Kultowe miejsce w Gdańsku, którego nie możesz ominąć. Tu bije serce miasta
Portowe dźwigi to jedna z wizytówek Gdańska. Podobnie jak stocznia, na której terenie się znajdują. Miejsce wyjątkowe, historyczne, a od kilku lat także tętniące życiem i to nie tym portowym. Za dnia przyciąga miłośników historii, industrialnych klimatów i sztuki alternatywnej. Nocą zmienia się w serce imprezowego Gdańska.
To tu w sierpniu‘80 narodziła się "Solidarność". Tu Wałęsa skakał przez płot. Tu podpisano Porozumienia Sierpniowe.
Stocznia – żywy symbol historii
Stocznia stała się jednym z symboli upadku komunizmu nie tylko w Polsce, ale w całym bloku wschodnim. Nic dziwnego, że to miejsce jest powszechnie znane i przyciąga turystów z całego świata. Robią sobie zdjęcia przed słynną Bramą nr 2 i odwiedzają stojące po sąsiedzku Europejskie Centrum Solidarności (ECS).
Na szczęście stocznia nie zmieniła się w martwy pomnik. Przeciwnie, w ostatnich latach wypełniła się bardzo intensywnym życiem - zarówno dziennym, jak i tym nocnym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ciepło i blisko. Na miejscu piaszczyste plaże i liczne zabytki
Urodziłam się w Gdańsku i jako dziecko postrzegałam stocznię jako miejsce pracy tysięcy ludzi, w tym mojego dziadka. Im byłam starsza, tym bardziej ubywało stoczniowców, za to rosła moja świadomość znaczenia tego miejsca. Przez lata było ono jednak zamknięte dla osób z zewnątrz. Turyści przychodzili pod zamkniętą Bramę nr 2 i patrzyli na słynne trzy krzyże, czyli Pomnik Poległych Stoczniowców 1970 r.
W 2014 r. otwarto ECS, a cztery lata później tereny dawnej Stoczni Cesarskiej udostępniono zwiedzającym. I ruszyła lawina. Stoczniowe tereny przyciągnęły twórców alternatywnej rozrywki i sztuki, którzy sprawili, że Młode Miasto (jak historycznie nazywa się ta część Gdańska) faktycznie stało się miastem młodych.
Stocznia – oblicze dzienne
Jeśli wybierzemy się na spacer po ternie dawnej stoczni za dnia, spotkamy bardzo różnych ludzi. Rodziny z dziećmi, młodzież, osoby starsze. Łączy ich albo fascynacja historią, albo miłość do alternatywnych form rozrywki. A często jedno i drugie, bo w tym miejscu to nierozerwalna mieszanka. Stocznia przyciąga wielu gości, ale że teren jest spory, nie musimy się obawiać tłoku. Tym bardziej że w labiryntach industrialnych uliczek i budynków naprawdę jest gdzie się zgubić.
Ci, którzy chcą się zagłębić w tematy historyczne, często decydują się na spacer z przewodnikiem, który nie tylko opowiada o ważnych wydarzeniach, które rozegrały się w taj fascynującej przestrzeni, ale też wyjaśnia, jakie funkcje pełniła kotlarnia czy formiernia i co się działo w budynku zwanym Mlecznym Piotrem.
Jest też inny sposób na odkrywanie stoczni - wędrówka przed siebie, gdzie nogi poniosą. Ja zwykle wybieram tę drugą metodę i choć bywam tu kilka razy w roku, prawie zawsze podczas takich spacerów odkrywam coś nowego. Nowy mural, który pojawił się na ścianie, nowy zaułek, którego wcześniej nie widziałam czy drzwi, których nie otworzyłam podczas wcześniejszych spacerów.
W taki właśnie sposób po raz pierwszy trafiłam do siedziby Morskiej Fundacji Historycznej, a dokładniej na zorganizowaną przez fundację wystawę stałą "Szatniowiec" (wejście od ul. Narzędziowców). Można powiedzieć, że to takie niewielkie, ale bardzo klimatyczne muzeum PRL-u albo podróż do czasów dzieciństwa dla osób 45 plus.
Przy okazji innego spaceru odkryłam niezwykłe, wykonane z elementów poprzemysłowych, części samochodów i maszyn, rzeźby. To instalacje Czesława Podleśnego - "Pakerzy" i "Rozbitkowie" - świetnie wkomponowani w teren wokół Przestrzeni Sztuki WL4 Mleczny Piotr. Futurystyczne istoty wynurzające się z wody na jednej z portowych pochylni robią niezwykłe wrażenie. Tym bardziej że z biegiem czasu narażone na działanie warunków atmosferycznych rzeźby cały czas się zmieniają.
Takich perełek i miejsc przyciągających "dziennych turystów" jest oczywiście znacznie więcej. Jedną z największych jest Żuraw M3, dawny dźwig stoczniowy udostępniony gościom, który pozwala spojrzeć na stocznię, tereny portowe i sporą część Gdańska z wysokości 30 m. Są też atrakcje sezonowe – rozmaite wystawy, eventy czy akcje społeczne. Są wreszcie modne knajpki i kolorowe food trucki, które oferują dania z różnych części świata. Jest więc co robić i co odkrywać.
Stocznia - oblicze nocne
Ulica Elektryków i 100cznia to miejsca, które pulsują życiem zarówno za dnia, jak i w nocy. W dzień można tu zjeść śniadanie czy obiad, rozsiąść się wygodnie na leżaku i spędzić czas z przyjaciółmi, obejrzeć prace młodych artystów albo pograć w koszykówkę czy ping-ponga w niesamowitych wnętrzach.
Czytaj także: Przełomowe odkrycie w Gruzji. Znalezisko ma 1,8 mln lat
Jednak w tych częściach stoczni najwięcej dzieje się nocą. To tu bawią się młodzi mieszkańcy Gdańska i spragnieni rozrywek turyści. Dyskoteki, koncerty, dj-skie imprezy - tak wygląda nocne życie na terenie 100czni i ulicy Elektryków w sezonie. W ostatnich tygodniach lata postanowiłam to nocne życie poznać trochę lepiej.
Na Elektryków tłumy młodzieży. O północy ruch jak na Krupówkach w środku wakacji. Muzykę słychać z daleka. Sprawdzam w telefonie – w hali B90 trwa jakiś hip-hopowy koncert. Nie zostaję długo, przenoszę się do 100czni. Moja dorosła już córka uświadomiła mi, że tam mam większą szansę spotkać równolatków, którzy nie przyszli tańczyć i zatracić się w niezrozumiałych dla mnie rytmach, tylko coś zjeść i pogadać.
Faktycznie. Średnia wieku trochę jakby wyższa. Duże grupy siedzą w różnych zakątkach 100czni, przy pełnych kufelkach i z przekąskami w rękach. Z ciekawością zaglądam do hali z jedzeniem, skręcam w uliczkę z food truckami, odkrywam wielką pustą halę, w której kilka osób gra w ping-ponga i miejsca, które wyglądają jak galerie sztuki ulicznej.
Przechodząc przez kolejne hale i podwórka, wychodzę na tył klubu Crackhouse, gdzie setka ludzi buja się pod niewielką scenę w rytm dancehallowych kawałków. Widać jakiś koncert był mi tego dnia pisany. Jak dla mnie jest zdecydowanie za głośno, gatunek też nie należy do moich ulubionych, ale i tak czuję się tu znacznie bardziej na miejscu, niż na hip-hopowym koncercie.
Wolę jednak dzienne oblicze stoczni. Co nie zmienia faktu, że doceniam fakt, iż ciągu zaledwie kilku lat, leżące lekko na uboczu turystycznego głównego szlaku, Młode Miasto zmieniło się w rozrywkowe serce Gdańska.