Czarnobyl. Witajcie w ukraińskim Disneylandzie
Serial "Czarnobyl" porusza wielu widzów, nie tylko w Polsce i na całym świecie. Za sprawą produkcji telewizyjnej temat wybuchu elektrowni jądrowej i miejsca na Ukrainie spustoszonego przez tę eksplozję zyskał na popularności. Sprawdzamy, czy wzrosło zainteresowanie wycieczkami w te rejony.
Artur Plata prowadzi stronę Czarnobyl.pl od ponad 10 lat i od tego czasu śledzi wszelkie zagadnienia związane z tym tematem. Wszystko zaczęło się w 2007 r. Wtedy ukazała się pierwsza część gry "Stalker. Cień Czarnobyla", którą wyprodukowało ukraińskie studio GSC Game World. Produkcja nawiązywała tematyką, jak i samą nazwą, do powieści braci Strugackich. Jej akcja rozgrywała się w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. To był początek. Od tego momentu temat Czarnobyla go pochłonął. Dziś wiedzę o katastrofie, która wydarzyła się 26 kwietnia 1986 r. ma w małym palcu.
Tego dnia wybuch wodoru zniszczył budynek reaktora bloku energetycznego nr IV Czarnobylskiej Elektrowni. Ogromne ilości substancji promieniotwórczych zostały uwolnione do atmosfery. Radioaktywna chmura rozprzestrzeniła się po całej Europie. Pamiętam, jak dziś ten dzień, gdy na boisku szkolnym zebrano tłum uczniów i kazano każdemu z nas wypić jakiś płyn. Już dziś wiem, że nazywał się Lugola. I jak się okazało, podano nam go niepotrzebnie.
W wyniku tej awarii skażeniu uległ ogromny obszar od 125 tys. do 146 tys. km kw. terenu na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji. Musiano ewakuować i przesiedlić ponad 350 tys. osób.
Zobacz też: Rocznica wybuchu w Czarnobylu
– Obecnie Strefa Zamknięta leży na terenie dwóch państw. Część ukraińska nazwana została Czarnobylską Strefą Wykluczenia, którą zarządza Ministerstwo ds. Nadzwyczajnych Ukrainy. Na Białorusi zaś utworzono Państwowy Poleski Rezerwat Radiacyjno-Ekologiczny. Ponieważ w zdecydowanej większości znalazły się tam wioski - teren ten nie jest tak atrakcyjny jak jego południowa część. Na terenie Ukrainy znajdują się dwa niegdyś ważne dla funkcjonowania elektrowni ośrodki miejskie, takie jak Czarnobyl czy Prypeć, które obecnie są dużą atrakcją turystyczną – opowiada Artur Plata.
Od twórcy strony słyszę, że wokół katastrofy czarnobylskiej narosło wiele mitów.
– Jednym z najczęściej popełnianych błędów jest choćby sama lokalizacja elektrowni. Posługujemy się terminem elektrownia w Czarnobylu, choć tak naprawdę znajdowała się ona administracyjnie w granicach miasta Prypeć. Skąd wzięła się więc ta pomyłka? Gdy rozpoczynano budowę elektrowni na początku lat 70., Prypeć jeszcze nie istniała, a największym miastem był Czarnobyl, ówczesna stolica rejonu. W tym okresie w Związku Radzieckim elektrownie zwykle nazywano, tak jak najbliżej zlokalizowane miasto (np. Elektrownia Leningradzka, Zaporoska, Rostowska itd.). Podobnie nazwano nieoficjalnie kopalnię Bełchatów, od nazwy sąsiedniego miasta, gdy tymczasem położona jest ona w Rogowcu – tłumaczy.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
– Kiedy budowano elektrownię, największym miastem był Czarnobyl, który wówczas liczył ponad 12 tys. mieszkańców. Prypeć została wybudowana głównie dla pracowników elektrowni i ich rodzin dopiero na początku lat 70. Rozkwit miasta przypadł na połowę lat 80. Wówczas liczyło ono ok. 47 tys. mieszkańców, w którym mieszkało 25 różnych narodowości – wyjaśnia.
– Ale to są szczegóły. Największym mitem jest informacja o ofiarach śmiertelnych. W pierwszych tygodniach po tragedii prasa zachodnia informowała: "Bardzo wysoka śmiertelność w wyniku katastrofy czarnobylskiej. Ofiary są chowane w masowych grobach". Gdy tymczasem to nieprawda. Osób, których śmierć była bezpośrednio powiązana z wybuchem było 31. W tym 28 zmarło w wyniku choroby popromiennej w pierwszych czterech miesiącach. W 2004 r. zmarł dowódca akcji gaśniczej. Główną przyczyną jego zgonu był nowotwór, który powstał na skutek przebywania w strefie wysokiego promieniowania. I to był ostatni bezpośredni pokrzywdzony – mówi.
Był nawet w elektrowni
– Przyjęło się sądzić, że mieszkańcy po opuszczeniu skażonych terenów, zostali pozostawieni sami sobie w szczerym polu. A to nie do końca prawda. Sama ewakuacja Prypeci została przeprowadzona według standardowego planu ewakuacji ludności obrony cywilnej. Mieszkańcy zostali przewiezieni do tymczasowych miejsc zbiórek, gdzie przebywali kilka dni. Dopiero potem przydzielano im zakwaterowanie w różnych hotelach robotniczych. Część z ewakuowanych postanowiła jednak skorzystać z gościnności swoich krewnych. Dopiero w kolejnych miesiącach starano się znajdować im mieszkania w różnych miastach obwodu kijowskiego. Kiedy stało się jasne, że nie wrócą do swoich domów rozpoczęto budowę nowego miasta – Sławutycza, oddalonego o blisko 60 km od elektrowni – ujawnia fakty Plata.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Adam w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia był 8 razy. Tereny te zna jak własną kieszeń. Raz udało mu się nawet zdobyć specjalne pozwolenie na wejście do elektrowni. To rzadkie, bo trzeba pamiętać, że do 2000 r. elektrownia wciąż funkcjonowała, i właściwie wciąż jest czynna, bo trwają prace zabezpieczające budynek reaktora. Wybudowano też nową powłokę ochronną. Teoretycznie można odwiedzić sterownię, w której trwała akcja 26 kwietnia, ale w praktyce raczej mogą tam wejść tylko naukowcy. Turyści mają zakaz wstępu.
Wycieczki bardzo popularne
Z terenów otaczających elektrownię ewakuowano blisko 350 tys. ludzi, a wjazd tam jest wciąż formalnie nielegalny. Wycieczki do Czarnobyla stają się jednak coraz bardziej popularne. Na Ukrainie funkcjonuje wiele firm organizujących wyjazdy do Strefy Wykluczenia. Organizowane są pod hasłem "delegacji". Koszt jednodniowej wycieczki z Kijowa to ok. 100 amerykańskich dolarów.
– Stolicą turystyki jest Czarnobyl. To dzisiaj niewielkie miasteczko z infrastrukturą turystyczną. Oczywiście obowiązkową trasą wycieczki jest też Prypeć, ale proszę pamiętać, że ta miejscowość i okoliczne wsie zostały opuszczone – informuje Plata.
Rzeczywiście kilka biur podróży w Polsce organizuje wycieczki do Czarnobyla. Można tam pojechać, płacąc od 550 zł do 1409 zł. Pytam, czy zwiększyło się zainteresowanie tym kierunkiem pod wpływem serialu "Czarnobyl" wyprodukowanego przez HBO.
– Większego zainteresowania wycieczkami w te rejony jeszcze nie zauważyliśmy. Spory boom był ok. 3 lata temu, w 30. rocznicę wybuchu, wtedy wszystkie miejsca zostały wyprzedane. W Polsce nie było aż tak dużego zainteresowania, no i mamy sporą konkurencję. Zaczęliśmy więc organizować wyjazdy w formule angielskiej i zapraszamy na nie ludzi z całego świata. Mamy przewodnika posługującego się językiem angielskim i organizujemy wyjazdy w grupkach 15-16 osobowych, 2 razy w tygodniu. Dużo i często. Przez cały rok. Zaczęliśmy organizować te wyjazdy kilka lat temu, trochę eksperymentalnie. Oferta się przyjęła, więc robimy to nadal – mówi Bartosz Kudlicki, kierownik biura turystycznego Quand.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor biura podróży Bispol.
– Od 10 lat organizujemy wycieczki do Czarnobyla i muszę przyznać, że zainteresowanie pojawia się falami. Czy teraz otrzymujemy więcej zapytań? Myślę, że jest ono na tym samym poziomie. Za wcześnie na razie o tym mówić. Myślę, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni będę mógł powiedzieć więcej. Rocznie organizujemy ok. 10-12 wycieczek - mówi Mateusz Rak, dyrektor oddziału biura w Krakowie Bispol. – Na pewno był czas, kiedy zainteresowanie było mniejsze, kiedy na Ukrainie toczyły się działania wojenne.
