Fascynują ludzi z całego świata. Żyją z dala od cywilizacji
Jeżdżą wozami konnymi, w domach nie mają prądu, nie korzystają z telefonów i aparatów fotograficznych. "Często mam wrażenie, że turyści są wpuszczani tylko do przedsionka ich prawdziwego świata" - mówi w rozmowie z WP Małgorzata Ferris, Polka, która mieszka w USA.
16.10.2019 | aktual.: 17.10.2019 13:44
Magda Popek: Mieszkasz w Connecticut, czyli jak na standardy amerykańskie, niemal po sąsiedzku z Pensylwanią. Często odwiedzasz wioski Amiszów?
Małgorzata Ferris: (śmiech) Rzeczywiście jak na tutejsze warunki to blisko. Jednak na taką wycieczkę muszę przeznaczyć cztery godziny, nie wpadam więc tam co weekend. Ale faktycznie systematycznie odwiedzamy z rodziną Pensylwanię i okręg Lancaster, w którym znajduje się jedno z największych zgrupowań Amiszów w tym rejonie, a może nawet w całych Stanach Zjednoczonych.
Po co te wycieczki? Żeby popatrzeć jak żyją ludzie bez prądu?
Wielu turystów odwiedza ten region właśnie po to, by móc choć trochę podejrzeć życie tej konserwatywnej wspólnoty. I faktycznie, gdy pierwszy raz jechałam do Pensylwanii, to kierowała mną w dużej mierze taka zwykła, ludzka ciekawość. Dziś "u Amiszów" bywam zazwyczaj przy okazji. Jedziemy np. na organizowane w regionie targi czy festyny, w których uczestniczą wszyscy - także Amisze. Czasem będąc w okolicy wjeżdżamy do zamieszkiwanej przez Amiszów wioski, by zrobić zakupy spożywcze. Z kolei mój mąż bardzo ceni ich wyroby stolarskie - zdarza nam się więc jeździć do Pensylwanii po meble.
Nie każdy to wie. Czy możesz w skrócie zdradzić, kim właściwie są Amisze?
To imigranci z Europy, którzy uciekali przed prześladowaniami religijnymi i znaleźli schronienie w Ameryce. Tym co ich wyróżnia, jest nie tylko głęboka religijność, ale także niechęć do wytworów współczesnej cywilizacji. Najbardziej tradycyjni Amisze nie używają aut czy traktorów. Poruszają się wozami konnymi, a pole orzą maszynami ręcznymi. W domach nie mają też prądu, nie korzystają z telefonów, aparatów fotograficznych i innych tego typu wynalazków. Ten opis nie do wszystkich jednak pasuje. Mniej restrykcyjni Amisze mają auta, a choć nie podłączają się do miejskiej elektrowni, nie mają problemu z tym, że w ogródku stoi agregat prądotwórczy, a w domu lodówka (śmiech). Nawet w tej bardzo tradycyjnej wspólnocie spotkamy osoby ściśle przestrzegające dawnych zwyczajów, jak i te, które mają do nich bardziej swobodny stosunek.
Czy strój Amiszów jest równie tradycyjny?
Tak. Kobiety chodzą zawsze w ciemnych sukniach i czepkach na głowach. Strój mężczyzny to dość luźne spodnie, koszula, kamizelka i taka marynarka, trochę podobna do surdutu. Na głowie oczywiście kapelusz. Wielu mężczyzn tradycyjnie nosi też brody. Ubrania Amiszów szyte są w domach. Także ubranka dziecięce, które specjalnie nie różnią się od tych dla dorosłych. Tym, co zwraca uwagę u maluchów, jest fakt, że jeśli tylko pogoda pozwala, zazwyczaj beztrosko biegają na bosaka.
Czy Amiszem można zostać, czy trzeba się nim urodzić?
Nie ma opcji, żeby dołączyć do wspólnoty. Ani przez wyrażenie takiej woli, ani przez małżeństwo, bo Amisze żenią się wyłącznie z Amiszami. Można jednak ze wspólnoty wystąpić. Gdy młody Amisz wchodzi w dorosłość, może na rok opuścić swoją grupę i zamieszkać w dużym mieście. Bardzo wielu z tego korzysta. Przez ten czas młodzież ma szansę skosztować życia, jakiego doświadczają ich rówieśnicy, przekonać się, w której rzeczywistości lepiej się czuje i dopiero po tym okresie, świadomie zdecydować o powrocie do grupy lub jej opuszczeniu. Z tego co wiem, zdecydowana większość jednak wraca.
Wracają, wchodzą w świat dorosłych i co robią dalej?
Prowadzą bardzo uczciwe, skromne i pracowite życie w otoczeniu rodziny, bliskich i sąsiadów. Amisze są społecznością rolniczą, może więc dlatego tak dobrze czują się w Pensylwanii, gdzie mają do dyspozycji bardzo żyzną ziemię. Poza tym są bardzo cenionymi fachowcami jeśli chodzi o budowlankę i stolarkę. Oczywiście część z nich ma sklepy i różne firmy. Kobiety zazwyczaj zajmują się domem. Jeśli pracują zarobkowo, to ma to związek z gospodarstwem - np. sprzedają swoje wyroby. Ja, życie Amiszów mogę oceniać tylko jako widz, który przygląda się relacjom społecznym z boku, ale odnoszę wrażenie, że określenie wspólnota bardzo do nich pasuje. Bardzo często widzi się pracujące razem całe rodziny, nie wyłączając dzieci, które od najmłodszych lat pomagają rodzicom. Co ciekawe absolutnie nie wyglądają przy tym na ofiary wyzysku (śmiech). Przeciwnie. Są zadowolone, uśmiechnięte, pełne zapału, zaangażowane i szczęśliwe. Znacznie bardziej niż dzieci, które otoczone są milionami przedmiotów, spędzają czas wpatrując się w telewizor i zazwyczaj i tak mają niezadowolone miny i chcą czegoś więcej.
Bardzo silne są nie tylko więzy rodzinne, ale i sąsiedzkie. Jeśli np. komuś ze wspólnoty zawali się stodoła, przy jej odbudowie pracują wszyscy sąsiedzi. Mężczyźni zajmują się ciesielką, dzieciaki pomagają, kobiety przynoszą prowiant. To tutaj normalne. Każdy wie, że jeśli sąsiad potrzebuje pomocy, to się jej zwyczajnie udziela.
Czy wioski Amiszów, ich domy jakoś różnią się od innych gospodarstw w rejonie?
Głównie tym, że przed domem nie stoi samochód (śmiech). Amisze kochają też ziemię, co doskonale widać po ich ogródkach - pięknych, zadbanych, pełnych kwiatów. Zazwyczaj mają też większe stodoły, a jeśli nie są restrykcyjni - także agregat prądotwórczy. Poza tym mieszkają dokładnie w takich samych domach jak reszta. Zawsze czyściutkich, pięknie odmalowanych, zadbanych.
Wspominałaś, że razem z mężem jeździcie do Amiszów po zakupy. Co kupujecie?
Dave kocha ich wyroby z drewna. Mamy więc w domu szafki i półki robione przez Amiszów, a nawet piękny, stylizowany "wychodek", który nam służy jak szafka na drewno do kominka. To takie większe zakupy, ale często kupujemy też od nich artykuły spożywcze - wspaniałe ręcznie robione precle, konfitury, jaja czy warzywa. Amisze wypiekają też tradycyjne ciasto shoofly pie, - suche, czekoladowe ciasto, przekładane białą masą. Przyznam, że ja za nim nie przepadam, ale wiele osób bardzo je lubi.
Skoro już mowa o kuchni…
Jeśli ktoś liczy na jakieś egzotyczne potrawy z pewnością się rozczaruje. Kuchni Amiszów można spróbować w wielu restauracjach w regionie i jest to solidna, domowa kuchnia, ale bez fajerwerków. Najczęściej podawaną zupą jest rosół z kury z grubymi nitkami makaronu. Tradycyjne drugie danie to np. pieczony kurczak. Czyli taki polski, tradycyjny, niedzielny obiad.
W regionie są restauracje, hotele pewnie też… czy turystyka jest ważna dla Amiszów?
Tak. I widać to na każdym kroku. Oczywiście są restauracje i hotele, a na wielu podwórkach przydomowe sklepiki, które oferują lokalne produkty. Są też takie stragany, ewidentnie nastawione na turystów, które sprzedają rozmaite "pseudo tradycyjne" gadżety, które w rzeczywistości przybyły z Chin. Fascynują mnie też pocztówki, które jak najbardziej możemy tu kupić. Przedstawiają oczywiście najbardziej charakterystyczne obrazki - czyli tradycyjnie ubranych Amiszów na wozie. Jednak fotografowanie jest niezgodne z tradycją tej wspólnoty i wielokrotnie byłam świadkiem scen, gdy jakiś turysta wyjmował aparat, a mieszkańcy bardzo prosili, by nie robić im zdjęć. Można więc zgadywać, że te pocztówki to taki kolejny ukłon w stronę spragnionego pamiątek turysty. Bardzo możliwe też, że pozowały do nich osoby spoza wspólnoty, przebrane w stroje Amiszów.
Biorąc pod uwagę, że turystyka jest tu ważnym źródłem dochodu, zgaduję, że przedstawiciele wspólnoty nie są zamknięci na "przybyszów" z zewnętrznego świata?
Często mam wrażenie, że turyści są wpuszczani tylko do "przedsionka świata Amiszów". Do tej części, którą stworzyli właśnie po to, by sprzedawać swoje towary, a po części także swój wizerunek, bo mają świadomość, że to właśnie ich "egzotyczna" kultura przyciąga do nich gości. Jednak to, co najważniejsze - ich religia, kultura, relacje w rodzinie i wspólnocie, wspólnie spędzany czas - to wszystko jest dla nich zbyt osobiste, by wynosić to poza grupę.
Nawet spotkania czy rozmowy przy zakupach, choć serdecznie i uprzejme, są zawsze bardzo powierzchowne, dotyczące konkretnej sytuacji. Mam wrażenie, że gdy z ust turystów zaczynają padać pytania dotyczące kultury, zwyczajów, wiary czy poglądów, odpowiedzi są grzeczne, ale bardzo zdawkowe, jakby zniechęcające do dalszej konwersacji.
Czyli nie wszystko jest na sprzedaż.
Zdecydowanie nie. Amisze świetnie potrafią wykorzystać - w dobrym znaczeniu tego słowa - zainteresowanie jakie budzą, nie stając się przy tym ekshibicjonistami i zachowując pewien naturalny, wynikający z różnic kulturowych dystans.
Mam wrażenie, że Amisze to jedna z tych grup religijnych, która budzi niemal wyłącznie pozytywny odbiór społeczny. Jak to możliwe?
To faktycznie niezwykłe. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że tą część USA zamieszkują raczej osoby o konserwatywnych poglądach, a więc też z założenia mniej otwarte na obcych, innych. Jednak Amisze są postrzegani bardzo pozytywnie. Ciężko pracują, nikomu nie narzucają swoich poglądów, nikogo nie oceniają, nie krytykują i nie próbują nawracać. Mimo rygorystycznych zasad panujących we wspólnocie, wysyłają młodych w szeroki świat, by poznali blaski i cienie "nowoczesnego" życia i sami wybrali swoją przyszłość. W przeciwieństwie do wielu innych organizacji wyznaniowych czy kulturowych, Amisze nie domagają się też szczególnych praw.
Jedynym "zgrzytem", który bywa problemem w relacjach Amisze - państwo, jest ich stosunek do służby wojskowej. Religia nie pozwala im bowiem uczestniczyć w wojnach i używać broni, nie odbywają więc służby wojskowej.
Poza tym, to cicha, spokojna, pracowita i właściwie samowystarczalna społeczność. Amisze, choć nie izolują się od reszty społeczeństwa, żyją w swoich grupach i niczego się nie domagają - a to jest tu bardzo cenione. Nic więc dziwnego, że przez mieszkańców są lubiani i uważani za dobrych sąsiadów. Z kolei ich XIX-wieczny koloryt wzbudza zainteresowanie i sympatię turystów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl