Lecieli na Rodos. Na miejscu odkryli, że ktoś ich okradł
Pewna para postanowiła złapać na greckiej wyspie ostatnie pomienie letniego słońca. Gdy jednak wysiedli z samolotu na Rodos, czuli, że coś jest nie tak. Kiedy dotarli do hotelu, okazało się, że intuicja ich nie myliła.
Wszystko zaczęło się na lotnisku w Manchesterze, skąd Dawn i Mark Bearsley wylatywali na urlop na Rodos. Już po wylądowaniu na greckiej wyspie Brytyjczycy zauważyli, że na bagażu Dawn brakowało kłódki. Zamek na walizce Marka był zaś przesunięty.
Z bagaży skradziono ubrania i akcesoria
Gdy dotarli do hotelu i dokładnie sprawdzili zawartość walizek, okazało się, że zniknęły z nich kosztowności o łącznej wartości ok. 800 funtów (ponad 4 tys. zł). Z bagaży skradziono m.in. zegarek, buty sportowe, czapki oraz koszulki. Niektóre ze skradzionych ubrań miały jeszcze metki i nigdy nie były noszone.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
- Skontaktowaliśmy się z EasyJet, ale oni po prostu nie chcieli nas słuchać. Byliśmy ciągle odsyłani do kogoś innego i nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Będę szczery, uważam, że przeglądanie cudzej własności jest obrzydliwe. Uważam, że trzeba podnieść świadomość, by upewnić się, że nie przytrafi się to większej liczbie osób - relacjonowała para, cytowana przez portal "The Mirror".
Brytyjczycy są zbywani przez linię lotniczą
Po powrocie z urlopu Brytyjczycy nadal próbowali uzyskać jakąkolwiek odpowiedź w sprawie skradzionych rzeczy, ale sprawa cały czas pozostawała nierozwiązana. Rzecznik prasowy EasyJet przekazał, że linii lotniczej jest przykro z powodu złego doświadczenia klientów.
"Traktujemy wszystkie tego rodzaju zarzuty bardzo poważnie i badamy je z naszymi bagażowymi w Manchesterze i Rodos, ponieważ ściśle współpracujemy ze wszystkimi naszymi partnerami na lotniskach, aby zapewnić bezpieczną obsługę bagaży naszych pasażerów" - powiedział rzecznik linii lotniczej, cytowany przez "The Sun".