Hotel zalany. Żaden z pracowników nie odpuścił
Na zalanych przez wodę terenach znajduje się wiele atrakcji turystycznych, a także obiektów noclegowych, które ucierpiały w wyniku powodzi. Jednym z nich jest hotel Maria Antonina nad Jeziorem Bystrzyckim. Jego właściciel zamieścił poruszające podziękowania. "Walkę z żywiołem przegraliśmy, ale wasza postawa jest dla mnie zwycięska" - zwrócił się do pracowników.
Hotel Maria Antonina w Zagórzu Śląskim, wsi w dolinie rzeki Bystrzycy, to jeden z najpiękniej położonych obiektów na Dolnym Śląsku. Powstał w miejscu starego ośrodka "Wodniak", którego lata świetności przypadały na przełom lat 70. i 80.
Przegrana walka z żywiołem
Znajduje się w Górach Sowich, tuż nad Jeziorem Bystrzyckim, które powstało po zbudowaniu na rzece Bystrzycy zapory o wysokości 44 m. To wyjątkowe położenie, będące na co dzień wielkim atutem obiektu, podczas powodzi stało się ogromnym zagrożeniem.
Poziom wody w Jeziorze Bystrzyckim w niedzielę 15 września był tak wysoki, że przelała się ona przez górne przepusty zapory. Jak informuje internetowy portal Dziennik Wałbrzych, ok. godz. 13 stracono kontrolę nad tamą. Wcześniej jej zarządca regulował stan wody w jeziorze oraz zrzucał z niego 65 mln litrów na godzinę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Są nowe prognozy IMGW. "Jeszcze przez dobre dwa tygodnie"
Mimo to poziom wody wzrósł tak gwałtownie, że przelała się ona przez zaporę. Ucierpiał także hotel Maria Antonina.
Walka z żywiołem w hotelu Maria Antionina: "Nikt się nie wycofał"
Właściciel zamieścił w sieci wzruszający post. "Dziękujemy za wszystkie słowa wsparcia i otuchy, jakie do nas kierujecie. Największe jednak podziękowanie jako właściciele kierujemy do całego naszego zespołu. Poświęcenie, trud i zawziętość z jaką do ostatnich chwil walczył nasz zespół, aby ratować dolną kondygnację Marii Antoniny osobiście zapamiętam do końca życia. Każdy walczył z żywiołem pełnią swoich sił. Przyznam się, że patrząc na to, ze wzruszenia sam dolałem parę łez do tej całej nawałnicy" - napisał Sebastian Barański.
Wymienia po kolei wszystkich pracowników, którzy dzielnie walczyli, żeby uratować obiekt - od technicznych przez kucharzy po managerów.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Wykorzystaliśmy przeszło 1700 worków z piaskiem, do tego pięć pomp wodnych, a gdy nasze zapory zaczęły puszczać przy napływie wody, nikt się nie wycofał. Na pomoc przybiegł każdy, kto tylko był w pobliżu" - czytamy w poście.
Pracownicy wylewali wodę wiadrami, łopatami i wszystkim, czym tylko się dało. "Walkę z żywiołem przegraliśmy, ale wasza postawa jest dla mnie zwycięska. I tak zapamiętam dzień 15 września 2024 r. Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Jeśli to prawda, to współpracujemy z samymi przyjaciółmi, za co ogromnie jesteśmy wam wdzięczni. Praca z wami, nasza droga załogo, to dla mnie zaszczyt" - napisał Barański.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Wszystkie ręce na pokład"
W poniedziałek 16 września wody już na szczęście nie przybywało. - Sytuacja jest stabilna, zalana jest tylko jedna kondygnacja. Aktualnie wybieramy wodę za pomocą pompy. Pomaga cała załoga - wszystkie ręce na pokład. Mamy też do pomocy strażaków - mówi w rozmowie z WP Sebastian Barański. - Działamy. Straty są oczywiście spore, ale myślę, że wiele rzeczy uratujemy. 90 proc. hotelu wyszło z powodzi bez szwanku, ucierpiała dolna część z restauracją i basenem.
Trwają prace naprawcze, a wstępne prognozy mówią, że do końca tygodnia hotel będzie mógł znów przyjmować gości z zewnątrz. - Będziemy informować na bieżąco. Wiele rzeczy może wyjść w trakcie - zaznacza właściciel.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Dodaje, że bezpieczeństwo gości, a także personelu jest dla niego priorytetem. - Byli w obiekcie, gdy woda zaczęła się wlewać, oczywiście na wyższych kondygnacjach. Sam jestem inżynierem budowlanym, więc doskonale wiedziałem, jak budynek będzie się zachowywał w takich warunkach. Przede wszystkim jest on posadowiony na litej skale, dodatkowo konstrukcja zarówno płyty fundamentowej, jak i całego budynku była przeliczona pod kątem parcia wody i zalania całej dolnej kondygnacji wody. Mieliśmy pełną świadomość, że budynek przetrwa i wszyscy są bezpieczni - zapewnia Barański.
Podkreśla, że walka personelu była wręcz heroiczna. - Każdy stał na pierwszej linii frontu. Gdy woda zaczęła napierać, broniliśmy się dwie-trzy godziny, ale w końcu ramy okienne puściły i nawet wtedy żaden z pracowników nie cofnął się nawet o krok. Wtedy jednak ja i moja mama od razu kazaliśmy wszystkim uciekać do góry, nie było innej możliwości. Bezpieczeństwo naszego personelu było na pierwszym miejscu, z resztą sobie poradzimy - podkreśla i dodaje, że pracowników darzy ogromnym szacunkiem i zaufaniem. - Warto dodać, że nasza firma jest firmą rodzinną. Dowodzi mój dziadek, 83 lata, razem z moją mamą. A ja jestem "trzecią ręką" - śmieje się.
Jak pomóc?
Przyznaje, że odbiera wiele telefonów i wiadomości ze słowami wsparcia i propozycjami pomocy. - Bardzo dziękujemy. Najlepszą pomocą będzie obecnie sprzątanie zbiornika wodnego, oczywiście w granicach bezpieczeństwa. Mamy w obiekcie sprzęt wodny - rowerki wodne, kajaki. One przez ten weekend będą bezpłatne dla wszystkich chętnych, którzy chcieliby pomóc w sprzątaniu zbiornika. Mogą ze sobą wziąć worki na śmieci, jakieś podbieraki, wszystko co się przyda. To będzie najlepsza pomoc dla całego Zagórza. Jezioro Bystrzyckie to nasza prawdziwa perełka, więc chcemy, żeby jak najszybciej znów mogła zachwycać - mówi.
Nie ukrywa, że dalszej perspektywie, najlepsza pomocą dla obiektów turystycznych dotkniętych powodzią będą turyści. Wszyscy liczą, że wrócą szybko na Dolny Śląsk i będą wspierać tamtejszych przedsiębiorców.