Koronawirus. Chińczycy mieszkający w Polsce mówią szczerze o zagrożeniu
Mieszkają w Polsce, ale drżą na myśl o losie bliskich. Ru Yi Zhu, Jianyu Zhao, Shuai Shi i Yao Wong przyznali w rozmowie z WP Turystyka, że Polacy nie rozumieją, jak wielkim problemem jest epidemia koronawirusa.
Ru Yi Zhu woli unikać innych Chińczyków, Jianyu Zhao wysyła rodzicom paczki z podarunkami, a Shuai Shi zrezygnował z obchodów najważniejszego chińskiego święta. Żyją w Polsce, myśląc o bliskich, którzy muszą stawić czoło realnemu zagrożeniu.
Woli unikać innych Chińczyków
Ru Yi Zhu przyjechała do Polski na studia cztery miesiące temu. Wybrała ten kraj, gdyż, jak twierdzi, jest tu bezpieczniej, życie jest tanie i nie ma tak wielu imigrantów, jak w innych krajach Europy Zachodniej. Studentka słyszała o sprawie samolotu, który miał pięć godzin opóźnienia tylko dlatego, że grupa Polaków bała się wejść na pokład, na którym byli Chińczycy.
– Prawdę mówiąc, nie jestem zdziwiona. To normalna reakcja, gdy stajemy przed problemem śmierci i bezpieczeństwa. W obliczu zagrożenia ludzie panikują, rozumiem ich – mówi. – Polacy, których spotykam na ulicach, nie reagują paniką. Nikt się mnie nie boi tylko dlatego, że jestem Chinką. Inna sprawa, że moi polscy znajomi doradzają mi, abym trzymała się z daleka od Chińczyków, którzy dopiero co przyjechali do Polski.
Zobacz także: Koronawirus. Czy LOT zawiesi połączenia z Chinami? "To nie jest indywidualna decyzja"
Ru Yi Zhu bardzo martwi się o swoją rodzinę. Ostatnio bliscy nakazali jej, aby nie wracała do Chin.
– Jesteśmy w stałym kontakcie. Rodzice starają się nie wychodzić z domu, o ile nie jest to konieczne. Mówią, że wszystkie ulice są opustoszałe, a jak wszyscy muszą już wyjść, to zawsze robią to w maseczkach. Należy pamiętać, że Chiny są wielkie i mamy olbrzymią populację. Ludzie bronią się, jak mogą. W biednych wioskach budują mury, aby się odgrodzić.
Wysyła rodzinie paczki z Polski
Jianyu Zhao od dwóch lat mieszka w Polsce i pracuje w korporacji. Jak przyznaje, nie rozmawiała z wieloma Polakami o koronawirusie. Nie wyczuła też od nich niechęci. Tylko jedna osoba poruszyła z nią temat epidemii, ale bardziej z ciekawości niż ze strachu. Mimo to Jianyu Zhao bardzo interesuje się trudną sytuacją w jej kraju.
– Chińczycy, którzy niedawno wrócili z Chin do Polski, starają się nie wychodzić z domu, by pozostać odseparowanymi od innych ludzi przez dwa tygodnie, czyli tyle, ile wynosi okres inkubacji koronawirusa. Jeśli po tym czasie nie wystąpią żadne objawy, to oznacza, że dana osoba jest zdrowa – podkreśla. – Inni moi znajomi, którzy w ostatnim czasie nie wracali do Chin, traktują epidemię bardzo poważnie. Wysyłają pieniądze lub produkty spożywcze rodzinom, aby je wesprzeć. Ale to nie tak, że brakuje produktów na półkach. W ten sposób okazują troskę zagrożonym bliskim – zaznacza.
Dziewczyna podkreśla, że koronawirus to nie tylko wirus Chin, ale choroba, która dotyczy całego świata. Wiele osób jest nieświadomych tego, z czym musi zmagać się chińska służba zdrowia.
– Od rodziny wiem, że sytuacja w Chinach jest bardzo napięta. Lekarze i pielęgniarki pracują bez przerwy. Do Wuhan przyjechało także wielu wolontariuszy z całego świata, którzy chcą wesprzeć lokalną ludność – mówi. – Chińczycy bardzo poświęcają się dla walki z chorobą. Pielęgniarki obcinają włosy, by wygodniej im było pracować i nosić kombinezony ochronne. Lekarze śpią w szpitalach, by móc cały czas pomagać ludziom.
Jianyu Zhao wierzy, że Chiny sobie poradzą z zagrożeniem. Kobieta jest bardzo zaniepokojona sytuacją bliskich, ale stara się nie tracić pogody ducha.
– Chiny to stary kraj. Przeżyliśmy wiele wojen domowych i zewnętrznych. Wierzę, że jesteśmy wystarczająco wytrzymali, aby to przetrwać – zaznacza. – Chińczycy są świadomi zagrożenia. Wielu moich znajomych, którzy mieszkają w Polsce, planowało przyjechać do Chin, ale odwołali loty. Nie dziwię im się.
Święto spędzają zamknięci w domach
Shuai Shi mieszka we Wrocławiu już od 4 lat. Ma wrażenie, że Polacy nieszczególnie przejmują się koronawirusem. Chociaż ostatnio coraz częściej rozmawia ze znajomymi na ten temat, sądzi, że kieruje nimi bardziej ciekawość niż strach.
– Pytają z ciekawości, chcą po prostu dowiedzieć się więcej – twierdzi. – Nie zauważyłem jednak, abym budził w obcych ludziach strach, ale jeszcze zobaczymy, czy ich podejście w stosunku do mnie się z czasem nie zmieni. W Chinach jest już 10 tys. chorych osób, a będzie jeszcze więcej – dodaje Shuai Shi.
Mężczyzna pochodzi z prowincji Shanxi, gdzie obecnie koronawirusem jest zarażonych 37 osób. Chociaż 25 stycznia rozpoczął się Chiński Nowy Rok, będący najważniejszym świętem w tradycyjnym chińskim kalendarzu, wiele osób nie ma ochoty na zabawę.
– Ludzie boją się wychodzić z domów. Od rodziny wiem, że na ulicach jest pusto. To przykre, bo trwa wielkie święto. Zazwyczaj spędzam ten czas z rodziną i przyjaciółmi. Przyjeżdżam do Chin i wyprawiamy przyjęcie. Teraz zostałem sam w Polsce – opowiada.
Shuai Shi podkreśla, że Chińczycy wiedzą, jak łatwo zarazić się wirusem. Rodziny namawiają bliskich mieszkających w innych miastach, aby w tym roku nie wracali na święta. Wszyscy dzielą się ze sobą różnymi informacjami zasłyszanymi w swoich miastach.
– Chińczycy przeżywają teraz bardzo trudny okres. Najważniejsze, by ograniczyć kontakt z obcymi ludźmi. Z Wuhanu uciekła masa ludzi i nie wiadomo, kto jest zarażony – dodaje Shuai Shi.
Zdaniem Chińczyka Polacy bagatelizują problem koronawirusa, ponieważ w Polsce nie było żadnych przypadków zachorowań. Inaczej jest we Francji czy Niemczech. Trzeba pamiętać, że te kraje wcale nie są daleko.
Chiński rząd nie pokazuje skali problemu
Yao Wong przeprowadził się do Warszawy w październiku ubiegłego roku. Wcześniej pracował w dużej firmie w Austrii, ale na jednym ze zjazdów zaproponowano mu atrakcyjną posadę w Polsce. Jak sam przyznaje, bardzo dużo rozmawia z Polakami o epidemii koronawirusa. Stara się uświadomić ich o skali problemu.
– Było podobnie jak w przypadku katastrofy w Czarnobylu, bo nasz rząd na początku próbował bagatelizować sprawę. Niestety, szybko okazało się, że sytuacja jest znacznie poważniejsza, niż sądziliśmy.
Yao Wong uważa, że rząd chiński próbował zamieść sprawę pod dywan, a prawdziwy problem stanowi fakt, iż mimo widocznych objawów ludzie szybko umierają.
– Szpitale pękają w szwach. Nie wierzę, że jest tylko tyle zarażonych, jak próbuje przekonywać nas chiński rząd – mówi z przekonaniem. – Jestem w kontakcie z osobami, które są na miejscu. W rzeczywistości sytuacja jest znacznie poważniejsza od tego, co pokazują media. Polski rząd powinien był w trybie natychmiastowym zakazać lotów do Chin. To nie są żarty – podkreśla.
Jak wynika z najnowszych danych, koronawirusem 2019-nCoV zaraziło się w Chinach już 9,8 tys. osób. Liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 213. Przypadki zarażenia wykryto już w 25 krajach. Choć w Polsce nie ma jeszcze potwierdzonych przypadków zachorowania, zdaniem szefa resortu zdrowia Łukasza Szumowskiego to kwestia czasu, kiedy wirus dotrze do Polski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl