Karaiby na Kaukazie. Oto Batumi - wizytówka Gruzji
Najmniej gruzińskie z gruzińskich miast. Od reszty kraju różni je kuchnia, folklor, architektura, a nawet religia. W myśl prezydenta Saakaszwilego, miało stać się wizytówką kraju. Ikoną nowoczesności. Jakie więc jest Batumi? Zapraszamy na wycieczkę po mieście kontrastów.
22.07.2018 | aktual.: 23.07.2018 15:22
Siedmiometrowe posągi najsłynniejszych kochanków Kaukazu stoją na batumskiej promenadzie. Mówi się, że symbolizują przyjaźń azerbejdżańsko-gruzińską. Historia Ali i Nino, potomka muzułmańskich chanów i gruzińskiej księżniczki z rodu Dadianich, opowiada o miłości. Ale nie tylko. Jej autor, Kurban Said, oddał w treści także burzliwą historię początku XX w. oraz tradycję Kaukazu. Kto zna kaukaskie love story, wie, że miastem, w którym mieszkali tytułowi bohaterowie, było azerbejdżańskie Baku. Dlaczego więc ich pomnik stanął w gruzińskim Batumi? Ale zacznijmy od początku.
Między chrześcijaństwem a islamem
Batumi to stolica Adżarii, jednego z najmniej odkrytych i spopularyzowanych regionów Gruzji. Można pokusić się o stwierdzenie, że prócz samego miasta, które niegdyś słynęło z malowniczych pól herbaty, o regionie wie się niewiele. Adżaria do czasów naszej ery była częścią królestwa Kolchidy i dopiero od IV w. zaczęto nazywać ją gruzińskim królestwem Lazyki. Z racji swego położenia była polem walki między Persją a Bizancjum. Ostatecznie, po burzliwych walkach, w X w. weszła w skład zjednoczonej Gruzji. W XVII w. podbili ją Turcy osmańscy i siłą narzucili mieszkańcom islam. W ciągu stu lat nowa religia zdołała odwrócić proporcje i chrześcijanie znaleźli się w zdecydowanej mniejszości.
Turków przepędzili z Adżarii Rosjanie i sami zajęli ich miejsce. Zaczęli się osiedlać w regionie chrześcijańskich Gruzinów oraz sprowadzać swoich rodaków nawet z odległych terenów. Z jednej strony wynikało to z polityki kolonizacji zajętych ziem, ale miało także drugie podłoże – Rosjanie nie ufali gruzińskim muzułmanom i bali się ich związków z Turcją, która nie chciała się pogodzić ze stratą tego terenu. Kto więc czuł się Turkiem, bez problemu mógł wyemigrować do sąsiedniego kraju. Do dziś tuż za granicą Gruzji żyją więc Lazowie, czyli zislamizowani Gruzini.
Pozbycie się islamskiej ludności było jednym z celów carskiej władzy. Kiedy to się nie udało, Rosja zrobiła wszystko, by mieć ich po swojej stronie. Zwłaszcza że na Adżarię cały czas zerkała Turcja, wierząc w lojalność jej muzułmańskich mieszkańców. Petersburg inwestował więc w budowę meczetów, rozwój medres i z czasem zaczął zyskiwać coraz większą przychylność tej grupy.
Czarne złoto w różowym mieście
Spokój w Batumi był ważny, ponieważ od czasów boomu naftowego w azerbejdżańskim Baku port nad Morzem Czarnym stał się strategicznym miejscem na mapie Kaukazu. Do batumskiego portu ropociągiem płynęło czarne złoto prosto z Morza Kaspijskiego i stąd właśnie trafiało dalej do Europy. Wielkimi inwestorami naftowymi w Azerbejdżanie oraz w Persji byli Anglicy i kiedy podczas I wojny światowej flota Ententy pojawiła się na Morzu Czarnym, Wielka Brytania położyła rękę także na Batumi.
W brytyjskich planach Batumi miało zyskać nawet status wolnego miasta, jak Gdańsk. Dałoby to Anglikom możliwość kontrolowania portu naftowego oraz dysponowania wojenną flotą na zachodnim Kaukazie. Powodem, jaki podano Gruzinom, była odrębność religijna mieszkańców miasta, którzy nie zdążyli jeszcze określić swojej przynależności narodowej. Był to też czas wielkiej zawieruchy politycznej, która w rezultacie zmieniła mapę świata na kolejne siedemdziesiąt lat. Anglikom opłacało się utrzymywać port, dopóki mieli swoje interesy w nadkaspijskim Azerbejdżanie. Kiedy wiosną 1920 r. rządy tam przejęli bolszewicy, losy Batumi były przesądzone. Anglia wycofała się z miasta w czerwcu 1920 r. i oddała je Gruzji. Dla tej ostatniej był to cios poniżej pasa, ponieważ odstąpienie Wielkiej Brytanii było jednoznaczne z wkroczeniem na dobre bolszewików do kraju.
Jak wiadomo, byli oni dalecy od jakiejkolwiek religii, niemniej jednak nawet dla nich różnice między Gruzją "właściwą" a Adżarią były tak znaczne, że zdecydowali się nadać jej status republiki autonomicznej. W czasach sowieckich różnice kulturowe i religijne powoli się zacierały. Miała na to wpływ nie tylko ateizacja, ale także standaryzacja życia w Związku Sowieckim. Jednak samo miasto w jakimś stopniu zachowało swoją odmienność, m.in. dzięki istniejącej do dziś dzielnicy tureckiej, w której można posłuchać śpiewu muezina i napić się herbaty w stylowej szklaneczce.
Batumi wyróżnia się na tle innych gruzińskich miast charakterystyczną XIX-wieczną zabudową, która mocno przypomina karaibskie miasteczka. Niczym po kolorowej Hawanie możemy przespacerować się wąskimi uliczkami o niskiej zabudowie z wiszącymi balkonami w kolonialnym stylu. Uderza też kolorystyka miasta, które upodobało sobie róż. Można powiedzieć, że to on jest kolorem Adżarii.
Wieża z czaczą
Islam okazał się dla Adżarii zbyt mało gruziński i zbyt mało europejski, dlatego też kieszonkowy dyktator Asłan Ibrahimowicz Abaszydze, który rządził republiką na przełomie XX i XXI w., przeszedł na chrześcijaństwo. Abaszydze należał do klanu zislamizowanego i chrztem przekreślił wiekowe tradycje swojego rodu. Adżarią zarządzał wedle własnego widzimisię. Cieszył się poparciem Moskwy, robił więc to, co chciał. Do Tbilisi nie fatygował się nawet na wezwanie prezydenta, a podatki płacił, kiedy chciał i ile chciał.
Kiedy do władzy doszedł Saakaszwili, który zamierzał uporządkować wewnętrzne sprawy związane z autonomiami i separatyzmami w Gruzji, Abaszydze wysłał na niego swoje (adżarskie) wojsko. Popierany przez Zachód nowy prezydent Gruzji pozbył się autokraty, który schronienie znalazł w przychylnej Moskwie i żyje tam do dziś. A Saakaszwili przystąpił do realizacji projektu o nazwie: Batumi.
Miasto szanuje tradycje. Przy czym – nie tylko kaukaskie. Zwiedzanie można zacząć od czasów najdawniejszych, czyli od królestwa Kolchidy i związanego z nim mitu o wyprawie Argonautów. Na centralnym placu miasta, Europejskim, lśni w słońcu księżniczka Medea i trzyma w dłoni złote runo, po które przybył do Kolchidy Jazon. W południowo-zachodniej Gruzji często nawiązuje się do mitu o wyprawie Argonautów. Między innymi w sąsiedniej Megrelii jest wieś o nazwie Kolchida, a w całej Gruzji popularnością cieszy się piwo pod nazwą Argo.
Saakaszwili postanowił zrobić z Batumi ekskluzywny kurort, do którego będą ciągnąć turyści z całego świata. Inwestycje widać na każdym kroku: nowoczesne kasyna, olbrzymie hotele, przestronne restauracje. Spacer doprowadzi nas do eleganckiego, wielkiego placu Batumi. Czeka tu na nas pełno restauracji, kawiarenek i hoteli we włoskim stylu. To jednak nie koniec odniesień do Włoch. Niedaleko centrum znajdziemy hotel w formie rzymskiego Koloseum, który powali swoją wielkością.
Nowoczesny prezydent chciał, by było światowo i by każdy znalazł w Batumi coś dla siebie. Kazał więc zbudować holenderski wiatrak, dom do góry nogami, fikuśny w formie McDonald’s oraz wieżę czaczy. Nie jest to jednak nazwa, która ma coś wspólnego ze słynnym latynoamerykańskim tańcem. Czacza to wysokoprocentowy alkohol wyrabiany w Gruzji ze skórek winogron.
Idea wieży była fenomenalna. Otóż codziennie od godz. 19:00 przez piętnaście minut z czterech dystrybutorów miał płynąć ten tradycyjny gruziński trunek. Dziś, kiedy Saakaszwilego nie ma już u władzy, czacza nie sączy się szerokim strumieniem, ale zaciekawieni turyści, mimo wszystko, z nadzieją wyczekują wieczora.
W Batumi nie można zapomnieć o unikatowym XIX-wiecznym ogrodzie botanicznym z egzotycznymi roślinami. Zebrano tu okazy niemal z całej kuli ziemskiej i podzielono je na sekcje: Australia, Nowa Zelandia, Himalaje, Ameryka Północna itd. Każdej unikalnej florze przeznaczono odrębny kawałek ziemi. Co ciekawe, w drodze do ogrodu, który znajduje się około 6 km od centrum miasta, na nadmorskich wzgórzach zobaczymy charakterystyczne układy tarasowe – to pozostałości po osławionych herbacianych polach Batumi.
Batumi, ech, Batumi
W Batumi nie sposób ominąć nadmorskiej promenady: zadbanej, przystrzyżonej i zaprojektowanej z myślą o spacerowiczach. Co kawałek mijamy nowoczesne rzeźby, podświetlane palmy, które przypominają gigantyczne ananasy, stoły do bilardu i ping-ponga, salony masażu, klimatyczne kawiarenki czy głośne dyskoteki. Promenadę z jednej strony zamyka delfinarium, w którym trzy razy dziennie można obejrzeć spektakl, uświetniany przez tańczące ssaki. Delfiny nie są tutaj przypadkiem, Gruzja leży w klimacie podzwrotnikowym, a one są naturalnymi mieszkańcami Morza Czarnego.
Miniemy tańczące fontanny, przy których warto zatrzymać się, by zobaczyć festiwal światła. Strumienie wody tańczą codzienne tuż po zachodzie słońca, nie tylko do gruzińskiej muzyki, ale także do wielu szlagierów, w tym do słynnej polskiej piosenki "Batumi, ech, Batumi" Filipinek.
Przy roztańczonych fontannach możemy podziwiać futurystyczny budynek z diabelskim młynem, znajdującym się prawie na jego szczycie. To Uniwersytet Technologiczny, który nigdy nie został otwarty. Niedaleko wieży z czaczą czeka na nas jedna z najbardziej ekstrawaganckich budowli Batumi – pomnik alfabetu gruzińskiego. Tę 130-metrową wieżę zaprojektował hiszpański architekt Alberto Domingo Cabo. Przedstawia ona 33 litery jednego z najstarszych alfabetów świata, które pną się w górę po ażurowej konstrukcji, a na jej szczycie obraca się restauracja. Warto dodać, że w 2016 r. alfabet gruziński został wpisany na listę UNESCO jako niematerialne bogactwo Gruzji. Samą zaś promenadę wieńczy ruchomy pomnik Gruzinki i Azera.
Obok nowoczesnego, przeszklonego i oświetlonego miasta jest jeszcze drugie Batumi. Zepchnięte na dalszy plan, zastawione fasadą nowych domów i odnowionych placów. Wystarczy wejść w boczną ulicę, by zobaczyć miasto, które tętni życiem. Z praniem wywieszonym między blokami, z rozpadającymi się balkonami, skleconymi z czego popadnie, z przyblokowymi wiatami na wieczorną imprezę. Tutaj właśnie widać dwoistość tego miasta, w którym miesza się Wschód i Zachód. Bazarowy kicz przeplata się z szykiem, który chciał być Zachodem. Chciał, ale nie zdążył. Jeszcze niedobudowane, już popada w ruinę. Jeszcze nieotwarte, a już odrapane, puste, niezamieszkane.
I być może to jest właśnie odpowiedź na pytanie, dlaczego Ali i Nino znaleźli swoje miejsce w Batumi. Oba te miasta – Batumi i Baku – łączy nie tylko fakt, że leżą na Kaukazie oraz mają dostęp do morza. Baku to niezaprzeczalny Wschód, a Batumi za wszelką cenę chce być Zachodem, ale nie może. Na każdym kroku wychodzi z niego pogranicze. Islam i chrześcijaństwo. Kompromis. Tak jak w opowieści Kurbana Saida, Ali i Nino, by być razem, muszą pójść na kompromis.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl