Medycyna dawnych Inków: Zaawansowane metody chirurgiczne i rozpoznanie dzięki świnkom morskim
Szamani i uzdrowiciele byli wśród Inków bardzo szanowani. Ich poziom się jednak znacznie różnił – podczas kiedy jedni opierali się na nadprzyrodzonej sile, inni byli w stanie przeprowadzać też skomplikowane operacje czaszki. Jakie choroby najczęściej dotykały Inków? Jak je leczyli?
20.02.2020 18:22
Choroba wynikiem popełnionych grzechów
Inkowie czcili przede wszystkim boga słońca, którego ucieleśnieniem był sam monarcha. Wierzyli również w nadprzyrodzone moce. Jeśli były złe zbiory lub ktoś zachorował bez konkretnego powodu, to uważali, że przyczyną jest zły urok lub jest to kara za grzechy. Dlatego uzdrowiciel często był jednocześnie szamanem i kapłanem. Przeważnie stawali się nimi ci, którzy zostali uderzeni piorunem – byli wybrani przez Boga. Kiedy zwykły mieszkaniec zachorował, to wołano do niego tak zwanego hampi-kamaiok, dosłownie opiekuna lub uzdrowiciela.
Zobacz także
Zaklinanie drogą do uzdrowienia
Po zastosowaniu środka przeczyszczającego uzdrowiciel, masował ofiarę, z którego ciała na koniec "usunął" igłę lub kamień, eliminując "przyczynę choroby". Dopiero wtedy ewentualnie przepisywał lekarstwo. Odciążeniem od grzechów mogła być również spowiedź. Funkcję spowiednika sprawowali specjalni kapłani, tzw. Ichuri, którzy byli związani tajemnicą spowiedzi. Niezastosowanie się do niej groziło śmiercią.
Jak leczono za pomocą świnek morskich?
Popularną metodą w Imperium Inków było również "uzdrawianie świnkami morskimi". Zwierzęta te, które były bardziej dorodne niż te powszechnie znane w naszym kraju, miały ogromne znaczenie społeczne. Inkowie używali ich do pilnowania mieszkania (kiedy przychodził nieproszony gość, piszczały) oraz jako ofiary oraz pokarm. Podczas badania uzdrowiciel ocierał świnką morską ciało pacjenta i w pewnym momencie ją dusił. Następnie rozcinał świnkę morską i badał jej wnętrzności, aby zobaczyć, gdzie kryje się choroba.
Poddani ponosili winę za chorobę władcy
Najgorszą karą, jaką mogli ponieść Inkowie, była choroba władcy. Był uosobieniem Boga i sam nie mógł popełniać grzechów, więc to oni byli odpowiedzialni za jego chorobę. Nikt nie mógł być pewien, że nie zostanie ukarany śmiercią. Ponadto, z powodu choroby władcy, który był inkarnacją Słońca na ziemi, mogło ono zostać osłabione, co oznaczałoby katastrofę w postaci złych zbiorów i głodu. Dlatego rozpoczynano rytuały ofiarne na cześć bogów. Zwykle składano na ołtarzu świnki morskie, lamy, liście koki, ale również ludzi. Kiedy zachorowała żona władcy, to zostawała odrzucona, a on wybierał nową z grona swoich kochanek.
Prestiżowy z ryzykiem śmierci
Zawód uzdrowiciela miał prestiż społeczny, a jeśli osiągał on dobre wyniki, to mógł się znacząco wzbogacić. Jednak, jeśli chory zmarł, to śmierć groziła również temu, który go leczył, ponieważ popełnił morderstwo według standardów społeczeństwa Inków. Najsłynniejsi lekarze pochodzili ze szlachty i leczyli jedynie władców. Wiejscy uzdrowiciele byli raczej niższymi kapłanami i rzemieślnikami. Zielarzami stawali się często chorzy, którzy nie mogli wykonywać pracy na polu, ale z powodu pracy przymusowej musieli jakoś służyć społeczeństwu.
Wnętrzności świnki morskiej czy krew kondora?
Inkowie wykorzystywali także zwierzęta do leczenia, zwłaszcza ich krew. Krew kondora pomagała na nerwy, a lamy na choroby wysokościowe. Ciepłe wnętrzności świnki morskiej leczyły ból brzucha, a tłuszcz strusi zmniejszał obrzęk. Spreparowany wąż poprawiał sprawność seksualną, a użądlenie pszczół zmniejszało reumatyzm. Lekarze mieli także listę chorób, ponieważ Inkowie wierzyli, że ich nazwanie zmniejszy też ich siły. Nazwy były bardzo zwięzłe. Na przykład określali padaczkę jako "uderzanie sobą", a choroba nerek "zatrzymany przepływ".
Ospa dziesiątkuje
Inkowie znali malarię i żółtą gorączkę. Cierpieli na biegunkę i choroby układu oddechowego. Śnieżna ślepota (zapalenie oczu kończące się ślepotą) w górskich Andach lub kretynizm, upośledzony wzrost fizyczny i rozwój umysłowy nie były rzadkością. Wraz z nadejściem Europejczyków pojawiły się jednak choroby, których wcześniej Inkowie nie znali, takie jak ospa, świnka i gruźlica, dziesiątkujące populacje nawet o 90 proc.
Wyleczy cię dziura w czaszce
Inkowie byli prawdziwymi mistrzami w dziedzinie chirurgii, szczególnie podczas wykonywania tak zwanej trepanacji czaszki. Podczas walki często wykorzystywano broń, która powodowała uszkodzenia czaszki. Fragmenty kości w głowie zagrażały mózgowi i musiały zostać usunięte podczas operacji. Aby to zrobić, lekarze używali na przykład obsydianowych grotów, brązowych noży, skalpeli, pincety i igieł. Czasem używali srebrnych płytek do zakrycia rany, a kiedy indziej skórki dyni. Inkowie umieli ścisnąć tętnicę, aby nie krwawiła, znali gazę i tampony. Mogliby także przeprowadzać amputacje.
Ulgę w bólu przyniesie koka i bieluń
Podczas operacji stosowali środki znieczulające, ale żaden nie był w stanie powodować znieczulenia ogólnego. Znali bieluń, z którego pozyskiwano atropinę i wykorzystywali go przy narkozie, również Ayahuascę, znaną jako lianę duszy, która miała wpływ na centralny układ nerwowy. Poza tym nasiona drzewa vilca, które wciągano po sproszkowaniu.
Hiszpańscy zdobywcy doprowadzili do upadku silnego imperium
Końcem największego imperium indyjskiego było przybycie hiszpańskich zdobywców pod dowództwem Francisca Pizzara (1478–1541). Wykorzystał on spory w rządzącej rodzinie Inków oraz wewnętrzne konflikty w wielonarodowym imperium i zniszczył imperium w ciągu roku. Pomogły mu nie tylko choroby sprowadzone z Europy, lecz także lepszy sprzęt i znajomość taktyki. Dziś spuścizna Inków to przede wszystkim Peru, którego terytorium stanowił rdzeń tego gigantycznego imperium.
Tekst pochodzi z magazynu "Świat na dłoni"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl