniczne.

Sagradę Familię trzeba koniecznie obejrzeć drugo raz w nocy, gdy fasada wybudowana przez Gaudiego oświetlona jest reflektorami. Najlepiej ją widać z drugiego brzegu małego stawu, w którym zresztą odbija się zjawiskowo. W przewodnikach opisana jest cała symbolika wystroju wszystkich ścian Sagrady. Dość powiedzieć, że w Fasadzie Narodzenia Gaudi umieścił wizerunki ponad 30 ptaków i tyluż różnych gatunków roślin. A prócz tego są rzeźby postaci, napisy, kopuły wież wyłożone mozaiką. Można patrzeć i patrzeć i ciągle odnajdować coś wcześniej nie zauważonego.

Salamandra na pożegnanie

Ostatni dzień z Gaudim warto spędzić w parku urządzonym według jego projektu. Jeśli się chce mieć trochę spokoju w tym miejscu, to trzeba przyjść wcześnie rano lub zdecydowanie po południu. W ciągu dnia przewalają się przez park tłumy: na wiosnę wycieczek szkolnych i turystów, a w wakacje turystów indywidualnych i zbiorowych. A każdy chce dotknąć salamandry, lub przynajmniej zrobić sobie z nią zdjęcie.

Park zajmuje powierzchnię 15 hektarów. Powstał na zlecenie serdecznego przyjaciela Gaudiego i jego mecenasa Eusebia Guell, któremu wcześniej Architekt zaprojektował Pałac (napisałam o nim na początku tego artykułu). W 1900 roku powstał plan osiedla domów otoczonego ogrodem tak fantastycznym, że bogaci współobywatele wydrwili go, Guell musiał wycofać się, zresztą wkrótce potem zmarł. Wybudowane zostały tylko dwa domy. W jednym z nich znajduje się muzeum Gaudiego (nie ciekawe, można sobie darować zwłaszcza gdy są kolejki) oraz park z wieloma bajkowymi realizacjami. Do Parku wiedzie siedem bram (jak w starożytnych Tebach). Przy głównej są dwa pawilony, z których jeden ma kształt słonia stojącego na czterech słoniowych nogach, z rumowiskiem dachówek na grzbiecie i uniesiona trąbą, która jest kominem. Za pawilonem wstępuje się na paradne schody i mija fontanny. Jedną z nich zdobi salamandra upstrzona katalońskimi kafelkami. Gaudi umieścił ją tam jako symbol życia odradzającego się z ognia, lecz za jego sprawą
salamandra stała się współczesnym symbolem Barcelony. Salamandry Gaudiego mniej lub bardziej brzydkie, można kupić na każdym kroku. Powyżej salamandry zobaczymy węże, krzywe kolumny, grzyby i tak dalej i tak ciągle, co chwila coś dziwniejszego.. Na prawdę lepiej zobaczyć niż czytać opisy. W tym parku nawet kawy nie da się wypić normalnie, bowiem stoliki stoją pod palmami, a na palmach przeraźliwie skrzeczą zielone papugi. Wiją tam gniazda, odłamują gałązki, dziobią listki, a to co im wypadnie z dzioba lub spod ogona spada na turystów. Ma się szczęście, jeśli uda się wypić kawę przyprawioną tylko cukrem.

Ciekawostka

Za kontynuatora stylu Gaudiego uważany jest austriacki, nieżyjący od niedawna architekt Friedensreich Hundertwasser. Podobnie jak Gaudi unikał on prostych linii oraz katów, nie stosował symetrii. W oryginalny sposób wykorzystywał zieleń, sadząc ogrody na dachach czy w wykuszach okien. Najlepiej oddaje jego styl tzw. Dom Hundertwassera wybudowany w Wiedniu w 1985 roku.

Podróż

Polecieliśmy samolotem w niedziele, wróciliśmy w piątek. Bilet tzw. tanich linii w obie strony kosztował nas ok. 600 zł od osoby

Hotel

Mieszkaliśmy w hotelu trzygwiazdkowym zamówionym przez Internet. Standard był przyzwoity choć śniadanie takie sobie. Doba ze śniadaniem kosztowała ok. 85 euro za dwie osoby.

Jedzenie

Obfity obiad w restauracji kosztuje 10 - 12 euro. Picę można zjeść już za 7 euro ale najczęściej kosztuje 8 do 9 (jest duża). Za 2 do 4 euro można dostać smaczną kanapkę na gorąco - z powodzeniem zastępuje ona lunch. Warto spróbować paeli, katalońskiego przysmaku. Przeważnie jest ona z owocami morza, ale może też być z kurczakiem. Pyszne i tanie są wina, nie trafiliśmy na niesmaczne choć niektóre kupowaliśmy zaledwie za 1,5 euro. Cena w głównej mierze zależała od sklepu - im sklep większy i położony bardziej na uboczu, tym cena niższa.

Zakupy

Jeśli ktoś lubi pamiątki, to w Barcelonie jest ich pod dostatkiem. Prawie wszystkie upstrzone są kolorowymi, jakby pokruszonymi kafelkami (jakie lubił Gaudi), oczywiście namalowanymi. Naprawdę warto kupić damską torebkę (duży wybór, różnorodne wzornictwo, ceny przystępne) oraz buty a zwłaszcza espadryle. Jest to typowe dla Katalonii obuwie wykonane z materiału i sznurka. W Barcelonie trafia się bez trudu na sklepy oferujące wielką ich różnorodność. Cena od 10 do 80 euro. Wracają teraz do łask, a w Polsce ich nie ma.

Zofia Zubczewska

architekturabarcelonamiasta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także