Kurort depcze Zakopanemu po piętach. Trwa tu cicha wojna
W rankingach popularności zawzięcie depcze po piętach Zakopanemu. Razem z Karpaczem idzie łeb w łeb o tytuł drugiej, najchętniej odwiedzanej przez turystów górskiej miejscowości w Polsce. Pojechałam zobaczyć, czym potrafi zachwycić swoich gości najbardziej znany kurort w Beskidzie Sądeckim, czyli Krynica-Zdrój. Niestety, nie obyło się bez rozczarowań.
O Krynicy-Zdroju mówi się różnie: "perła Beskidów", "kryształ polskich gór", "królowa uzdrowisk". Niezaprzeczalnie jest to miasto, którego turystyczny i kuracyjny charakter obecny jest na każdym kroku. Kurort zamieszkuje na stałe niespełna 10 tys. osób rozlokowanych w siedmiu dzielnicach. Historia osady sięga zaś XVI w.
Sezon już wystartował
Przyjeżdżam tu w czasie, gdy tegoroczni maturzyści zdają swój egzamin dojrzałości, więc kurz po majówce zdążył nieco opaść. Weekendowi turyści wyjechali, ale widać, że start sezonu turystycznego już nastąpił. Przy głównym deptaku i na placach mnóstwo straganów z pamiątkami i bibelotami, a restauracje i kawiarnie działają pełną parą.
W Krynicy wita mnie rześka pogoda i lekko zaostrzone powietrze, które powoduje, że przyroda tutaj ma około dwóch tygodni opóźnienia w stosunku do północnej części kraju. Gdy wyjeżdżałam z Gdańska, bzy były w pełnym rozkwicie, a tulipany już przekwitały. Gdy dotarłam tego samego dnia do Krynicy, na krzewach dopiero zaczynały się rozwijać pierwsze pąki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szaleństwo w polskim mieście. Tłumy, kolejki i pełne parkingi
Już od pierwszych zabudowań miasta widać jego uzdrowiskową przeszłość (Krynica stała się uzdrowiskiem już w XVIII w.). Wspaniałe wille i wielkie domy wypoczynkowe rozpościerają się w dolnej części miejscowości, ale też okazale prezentują się jakby poprzyklejane do zboczy gór otaczających kurort. Wszystko zatopione z każdej strony w zieleni lasów.
Reprezentacyjnym miejscem w Krynicy-Zdroju jest deptak o nazwie bulwary Dietla, biegnący równolegle do rzeki Kryniczanki. Jego sercem jest oczywiście pijalnia wód, w której kuracjusze poddają się krenotarapii. Do wyboru są tu następujące wody lecznicze: Jan, Zuber, Słotwinka, Mieczysław, Józef i Tadeusz oraz Kryniczanka. Spróbowałam każdej. Uwierzcie Zuber i Tadeusz są tylko dla największych twardzieli. Tej ostatniej zdołałam przełknąć jedynie dwa łyki, a i tak jej niepowtarzalny smak pozostał ze mną na długie godziny.
Deptak otoczony jest wspaniałymi, drewnianymi budynkami, których snycerskie zdobienia wprawiają w zachwyt nie tylko koneserów architektury i sztuki. Można powiedzieć, że Krynica-Zdrój nie boi się odważnych kolorów. Mijane wille są zarówno w odcieniach brązu, co wynika z ich naturalnego tworzywa, ale także w zieleniach, błękitach, żółciach czy czerwieniach...
Swoją intensywnie niebieską barwą zwraca uwagę Romanówka - XIX-wieczna willa, w której obecnie mieści się Muzeum Nikifora, legendarnego rysownika i malarza łemkowskiego, który całe swoje życie związał z Krynicą.
Z Krynicy prosto na szlaki
Ale dość o samym mieście. Nie należy zapominać, że to nie tylko kurort, ale także doskonała baza wypadowa na górskie szlaki. Wystarczy przejść się kawałek od ścisłego centrum, aby zobaczyć strzałki wskazujące wejścia do lasu z tabliczkami opisującymi kierunek marszu: Huzary, Jaworzyna Krynicka, Góra Parkowa, Runek, Pusta Wielka, Jasiennik...
Szlaki nie należą do najbardziej wymagających, ale osoby, które na co dzień siedzą za biurkiem, mogą się na nich porządnie zmęczyć. Idąc przez góry, chyba każdy uświadamia sobie, że choć klimat tego uzdrowiska retro jest urzekający, to największą wartością miasta jest jego otoczenie i wspaniała przyroda. Widoków z polan i przełęczy mijanych na szlakach, odgłosów natury, zapachów lasów i łąk nie da się ani opisać, ani pokazać na zdjęciach.
Łemkowskie cerkwie
Opowiadając o Krynicy-Zdroju, warto też wspomnieć, że Beskid Sądecki to tereny zachodniej Łemkowszczyzny. Żyjąca tu niegdyś grupa etniczna Łemków pozostawiła na tych terenach wiele śladów swojej kultury i religii. Jeśli będziecie w tych stronach, warto wybrać się na szlak architektury cerkiewnej.
Urzekające, drewniane świątynie (jest ich w najbliższym sąsiedztwie Krynicy ok. 15) są wspaniale zadbane przez obecnych opiekunów i mieszkańców, a w kilku z nich zachowały się oryginalne, kompletne lub niemal kompletne ikonostasy. Do większości cerkwi można wejść, ale aby je obejrzeć, trzeba się wcześniej umówić lub po prostu zadzwonić do opiekuna danej cerkwi, który przyjdzie, otworzy nam drzwi i opowie kilka ciekawych historii.
"Ładowanie baterii" w Krynicy-Zdroju odbywa się bardzo szybko. Wszechotaczająca zieleń, cisza, spokój, niespiesznie spacerujący kuracjusze w wieku senioralnym - wszystko to sprawia, że niemal można poczuć atmosferę poprzednich wieków, gdy uzdrowisko odwiedzały takie osobistości jak Henryk Sienkiewicz, Józef Piłsudski, Jan Matejko, Artur Grottger, Józef Ignacy Kraszewski, Ludwik Solski, Helena Modrzejewska, Władysław Reymont, Julian Tuwim, Konstanty Ildefons Gałczyński czy Jan Kiepura.
Sztandarowa atrakcja i największe rozczarowanie
Krynica potrafi czerpać z tej świetności minionych lat i nawet część elementów promocyjnych miasta utrzymana jest w stylu retro. Wśród nich znajduje się sztandarowa atrakcja Krynicy-Zdroju, czyli kolejka na Górę Parkową (742 m n.p.m). Jak się okazuje, jest to najstarsza kolej linowo-terenowa w Polsce, oddana do użytku w 1937 r.
Zachęcona stylowymi materiałami promującymi tę atrakcję, ruszam na szczyt. I tu czeka mnie największe rozczarowanie pobytu w Krynicy. Na Górze Parkowej można się bowiem poczuć jak... na Gubałówce w Zakopanem w środku sezonu. Pełna turystyczna infrastruktura, polana na szczycie utkana atrakcjami dla rodzin z dziećmi, mnóstwo straganów z pamiątkami, budek z jedzeniem i piciem, coś, co nazywane jest ogrodami sensorycznymi, wielka zjeżdżalnia z platformą widokową... A nad tym wszystkim królują ogromne dźwigi budującej się kolejnej w tej okolicy wieży widokowej i wszechobecne ogrodzenia z blachy falistej... O wspaniałe widoki, które w sposób naturalny zapewniało kiedyś to miejsce, naprawdę trudno.
Uciekam więc z Góry Parkowej czem prędzej i nawet nie myślę już o tym, żeby pojechać do dzielnicy Słotwiny, gdzie znajduje się wielki ośrodek narciarski z gigantyczną, bo blisko 50-metrową wieżą widokową i kilometrową ścieżką w koronach drzew. Zamiast tego zaszywam się w uroczych, bardziej kameralnych miasteczkach i wioskach wokół Krynicy: w Tyliczu, w Muszynie, w Mochnaczce, w Żegiestowie.
Wojna postu z karnawałem
Spacerując wieczorem po nieco sennych o tej porze uliczkach, wiem już, że masowa turystyka dociera powoli i tutaj. Widać, że trwa tu swoista "wojna postu z karnawałem" - cicha walka pomiędzy "starodawnym" charakterem tych miejsc, ich spokojem i naturalną urodą, a potrzebą przyciągania coraz większej liczby turystów i ich pieniędzy.
Obok stylowych willi i drewnianych cerkwi powstają wielkie ośrodki wypoczynkowe i ogromne kompleksy spa; dzikie do niedawna góry coraz gęściej przecinają nartostrady i szpecą żelazne słupy wyciągów, a stragany z mocno tandetnymi pamiątkami bezwstydnie zasłaniają misternie zdobione fasady XIX-wiecznych willi. Jeszcze przez chwilę Krynica zachowa swój oldschoolowy urok, ale po tygodniu spędzonym tutaj, wiem już, że nie będzie to trwało wiecznie. Pozostaje mi wierzyć, że ta chwila potrwa jak najdłużej.