Z biurem Bispol można Czarnobyl odwiedzić, korzystając z oferty standardowej (wyjazd 4-dniowy kosztuje 890 zł), zdecydować się na indywidualną eksplorację (1-dniowa wycieczka 550 zł, 2-dniowa 1370 zł) czy polecieć samolotem (3 dni za 1390 zł).
- Motywacje turystów są przeróżne, niektórzy chcą pojechać sami, inni w małych grupkach, jeszcze inni cenią sobie wygodę. Standardowa wycieczka trwa 4 dni. Wyjeżdżamy w czwartek, wracamy w niedzielę. Najpierw zwiedzamy Kijów, włącznie z muzeum czarnobylskim i następnego dnia wyjeżdżamy do zony. Ok. godz. 10:00 przekraczamy checkpoint i przebywamy w strefie do godz. 19:00. Zwiedzamy miasto Prypeć, tereny elektrowni i miejsca pomiędzy, czyli tzw. czerwony las, wiadukt pomiędzy Czarnobylem a Prypecią, a także tablice powitalne miast. W programie jest również obiad w Zonie – opowiada Rak.
Czterodniową wycieczkę również organizuje wspomniane wcześniej biuro turystyczne Quand. Jadąc z nimi będziemy mogli w zakazanej strefie spędzić dwa dni. Drugiego dnia wyjazdu zwiedzimy m.in. pomnik strażaków, port rzeczny, reaktor nr 4 (z bezpiecznego dystansu), most śmierci, Czerwony Las. Trzeciego dnia zaplanowano m.in. zwiedzanie wymarłego miasta Prypeć oraz spotkanie z autochtonami. Za taką ofertę zapłacimy 1409 zł.
– Ci autochtoni to samosioły – mówi Plata. – W 1986 r. przesiedlano wprawdzie ludzi przymusowo, ale potem, gdy poziom promieniowania spadł, to wiele starszych osób powróciło nielegalnie do swoich domów. Nie do Prypeci, bo ono było pod nadzorem, ale do innych opuszczonych wiosek. Działo się to w latach 1988-1990. Wracali 60-latkowie, teraz to są staruszkowie. Rząd dokładnie o tym wiedział i przymykał oko – opowiada Adam.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Jechać czy nie jechać
Jednak czy przebywanie w strefie zamkniętej jest bezpieczne?
– Popularność tego miejsca rośnie jak parabola. A wyjazd jest bardzo bezpieczny. Poziom promieniowania sprawdzany jest w punkcie kontrolnym i przy wyjeździe. Grupa 2, 3 osób otrzymuje licznik Geigera-Müllera, żeby na bieżąco mierzyć poziom promieniowania, ale myślę, że w tym przypadku czynnik psychologiczny jest ważniejszy. Podczas lotu samolotem do Kijowa jest większe promieniowanie niż podczas całego 2-dniowego pobytu w strefie zamkniętej – dodaje Kudlik.
– Owszem są miejsca, w których promieniowanie jest większe. Ponadto jesienią Ukraińcy zamontowali Arkę – konstrukcję zabezpieczającą. Trzeba by spędzić naprawdę długi czas w tej strefie, żeby można było mówić o jakimś niebezpieczeństwie dla zdrowia. Przewodnicy informują, że w tym miejscu jest wyższe promieniowanie, ale my zgodnie z przepisami przebywamy tam 15-20 minut, więc naprawdę nie ma się o co martwić. Oczywiście są przeciwwskazania do wyjazdu. Lepiej, żeby z wycieczki zrezygnowały kobiety w ciąży czy osoby, które mają chorą tarczycę. Ale prawdę mówiąc to jest dmuchanie na zimno – zapewnia Rak.
Według oficjalnych danych Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia aż 50 tys. osób odwiedziło okolice Czarnobyla w 2017 r. Zdecydowaną większość stanowili obcokrajowcy (ponad 80 proc.). Wśród nich najliczniejszą grupą byli Japończycy, Amerykanie oraz Niemcy. W tej grupie znaleźli się również nasi rodacy. Ze statystyk wynika, że tereny, na których wydarzyła się katastrofa odwiedziło 5 tys. Polaków. Turyści w latach 2015-2017 zostawili w skali rocznej na Ukrainie ok. 10 mln dolarów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl