Boliwia. Szaman wróżył mi z liści koki, czyli o magii w mieście La Paz
Marzec 2021, pandemia. Jestem na Rynku Czarownic w La Paz. Szaman rozrzuca liście koki na kolorowej płachcie. Nadstawiam uszu, aby usłyszeć go przez uliczny gwar i przez kulkę, a właściwie wielką kulę zżutych liści koki, którą ma zapchany policzek. Zielona miazga wystaje, gdy mówi. Szaman pyta mnie o imię i datę urodzenia, każe mi chuchnąć na liście 3 razy. Zastanawiam się, co mi powie, skoro targowałam się o cenę czytania.
Wróżenie przyszłości nazywa się tu czytaniem. Czy za niższą cenę wciąż usłyszę dobre wieści? Wiedziałam od miejscowych, że cena to 10 bolivianos (ok. 6 zł), a siedzący na ulicy starzec, którego wskazały mi kobiety ze sklepów z ezoteryką, powiedział, że wróży za 30 (ok. 18 zł). Najpierw odeszłam obrażona zawyżoną ceną, a jednak po kilku metrach zawróciłam.
- Czy dlatego płacę więcej, bo jestem biała i nietutejsza? Skoro wiem, że jest 10, czemu ja mam płacić 30?
- Dobra, siadaj, niech będzie 10 - odpowiedział.
Alasitas ma najbardziej wiarygodnych szamanów
Szaman nie wiedział, że 2 dni wcześniej byłam na rynku Alasitas u innego znachora na czytaniu, a do niego poszłam, aby sprawdzić, czy usłyszę to samo. Weryfikowałam magię ludową.
W Boliwii mówi się, że Alasitas, chociaż nie aż tak turystyczne jak Rynek Czarownic (Mercado de las Brujas), ma najbardziej wiarygodnych i skutecznych w działaniu szamanów. Na Alasitas 2 dni wcześniej z namiocie w strugach deszczu usłyszałam, że ktoś mi złorzeczy i czeka, aby podwinęła mi się noga. Powinnam medytować i nie mam co się martwić o pieniądze, poza tym nie będę samotną matką. Miłość będzie, ale nie w tym roku, ona jest, ale wciąż daleko. Czyli cały kolejny rok bez miłości? Boliwijska współlokatorka Pilar, z którą tam poszłam, zatrzęsła się z emocji, gdy jej czytanie idealnie pasowało do sytuacji życiowej.
- Wracaj do byłego, drugiego takiego jak on nie znajdziesz - Boliwijka usłyszała od szamana na samym początku. Tydzień wcześniej zakończyła pięcioletni związek.
Rozemocjonowane wychodziliśmy z Alasitas, oglądając misternie zrobione miniaturki samochodów, domów, dyplomów, paszportów, worków pieniędzy, niemowlaków, par ślubnych i wielu innych. Alasitas słynie z miniatur. Figurki kupuje się zgodnie z naszymi celami. Należy złożyć stół ofiarny, dosłownie "mesę", umieścić tam miniaturki i dary dla Pachamamy (Matki Ziemi), zapłacić szamanowi i czekać na rezultaty. Koszt może wynieść nawet 400-500 bolivianos (220-270 zł). Pilar też kilka dni później idzie do innego szamana, aby upewnić się co do wróżby i nie zmarnować pieniędzy na oczyszczanie energii. Kolejny uzdrowiciel mówi jej prawie to samo. Dziewczyna, choć pracuje dorywczo jako kelnerka na pół etatu, decyduje się na postawienie mesy Pachamamie.
"Jesteś odważna"
Drugi szaman mówi mi, że za dużo myślę. Gdy przestanę wszystko analizować, poczuję spokój ducha. Czy chodzi o medytację? Mówi też, że o pieniądze nigdy nie będę się martwić, przez całe życie utrzymam płynność finansową, a miłość… opcja samotnego macierzyństwa, które planowałam, jest wykluczona. Na pewno będę z właściwym mężczyzną. Szaman go widzi, wskazuje palcem na jeden z liści i mówi:
- Widzisz, on jest tu, a ty jesteś tu - wskazuje na inny liść. - Bądź cierpliwa. Wszystko w swoim czasie. Tu hora está llegando, no te preocupes. (Nadchodzi twój czas, nie przejmuj się). Jesteś bardzo odważna i ludzie cenią to w tobie. Ty jesteś "dobra, szczera dziewczyna", tylko musisz popracować nad swoją energią, aby nie była negatywna, tylko pozytywna - mówi.
Odchodzę, myśląc o tym, że tyle razy słyszałam w przeszłości słowa "ale ty jesteś odważna, podziwiam". Myślę o podobieństwach tych dwóch czytań. Hmm, zbieg okoliczności? Szaman wciąż siedzi na ulicy w takiej samej zadumie, jak przedtem.
Zobacz też: Polak na Alasce. "Istnieją tam dwa światy"
Kadziła, worki koki i płody lam
Mijam sklepiki pełne ekscentrycznych akcesoriów, na przykład suszonych płodów lam. To silny amulet, lama jest świętym zwierzęciem w Andach i należy umieścić ją w rogu nowowybudowanego domu. Mijam starą zielarkę, którą otaczają worki liści koki i butelki soku z aloesu. Kupiłam od niej woreczek koki tydzień temu. Do teraz mam biegunkę, bo mocny napar z koki ożywił mój metabolizm. Znajomym z Polski kupuję kadzidło "Limpia casa", czyli oczyszczacz domu. Od ostatniej wizyty księdza po kolędzie w ich domu wydarzają się problemy. Opowiadam o wszystkim sprzedawczyni.
Poproszę coś małego, co nie jest cieczą, aby nie rozlało mi się w plecaku i abym nie miała problemów na lotnisku.
Autochtonka kiwa głową i podaje mi kadzidło na ochronę energetyczną domu, tłumacząc jak go użyć. W jednym ze sklepików z ezoteryką wisi ogłoszenie, że tu dostępny jest środek przeciw COVID-19. To wszystko dzieję się tuż za kościołem San Francisco.
- Idziesz na pierwszą randkę i nie wiesz, gdzie się spotkać? Oczywiście pod San Francisco, wszyscy tu się spotykają - słyszę w hostelu, gdzie jestem wolontariuszką.
Kulturowy miszmasz
Obserwuję. Na jednym planie widzę kobiety sprzedające pieczywo wyrobione na podobiznę twarzy Chrystusa, uliczną bitwę hip hopową nastolatków, kramy z jedzeniem i panią wróżącą z kart. Kulturowy miszmasz. W oddali widzę Mercado Lanza, czteropiętrowe centrum handlowe stworzone z hali parkingowej. Tam najtaniej można spróbować większości lokalnych dań. Dopiero zaczynam przygodę z Boliwią. Kolejne tygodnie udowadniają mi, jak nietuzinkowy jest to kraj. Witalność kultury i różnorodność klimatu Boliwii ciężko ubrać w słowa.
Dzięki byciu wolontariuszką w lokalnym hostelu zyskuję nie tylko grupę znajomych, ale też więcej czasu na eksplorację La Paz. Za dwie 12-godzinne przepracowane na recepcji zmiany z tygodniu, mogę mieszkać za darmo. Obserwuję życie miasta i staję się jego częścią. Panorama La Paz jest zjawiskowa. Podziwiam ją z dachu hostelu, a czasem też z gondoli kolejki linowej Mi Teleferico, która krąży nad miastem.
Rześki klimat i położenie na wysokości sięgającej miejscami 4000 m n.p.m. wzmaga apetyt. Jedzenie jest tanie i smaczne. Mięso z lamy z fioletowymi ziemniakami, jajkiem i serem (charquekan de llama) za równowartość 14 zł to tylko jeden z wielu tutejszych specjałów. Mówi się, że La Paz to najsmaczniejsze miasto w Boliwii i dlatego kulinarni influencerzy i kucharze-celebryci z różnych stron świata świata kręcą tu swoje programy. Krągłe figury lokalnych kobiet potwierdzają, że lokalna kuchnia, choć smaczna, jest wysokokaloryczna. Nikt się tym nie przejmuje. W Boliwii pełne kształty kobiet to zaleta, im więcej, tym ładniej.
La Paz to nie tylko diament w świecie turystyki kulturowej, ale też logistycznie idealny punkt wypadowy do zwiedzania Boliwii. Miasto jest dobrze skomunikowane i może być bazą do wypraw na Drogę Śmierci, do Copacabany, Księżycowej Doliny (Valle de la Luna) lub do wspinaczki na Chacaltaya.
Ze względu na pandemię nie organizuje się kobiecego, lokalnego MMA, czyli słynnych walk cholitas, ale z pewnością wkrótce zostaną one wznowione. Boliwia jest tania, przyjazna, przygotowana na turystów i z mojej perspektywy bezpieczna. A może to ja po prostu nie widzę niebezpieczeństw, bo jestem odważna, tak jak jest to zapisane w liściach koki?
O autorce:
Nazywam się Ewa Treszczotko. Z wykształcenia jestem specjalistką ds. stosunków międzynarodowych, kulturoznawcą Ameryki Łacińskiej i trenerką fitness. Odwiedziłam do tej pory 70 państw (dane na listopad 2021). Moje motto to "Dam radę. Uda mi się". W styczniu 2021, balansując między restrykcjami linii lotniczych, rozpoczęłam podróż przez Amerykę Południową od Bogoty do Rio de Janeiro. Po przebyciu Kolumbii, Ekwadoru, Peru, Boliwii, Paragwaju, Argentyny i Brazylii wróciłam do Polski na lato, skąd jesienią ponownie wyruszyłam do fascynującej Ameryki Łacińskiej. Zawsze integruję się z lokalną ludnością, poznając ich prawdziwe, codzienne życie. O tym, gdzie byłam i co mnie spotkało, dowiecie się z moich profili społecznościowych i artykułów.