W Podróży"Żebroturystyka". Trend, który wykańcza mieszkańców Azji

"Żebroturystyka". Trend, który wykańcza mieszkańców Azji

Zabawa w "biednych" to coraz popularniejszy trend podróżniczy. "Jak nam się skończą pieniądze, to najwyżej będziemy żebrać". Ten krytykowany przez wiele osób sposób przemieszczania się po świecie doprowadza mieszkańców Azji do białej gorączki, ponieważ turyści przyjeżdżają bez pieniędzy i żerują na ich dobroci.

"Żebroturystyka". Trend, który wykańcza mieszkańców Azji
Źródło zdjęć: © Facebook.com/ Begpackers in Asia
Monika Sikorska

11.07.2019 | aktual.: 11.07.2019 19:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Backpackerzy" to potocznie zwani "wędrowni turyści", którzy jeżdżą po świecie jedynie z plecakiem. W żargonie podróżniczym nazywa się tak tych, którzy zamiast zorganizowanych wycieczek i hoteli wysokich standardów wybierają własny, alternatywny sposób podróżowania - często niskobudżetowy. Jednak termin "backpacker" w ostatnim czasie nieco ewoluował, przez co zmieniła się również jego semantyka. Pierwszy człon terminu zamieniono ironicznie z "back" na "beg" (ang. "żebrać"), co w efekcie dało nowe słówko "begpacker". W wolnym tłumaczeniu termin ten oznacza po prostu "żebroturystę".

– Turyści, którzy w swoim kraju mają dobre warunki życia, przyjeżdżają do Azji i bezczelnie żebrzą o pieniądze na ulicy, zabierając je lokalnym potrzebującym. Ludzie niestety chętniej dadzą "grosz" Europejczykowi niż rdzennemu Azjacie. To paskudne i niemoralne. Przez widzimisię białych ludzi, którzy chcą "za darmo" zobaczyć świat, cierpią osoby, które nierzadko głodują i żyją w tragicznych warunkach. Z każdą moją kolejną wizytą w Azji jest tam coraz więcej dziadujących "begpackersów". Szczególnie w stolicach i dużych miastach – mówi w rozmowie z WP Marcin Augustyn, który w Azji bywa regularnie.

"Żebroturyści" stają się coraz bardziej znienawidzeni, szczególnie przez mieszkańców krajów Azji Południowo-Wschodniej, ponieważ nadwyrężają zapisaną w ich kulturze życzliwość. I choć ten rodzaj turystyki staje się coraz popularniejszy, to niewielu "begpackerów" chce się swoimi darmowymi wojażami chwalić. Wizerunek "białasa-cwaniaka", promowany przez program telewizyjny "Azja Express" podchwytuje wiele osób, nawet tych dobrze sytuowanych, którym marzy się przez chwilę poczuć, jak prawdziwy tułacz, wiodący żywot bez wygodnego łóżka, prysznica czy przysłowiowej miski ryżu.

– Podróżujemy już od kilku lat i nigdy nie prosiliśmy nikogo o pieniądze. Poczulibyśmy się urażeni, gdyby ktoś nazwał nas "begpackersami”. W drodze bywają lepsze i gorsze chwile, ale zawsze jest jakieś rozwiązanie. Nie zawsze oczywiście wygodne, bo czasem trzeba na coś po prostu zapracować. My akurat jesteśmy podróżnymi artystami i pieniądze na dalszą drogę zawsze zarabiamy ciężką pracą – mówią Leonardo i Emilio, argentyńscy bliźniacy, których miałam szczęście poznać podczas swej podróży po Azji. – Bierzemy udział w dużych i małych imprezach, podejmujemy współpracę z cyrkami czy z właścicielami hosteli i restauracji. Robimy animacje, śpiewamy, tańczymy, wykonujemy cyrkowe sztuczki i nawiązujemy kontakty z ludźmi, których poznajemy. Żebranie jest bardzo nie w porządku – dodają bracia.

Sama miałam okazję jedną noc swojego życia spędzić w stylu "begpackera”. I przyznam, że czułam się z tym bardzo źle. "Udawanie" biednej w moim przypadku bardzo szybko uruchomiło w ludziach pokłady wewnętrznego dobra i chęci udzielenia mi pomocy. To ważna cecha osób zamieszkujących rejony Azji Południowo-Wschodniej, gdzie kultura mieszkańców opiera się na wierze w karmę, a składanie jałmużny jest istotnym elementem religijnym. Niestety, biali ludzie wykorzystują to.

Obraz
© Monika Sikorska

Moja "begpackerska" przygoda przydarzyła się dwa tygodnie przed planowanym powrotem do domu. Bilety lotnicze kupione, ostatni kraj do zwiedzenia i żegnaj przygodo. Popełniłam błąd we wniosku wizowym i zamiast pozwolenia na wjazd do Wietnamu, otrzymałam dokument do poprawy. Dotarłam już z koleżanką do miejscowości Bavet na granicy Kambodży i Wietnamu, gdzie cena noclegu zamiast 3 dolarów (ok. 11 zł) wynosiła 22 dolary (ponad 80 zł). Miałyśmy pieniądze, ale nasze fundusze były skrupulatnie wyliczone do końca podróży. Jedyny raz podczas 4–miesięcznej wyprawy postanowiłyśmy zostać na ulicy i zobaczyć, co nam los przyniesie. Lokalni mieszkańcy wykazali ogromne zainteresowanie, współczucie, ale przede wszystkim zdziwienie i niedowierzanie. Niektórzy śmiali się z nas, inni robili zdjęcia, jeszcze inni przynosili jedzenie, a niektórzy reagowali agresją. Ci ostatni twierdzili, że biali ludzie nie mogą nie mieć pieniędzy i kazali nam natychmiast iść z ulicy.

"Begpackerzy" to współczesna plaga Azji, z którą zaczęli się rozprawiać politycy. Władze Bali zapowiedziały, że żebrzący turyści będą przekazywani odpowiednim służbom. Cudzoziemcy, którzy nie mają pieniędzy, albo udają, że ich nie posiadają, będą odsyłani do ambasady. Uważniej też zaczęto przyglądać się turystom przyjeżdżającym do Tajlandii, a szczególnie tym, którzy odwiedzają ten kraj wielokrotnie w krótkich odstępach czasu. Ci, którzy nadużywają dobra i gościnności obywateli azjatyckich krajów będą traktowani w sposób restrykcyjny.

Nie istnieje nic takiego, jak podróżowanie "za darmo" , ponieważ za nasze zakwaterowanie i wyżywienie za każdym razem ktoś musi zapłacić. Ten sposób żerowania na cudzej dobroci jest zwykłym oszustwem. Nie chcemy żebractwa w europejskich krajach, więc dlaczego robimy to samo w Azji?

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

w podróżyazjaludzie
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (111)
Zobacz także