4 lipca w USA nie zapomnę nigdy. Najpierw był zachwyt, a potem zgubiłam dziecko
Choć zawsze myślałam, że najbardziej chciałabym pojechać do USA na Halloween czy Boże Narodzenie, to jednak 4 lipca, póki co zrobił tam na mnie największe wrażenie. Zapamiętam ten dzień na zawsze z wielu powodów.
Jest wiele rzeczy, które możemy wytykać Amerykanom, ale jest też sporo takich, których możemy im zazdrościć, a na pewno powinniśmy się od nich uczyć. Chociażby tego, jak hucznie obchodzą Dzień Niepodległości.
Bawić się jak Amerykanie
Fakt jest taki, że mają go latem i to już jest spora przewaga nad naszym listopadowym świętem, którego jesienna aura z góry narzuca smutek. Ale nie da się ukryć, że niezależnie od pogody, przygotowania, jakie towarzyszą obchodom tego dnia w USA i jego celebracja są naprawdę wyjątkowe.
Termin urlopu w Stanach to dla mnie nie może być przypadek. Tak samo było, gdy rezerwowałam bilety kilka lat temu - chciałam zobaczyć, jak wygląda 4 lipca na miejscu. Już na kilka tygodni przed tą datą w sklepach z balonami i dekoracjami (takich jest w większych miastach mnóstwo na każdej ulicy) królują amerykańskie flagi, balony w wiadomych barwach, tekturowe figury, okulary, czapeczki czy dmuchańce. Znajomi i rodziny ustalają, u kogo będą świętować, gdzie zjedzą, a dokąd wybiorą się na pokaz fajerwerków. Wszystko musi mieć swój plan.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Wielka plaga w USA. "Miasta stają się miastami zombie"
Nr jeden tego planu to jedzenie. Z badania przeprowadzonego przez National Retail Federation wynika, że Amerykanie planują w tym roku wydać mniej na jedzenie z okazji 4 lipca niż w 2023 r. Ale wciąż sporo, bo szacuje się, że to będą kwoty rzędu 9,4 mld dolarów. Około dwóch trzecich Amerykanów planuje spędzić ten wieczór wspólnie z bliskimi, jedząc na zewnątrz. I teraz wyobraźcie sobie, że na 11 listopada umawiacie się ze znajomymi na wspólne gotowane i świętowanie Dnia Niepodległości. Oczywiście, że są takie spotkania, a nawet parady - nie mówię, że nikt tak nie robi. Ale wciąż nie na taką skalę, jak w USA i serio, tego im zazdroszczę.
Fajerwerki to kolejna historia. Gigantyczny huk i rozbłyski na niebie nie kojarzą się Amerykanom w pierwszym momencie z sylwestrem, tylko właśnie z 4 lipca. Zrozumiałam to na miejscu. Mam wrażenie, że niebo błyszczało nad całym krajem. I choć mieliśmy tę przyjemność, by obserwować rozbłyski z plaży, to był to pokaz w skali 360 stopni. Nie wiadomo było, gdzie patrzeć, bo sztuczne ognie były praktycznie wszędzie i trwały bardzo długo. Niektórzy rozstawiali krzesełka, inni obserwowali z kocyków. Spektakl na niebie był niesamowity.
Czy zgubiłam dziecko w USA?
Tego dnia w USA odbywają się też tysiące imprez towarzyszących: parady, zabawy taneczne i koncerty. I na takim wydarzeniu na chwilę zatrzymało mi się serce, bo nagle zgubiłam własne dziecko. Biegając po polanie pełnej setek rozbawionych Amerykanów, miałam wrażenie, że z pięknej bajki moje życie za chwilę zmieni się w koszmar. Na szczęście poszukiwania nie trwały długo - choć w mojej głowie całe wieki - maluch radośnie tańczył do muzyki country kilka metrów dalej, nie mając pojęcia, że mama straciła go z oczu. Dziś to rodzinna anegdota, ale wtedy było mi strasznie wstyd.
Niemniej 4 lipca w USA zapamiętam na zawsze - jako przykład nieskrępowanej zabawy, nawet gdy nie zawsze jest się z czego cieszyć. Ale też lekcję, że zamiast gapić się na fajerwerki i amerykańską radość, warto też patrzeć na najbliższych, bo bez nich żadna niepodległość nie ma sensu.