Feralny lot Polaków na Islandię. Wywieziono ich ponad 600 km od miejsca docelowego
– To miały być wakacje życia – mówiła ze smutkiem Polka, która znalazła się wśród pasażerów pechowego lotu na Islandię. Z powodu złych warunków atmosferycznych dwa samoloty z Krakowa i Wrocławia Wizz Air zamiast w Keflaviku – musiały wylądować w Egilsstadir – oddalonym o ponad 600 km. Po drugiej stronie wyspy.
Jedna z największych islandzkich gazet Frettabladid informowała, że na lotnisku w Egilsstadir koczowały tłumy, pomiędzy 300 a 400 osób. Przewoźnik nie zapewnił podróżnym ani noclegu, ani wyżywienia. Wyczerpani Polacy spali na ławkach, taśmach bagażowych czy podłodze. Dodatkowo, jak relacjonują nasi rodacy, nawet ochrona lotniska nie chciała im pomóc i chciała ich usunąć. Podróżni wezwali na miejsce policję i pozwolono im zostać w środku.
Wizz Air pozostawił pasażerów samym sobie, nie zapewnił transportu do miejsca docelowego. Na szczęście podróżni, wykorzystując swoje prywatne kontakty zorganizowali transport. Przed godz. 11:00 dwa autobusy przyjechały na lotnisko i zabrały część pasażerów, którzy pojechali do Rejkiawiku. Aby jednak móc wydostać się z tego miejsca, musieli zapłacić ok. 400 zł.
W tej trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się turyści z Wrocławia i Krakowa, pasażerowie dodatkowo wskazują na brak zainteresowania ze strony przewoźnika. Co więcej, Gazecie Zachodniej mówią, że o czym innym informowała stewardesa, a co innego widniało na dokumentach, które wręczano im do podpisu, w momencie gdy opuszczali samolot.
"Niniejszym potwierdzam, że z własnej woli przerywam podróż powyższym lotem i wycofuję się z umowy przewozu z Wizz Air do pierwotnego miejsca docelowego" - można było przeczytać w otrzymanym piśmie. Numer ani inne dane lotu nie zostały jednak zapisane na dokumencie, który podpisali pasażerowie. Stewardesa, jak relacjonują pasażerowie, miała ich zapewniać, że nie zrzekają się swoich praw.
Wizz Air w przesłanym oświadczeniu do Gazety Zachodniej przeprasza i zapewnia, że "przewoźnik zaoferował lot powrotny do Krakowa, pełny zwrot kosztów lub pokrycie kosztów poniesionych w wyniku opóźnienia zgodnie z polityką Wizz Air oraz przepisami UE. Wszyscy pasażerowie, których dotyczyła zaistniała sytuacja, zostali poinformowani o sposobie odzyskania kosztów spowodowanych zmianą trasy. Mimo że warunki pogodowe są niezależne od linii, Wizz Air przeprasza pasażerów za wszelkie niedogodności, ale bezpieczeństwo naszych pasażerów, załogi oraz samolotu jest priorytetem linii".
Pasażerowie czują się jednak mocno rozgoryczeni. "Byliśmy członkami feralnego lot. Lądowanie w innym miejscu ze względu na warunki pogodowe jest oczywiście zrozumiałe, natomiast całkowite olanie pasażerów już nie. Zgodnie z prawem przewoźnik ma obowiązek ostatecznie dowieźć pasażera na miejsce docelowe nawet w sytuacji złych warunków pogodowych, z czego Wizz Air się niestety nie wywiązał. My zdecydowaliśmy się wrócić do kraju, gdyż obiecano nam lot następnego dnia. Po powrocie dowiedzieliśmy się, że Wizz Air w ogóle nie zamierza podstawić samolotów za anulowany rejs. Dosłownie garstka osób załapała się na kilka wolnych miejsc z Katowic. Co więcej, jeżeli pasażerowie sami mieli możliwość załatwienia autokaru, to przewoźnik też miał taką możliwość, szczególnie, że wiedział o sytuacji wcześniej, gdy samolot już był w powietrzy. Sumarycznie, do miejsca docelowego nie został dowieziony przez przewoźnika prawie nikt" - czytamy w komentarzu na portalu Fly4Free.
Na miejsce dotarli tylko ci pasażerowie, którzy zdecydowali się na wynajęcie autokarów. Pokrzywdzeni Polacy zastrzegają, że będą dochodzić swoich praw.