Jabłka za darmo. Dobry przykład z Norwegii. Dzielą się z innymi
Statystyczny Polak rocznie marnuje 235 kg żywności. Tak wynika z badania przeprowadzonego na potrzeby Federacji Polskich Banków Żywności. A gdyby tak dzielić się jedzeniem?
Troska o niewyrzucanie jedzenia, czy wręcz docenianie tego, co ląduje na naszym talerzu, staje się coraz bardziej wyraźna w obliczu zbliżającej się katastrofy ekologicznej. Klimatolodzy, fizycy klimatu i ekolodzy coraz bardziej zwracają uwagę na fakt, że w obliczu klęsk suszy czy pożarów nasza matka natura już wkrótce może rodzić mniej. Może więc lepiej dokonywać bardziej świadomych wyborów konsumenckich?
Gdy sprawy ekologii nie przystają do naszego światopoglądu, trudno odrzucić doniesienia o głodzie i ubóstwie, z którymi borykają się nie tylko kraje trzeciego świata. To mogą być przecież nasi sąsiedzi.
Jeden z internautów na swoim profilu udostępnił zdjęcie płotu, na którym ktoś zawiesił worki z jabłkami. Zdjęcie opatrzył komentarzem: "W Norwegii, kiedy mają np. za dużo jabłek, robią to tak, żeby inni mogli się tym cieszyć. To świetny pomysł".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
To samo zdjęcie rok temu pojawiło się na profilu Polacker i Göteborg. Osoba prowadząca profil opatrzyła tę fotografię następującymi słowami: "Szwedzi i Norwegowie wpadli na pomysł, jak sprawić, by nie wyrzucać owoców, których nie są w stanie zjeść. Jeśli masz za dużo jabłek w swoim ogrodzie, wywieś je na płocie, ktoś inny chętnie je zje."
Pod tym postem rozgorzała burzliwa dyskusja. Jeden z internautów napisał: "Sąsiad w Polsce wystawił koszyk z jabłkami przy chodniku, nieopodal dworca PKP. Ludzie przechodzili i wręcz omijali. Dostawił napis 'proszę się częstować'. Nie widziałem, żeby jabłka znikły, ale słyszałem komentarz przechodniów, że pewnie są czymś popsikane..."
Inna czytelniczka przypomina inną sytuację, którą kiedyś żyła cała Polska. "Niestety. Prawnie, nawet jak ktoś chce dać pomoc, to wygląda to kiepsko. Kiedyś z piekarni właściciel podzielił się z potrzebującymi i musiał zapłacić karę".
Można się zastanawiać, czy rzeczywiście takie zachowanie to normalna taktyka u potomków Wikingów.
Jedna z czytelniczek komentuje: "Mieszkałam w Szwecji 11 lat. Do tej pory widziałam tylko jak owoce marnowały się w ogrodach u Szwedów. Jabłka, śliwki, porzeczki. Wszystko na kompostownik albo zwyczajnie zostawało na drzewach i krzewach aż samo zgniło czy uschło... Szwedzi wolą kupić z marketu. Zawsze mnie to dziwiło".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
A mnie zastanawia co innego. Zarówno w tym roku, jak i w ubiegłym udostępniono to samo zdjęcie. Innych fotografii pokazujących to zjawisko brak. Może to zatem jednostkowe zachowanie osoby, która wpadła na oryginalny i innowacyjny pomysł, a nie zwyczaj? A wy jak myślicie? Ale nawet jeśli ktoś rozpoczął tę "tradycję", to wpadł na całkiem niezły pomysł. Godny naśladowania.