Kolumb XXI wieku. Polak odkrywcą najgłębszych podwodnych jaskiń na świecie
Nurkuje na głębokość kilkuset metrów, przeciska przez szczeliny w podwodnych zawaliskach na bezdechu, a podczas wielogodzinnej dekompresji - wynurzania się - czyta książki.
Krzysztof Starnawski - nurek, speleolog, ratownik TOPR, poszukiwacz przygód - jest odkrywcą najgłębszej zalanej jaskini na świecie, czyli Hranickiej Propasti w Czechach. Sportowcem absolutnie ekstremalnym, ocierającym się często o cienką granicę życia i śmierci, gotowym na to, by ponieść wysoką cenę za to, co kocha. Jego spokojny, kojący sposób bycia i głos sprawiają, że wyczyny stają się jeszcze bardziej nierealne. Publika na spotkaniu z cyklu "Ciekawi Świata" w Białymstoku była zachwycona.
Starnawski sam zresztą przyznał, że niewielka jest różnica między lotem w kosmos a nurkowaniem w głębokich jaskiniach. Jemu ten sport daje możliwość poznawania i odkrywania świata. Postawienia nogi tam, gdzie wcześniej nie zrobił tego nikt inny.
- Czuję się takim Kolumbem XXI w. Nie ma nic piękniejszego niż dokonanie odkrycia geograficznego - uśmiecha się. - Na świecie jest jeszcze bardzo dużo do odkrycia. Troszeczkę niefart, że się tak późno urodziłem, bo wszystkie łatwe jaskinie zostały już dawno wyeksplorowane. Nam więc zostały te trudne, bardzo głębokie. W nich się specjalizuję.
ZOBACZ TEŻ: Wirująca meduza. Niezwykłe nagranie nurka
Charakter
Jego mama to góralka z Beskidu Sądeckiego, ojciec - gdańszczanin z rodziny marynarskiej. Charakter ukształtowały mu dwa sporty zaszczepione przez rodziców: żeglarstwo i wspinanie. Po jednej z wielu wspinaczek pewnego dnia zjechał do jaskiń I tam już pozostał sercem, a dryg techniczny pozwolił mu schodzić coraz dalej i głębiej, aż dotarł do wody, która zagrodziła mu drogę. Właśnie wtedy, przy tym syfonie, postanowił zająć się nurkowaniem. Drugim momentem zwrotnym w życiu było wstąpienie do Pogotowia Górskiego (TOPR), niesienie pomocy innym ludziom, nauka odpowiedzialności, współpracy w zespole, elastyczności w reagowaniu.
Jego pierwszym miejscem treningowym były tatrzańskie stawy, a wiedza przyszła wraz z wyjazdem szkoleniowym do Francji. Przygoda życia - z Hranicką Propastią - zaczęła się w 1997 r. i zakończyła dopiero dwa lata temu. Poświęcił jej 20 lat życia.
Nikt wówczas nie wiedział jak głęboka jest ta jaskinia, sonda dotarła tylko na około 200 m. Starnawski eksperymentował ze sprzętem do głębokich nurkowań, bo nic wtedy nie było dostępne na naszym rynku. Trzeba było rozwiązać problem ogrzewania - by nie wychłodzić organizmu, kwestie potrzeb fizjologicznych, jak się odżywiać i nawadniać pod wodą podczas wielogodzinnych ekspozycji. Część sprzętu była pożyczona, lampy robione w garażu, ot - pełna improwizacja w sprzęcie i technice nurkowania. To była wtedy jedyna droga.
Sprzęt
Krzysztof zaznacza, że nurkowanie na duże głębokości trwa bardzo długo, nawet do kilkunastu godzin. Np. nurkowanie na 250 m zabiera 7-8 godzin, z czego zejście na dół to 20 minut, a reszta - dekompresja. W zimnej, często słonej wodzie, kiedy męczy głód i pragnienie, wszystko już uwiera. Metodą, którą stosuje do dziś, czytanie książek podczas wynurzenia, to najlepsza dla niego metoda zabicia czasu.
- Szybko się nauczyłem, że jeśli jaskinie nie staną się moim domem, a głębokie nurkowania - codziennością, że jeśli nie dopracuję sprzętu do perfekcji, nie będę mógł poważnie zająć się eksploracją - mówi.
Sprzęt dopracowywał, dopieszczając obiegi zamknięte - technologię zaczerpniętą z lotów kosmicznych. Tłumaczy, że to, co wydycha, dalej posiada dużą ilość tlenu, marnotrawstwem byłoby więc wydychanie na zewnątrz. Oczyszczane z dwutlenku węgla i uzupełniane w tlen, wraca do obiegu, dzięki czemu zamiast 40 butli można pod wodę wziąć dwie 3-litrowe. Obieg musi być podwójny - dla bezpieczeństwa, w razie jeśli jeden ulegnie awarii. Starnawski swój "dual rebreather" konstruował przez dwa lata, a potem testował w 2011 r., podczas wyjazdu treningowego do Egiptu. Tam padł jego pierwszy rekord świata w nurkowaniu głębokim (283 m). Potem padło ich jeszcze wiele, ale nurek przyznaje, że nie rekordy są najważniejsze, tylko wytyczanie własnej oryginalnej drogi. W Egipcie to było kompletne rozdziewiczanie głębokości - śmieje się.
Dostrzegło go i do dziś wspiera jego projekty (także grantami) wydawnictwo National Geographic. Przez 11 lat rozwiązywał techniczne problemy i doskonalił sprzęt, aż w 2012 r. wrócił do Czech z podwójnym rebreatherem (aparatem oddechowym o obiegu zamkniętym), dobrą techniką, umiejętnościami i zespołem czeskich nurków.
W ciągu jednego sezonu pogłębili jaskinię dwukrotnie, aż do 373 m - wspomina. Byli o włos - o 19 m - od tego, by została najgłębszą jaskinią na świecie. Jednak nurkowanie na granicy 400 metrów było niewykonalne bez potężnego zabezpieczenia, więc Polak wpadł na pomysł, że przynajmniej spróbuje ją zmierzyć przy pomocy sondy ciężarkowej. Łatwo nie poszło. Projekt zakrojony na trzy miesiące, zabrał trzy kolejne lata. O sukcesie zdecydowało zanurkowanie głębiej, znalezienie bocznej szczeliny - zacisku na głębokości 200 metrów i wpuszczenie w nią robota, by dotarł do miejsca, gdzie sondowanie w głąb było skuteczniejsze. Zmęczony, ale podekscytowany Starnawski zdążył wrócić na górę, stanąć przy pulpicie nawigacyjnym i być przy tej magicznej chwili, gdy robot zanurzył się na głębokość 404 m. Misja wykonana. Krzysztof mógł zająć się czymś innym.
Piękno
Prowadzi mnóstwo równoległych projektów. Chociażby odkrywa jaskinię Fontanazzi we Włoszech, gdzie po raz pierwszy zbudował habitat (dzwon nurkowy), w którym może wykonać dekompresję nie narażając się na hipotermię. Ba, nawet mieszkać w nim parę dni, gdyby była taka konieczność.
Podkreśla, że tworzenie mapy jaskiń jest bardzo ważne, bo odkrywcą jest ten, co zrobi mapę, a nie ten, co zanurkuje. Pamięta, że każda z jaskiń wymaga specjalnego przygotowania. I że niesie ze sobą śmiertelne ryzyko. Jak ten moment, kiedy w Albanii zaplątał się w poręczówkę, wskazującą drogę powrotną, a każda dodatkowa minuta na głębokości 220 metrów pociąga za sobą dodatkową godzinę dekompresji.
Nurkowanie jaskiniowe - zwłaszcza to głębokie - czasem zbiera żniwo śmiertelne. W jednej z takich jaskiń - Font Estramar zginęło aż czterech nurków. Starnawski na głębokości 115 m odnalazł i wydobył ciało jednej z nich - Belga Marka Slusznego.
Dramaty, problemy techniczne czy bicie rekordów (np. w jeziorze Garda zszedł na głębokość 303 m) nigdy nie przesłania mu podwodnego piękna. To właśnie odczucia estetyczne, jakich doznaje nurkując w pięknych jaskiniach sprawiają mu największą przyjemność. Bogata szata naciekowa w meksykańskich jaskiniach i niesamowita gra światła słonecznego wpadającego przez otwory w skale tworzą niesamowity spektakl.
- Krystalicznie czysta woda i ciało nieważkie w wodzie sprawiają, że mamy taką małą namiastkę latania - tłumaczy. - Czuję się jak ptak szybujący w kanionie skalnym.
Dom
Meksykańskie jaskinie są najpiękniejsze, bez dwóch zdań. Ze stalaktytami i stalagmitami, promieniami słońca wpadającego do cenotów (wejść do wody). Po części dlatego Meksyk jest teraz jego drugim domem, tam szkoli, pracuje, prowadzi wyprawy.
"Swoich" jaskiń szukał zapuszczając się z zapasem wody i maczetą w dżunglę. Zalane systemy jaskiń na półwyspie Jukatan są szalenie rozbudowane i bywa, że ciągną się na ponad 200 km. Stąd projekt, by połączyć dwa - Sac Actun i Dos Ojos, uzyskałoby się wtedy najdłuższy, liczący 350 km system podwodnych jaskiń na świecie. Siatka ich korytarzy prawie się zazębia i najlepsi nurkowie przez wiele lat próbowali znaleźć połączenie. Dwa połączenia już są, ale żadne nie na tyle duże, by zmieścił się nurek, więc dalej trzeba szukać.
Krzysztof Starnawski odkrył, że systemy mają drugie piętro na głębokości 100 m. Przez lata brał udział w projekcie, wymyślając tricki na zrzucenie wielkiego sprzętu z pleców, przeciskając się na bezdechu przez zaciski. I brakuje już tylko kilku metrów, by projekt zakończyć sukcesem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl