Kaukaz - porwania kobiet
Wydawać by się mogło, że XXI wiek to czas, w którym małżeństwa zawiera się tylko z miłości, a kobieta sama może zdecydować za kogo chce wyjść za mąż. Okazuje się jednak, że niekoniecznie. W niektórych krajach wiecznie żywa pozostaje tradycja porwań kobiet, która przymusza je do zawarcia małżeństwa, niekoniecznie z wybrankiem swojego serca.
Małżeństwo na „nielegalu”
Historia udowadnia, że porwania żon były praktykowane na całym świecie. Dziś tradycja ta zachowała się przede wszystkim w Azji Środkowej oraz na Kaukazie. Dorota Chojnowska, dziennikarka, podróżniczka i autorka bloga www.alepieknyswiat.pl wyjaśnia, że porwania istnieją tak naprawdę w całym regionie kaukaskim: w Czeczenii, Dagestanie, również w chrześcijańskiej Osetii. – Z mojego doświadczenia i rozmów, które prowadziłam z mieszkańcami wynika, że w tej chwili porwania stały się powszechniejsze niż dawniej. Za czasów Związku Radzieckiego i wcześniej również miały miejsce, ale było to zachowanie raczej marginalne i stosowano je w ostateczności. Obecnie sytuacja nieco się zmieniła i choć praktyka ta oficjalnie jest zabroniona, porwania ciągle mają miejsce.
Z kolei Martyna Skura, podróżniczka i autorka bloga www.lifein20kg.com, która kilka miesięcy spędziła na wolontariacie w Gruzji, tłumaczy, że tam porwania były częste zanim Saakaszwili został prezydentem. – Koleżanki z mojej gruzińskiej organizacji wiele o tym opowiadały. Przytaczały przykłady dziewczyn, które kilkanaście lat temu, gdy były nastolatkami, musiały bardzo uważać, żeby ich nie porwano. Teraz w Gruzji ten proceder nie ma już raczej miejsca, choć kilka koleżanek Gruzinek przyznało, że w wioskach wciąż się zdarza.
Jak wygląda porwanie?
Plan działania zwykle jest prosty. Dziewczyna przypada do gustu chłopakowi, a ten zastawia na nią pułapkę, często w zmowie z osobami, które dziewczyna zna i którym ufa. Osobami z zaprzyjaźnionych rodzin, czasem nawet przyjaciółkami. Dziewczyny nie można porwać z domu, dlatego nieraz podstępem trzeba ją z niego wywabić. Czasem jednak niepotrzebne są skomplikowane intrygi. Wystarczy zaczaić się pod domem wybranki i po prostu uprowadzić ją, a następnie wywieźć do domu chłopaka.
Na Kaukazie bardzo dużą wagę przywiązuje się do dziewictwa. Utrzymuje się więc, że dziewczyna, która została uprowadzona przez mężczyznę, okryła się hańbą i musi wyjść za mąż za swojego porywacza z powodu podejrzenia utraty dziewictwa. Zostaje postawiona właściwie w sytuacji bez wyjścia. Napiętnowanie społeczne staje się wystarczającą motywacją, skłaniającą kobietę do poślubienia swojego porywacza. – Po kilku dniach od porwania bracia dziewczyny przychodzą do niej i pytają, czy ona faktycznie chce wyjść za tego mężczyznę. Jeśli potwierdza, to obie rodziny zaczynają uzgadniać warunki - Dorota Chojnowska wyjaśnia dalsze losy porwanej. - Dziewczyna musi też na piśmie zaświadczyć, że nie została porwana i z własnej woli zgadza się wyjść za mąż. Taki dokument ma chronić mężczyznę, który w przeciwnym wypadku mógłby trafić do więzienia - dodaje.
I takie historie też się zdarzają. Dziewczynom jednak na ogół nie opłaca się buntować. Porwanie i tak ją już zhańbiło i szanse na to, że ktokolwiek będzie ją chciał w przyszłości poślubić są znikome. Z reguły podpisują więc wszystkie niezbędne dokumenty.
Sfingowane porwanie
Tradycja porwań panny młodej często bywa wykorzystywana w celach obejścia problemów, na przykład związanych z brakiem akceptacji przyszłego zięcia przez ojca dziewczyny, gdy rodzina nie wyraża zgody na ślub. Młodzi pozorują wówczas takie porwanie, zdając sobie sprawę z konsekwencji. Wiadomo bowiem, że dziewczyna, która choćby jedną noc spędziła poza domem przynależy już do mężczyzny, z którym była. Z obserwacji Doroty Chojnowskiej faktycznie wynika, że w tej chwili wiele małżeństw jest w ten sposób aranżowanych. – Młodzi obchodzą w ten sposób system patriarchalny – mówi. – Dziewczyna jest zakochana w chłopaku, ale ojciec nie wydaje zgody na jej ślub. Jedyną więc metodą, by zrealizować plany młodych jest zaaranżowanie porwania. Tu pojawia się jednak problem. Dla mężczyzny bowiem sprawą honorową jest odpowiedzialność za swoje kobiety, a dla kobiety zachowanie dziewictwa. Zatem porwanie córki to ogromny dyshonor dla ojca. Coś takiego mężczyzna rzadko wybacza. Często rodzina odcina się od dziewczyny zupełnie, a
ta może porozmawiać z ojcem jedynie wtedy, gdy jest w ciąży. Może on wówczas zadecydować czy jej wybacza, czy też nie. Historie są różne. Jedne kończą się pojednaniem, w innych córka z ojcem nie rozmawia już do końca życia.
Historie bez „happy endu”
Ile kobiet, tyle historii. Jedne kończą się szczęśliwie, gdy dwoje ludzi aranżuje porwanie, by w ten łatwy sposób połączyć się na zawsze węzłem małżeńskim. Przez inne przebija dramat i cierpienie. Dorota Chojnowska przytacza historię porwania jeszcze z lat siedemdziesiątych. Mężczyzna trafił do więzienia za uprowadzenie swojej uczennicy, odsiedział czteroletni wyrok, a następnie wyszedł i poślubił swoją wybrankę, bo porwana przez te cztery lata na niego czekała.
Martyna Skura dzięki emigrantkom pracującym razem z nią w gruzińskiej organizacji poznała kilka dramatycznych historii kobiet. Zostały one porwane, po czym były gwałcone i bite, urodziły dzieci, które w tej chwili wychowują same. Jedna z historii dotyczy dziewczyny, której rodzina chciała porywaczowi zostawić dziewczynę, ale jedna z bliskich osób postanowiła pomóc jej w ucieczce. Kobieta właściwie została zmuszona, by opuścić kraj i przenieść się do Europy. Takie rozwiązanie dawało jej gwarancję wolności.
Kaukaskie władze od kilku lat próbują wykorzenić tradycję porwań kobiet, grożą poważnymi sankcjami, wysokimi karami finansowymi i karą więzienia, ale okazuje się, że niewiele w ten sposób osiągają. Tradycja w tym przypadku okazuje się niestety silniejsza.
Anita Demianowicz