Mój Mauritius. Jak zostałam agentką nieruchomości w raju
Jeśli myślicie, że na pewnym etapie życia na zmiany jest już za późno, jesteście w błędzie. Agata Wojcik mogłaby używać wymówek: mam kredyt, etat i trójkę dzieci, ale tego nie zrobiła. Zamiast tego została agentką nieruchomości na Mauritiusie.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Magda Owczarek: Sprzedajesz domy położone prawie 9 tys. kilometrów od Polski. Nie za daleko?
Agata Wojcik: Z pewnością nie można takiego domu traktować jako bazy na weekendowe wypady, ale na wakacje raz lub kilka razy w roku już tak. Pogoda jest tu dobra przez cały rok, często zdarzają się promocje na bilety lotnicze. A widoki, które czekają nas na Mauritiusie, naprawdę są warte trochę dłuższej podróży. Przekonałam się o tym podczas naszego pierwszego urlopu na wyspie, którego zresztą wcale nie planowaliśmy.
Najciekawsze historie często zaczynają się właśnie tak.
Była zima, zamierzaliśmy pojechać z mężem i dziećmi do Tajlandii. Wszystko mieliśmy zorganizowane – hotele, samochód, plan zwiedzania. Do ostatniej chwili czekaliśmy, aż spadną ceny biletów, co przy pięcioosobowej rodzinie ma znaczenie. Mój mąż, który prowadzi własną firmę, mógł wyjechać tylko w jednym terminie, ja też nie chciałam czekać kolejnych kilku miesięcy, potrzebowałam odpoczynku. Ustawiłam alerty cenowe na interesujące mnie kierunki. Tajlandia jak na złość nie chciała stanieć. Staniał za to Mauritius, o którym od dawna marzyłam. Zadzwoniłam do męża, ale nie spodobał mu się ten pomysł.
Dlaczego?
Bał się, że poza plażowaniem nie będzie tam co robić. Namówiłam go, żeby jeszcze to przemyślał. Spędził noc na wyszukiwaniu informacji o wyspie i stwierdził, że w sumie jest tam sporo do zobaczenia. Niestety, kiedy się namyślił, cena biletów zaczęła już iść w górę. Byłam wściekła! Szybko kupiłam te bilety, żeby nie zdrożały jeszcze bardziej. Mąż, który też miał taki zamiar, zadzwonił do mnie zmartwiony, że ktoś nas ubiegł i wykupił te bilety. Wtedy przyznałam mu się, że to ja.
Wakacje chyba się udały, skoro na stałe związałaś się z wyspą.
Po kupieniu biletów na dwa tygodnie przed wylotem rzuciliśmy się do szukania noclegów i dużego, rodzinnego samochodu, co nie jest takie proste. Unikamy hoteli w formule all inclusive, bo nie lubimy być przywiązani do stałych pór wydawania posiłków, wolimy zwiedzać i jeść po drodze. Wynajęliśmy cudowny apartament nad samym oceanem. Zjeździliśmy wyspę wzdłuż i wszerz. Urzekły nas tutejsze wodospady, malownicze wzgórze Le Morne, z którego roztacza się wspaniały widok na mieniący się różnymi kolorami ocean i Chamarel, czyli ziemia siedmiu kolorów – niesamowite zjawisko geologiczne, przypominające tęczę na ziemi. Naszym dzieciom najbardziej podobał się Vanilla Park, gdzie można z bliska oglądać żółwie olbrzymie. To były cudowne wakacje. Pamiętam jak dziś taki moment: dzieci bawią się w basenie, mąż się opala, a ja patrzę na bezkres oceanu i jakiś głos w środku mówi mi "To jest mój dom".
Ale każde wakacje kiedyś się kończą.
Kilka godzin przed wylotem łapaliśmy ostatnie promienie słońca na plaży. Nagle usłyszałam, jak ktoś obok mówi po polsku. Zobaczyłam młodą kobietę z dwójką dzieci. Przywitałam się i zapytałam, czy wracamy tym samym samolotem. Odpowiedziała, że tutaj mieszka, wyszła z dziećmi na plażę po pracy. Okazało się, że jest agentką nieruchomości na wyspie. Ponieważ już wcześniej w głowie zakiełkowała mi myśl o kupieniu na Mauritiusie domu, zaczęłyśmy rozmawiać. Na koniec wymieniłyśmy się kontaktami. Kiedy wróciłam do Polski, zaproponowała mi, czy nie chciałabym dołączyć do jej agencji i zostać agentką na Polskę i Europę Wschodnią.
Jak zareagowałaś?
Pomyślałam: czemu nie? To mogłaby być fajna odmiana. Miałam doświadczenie w marketingu, zakładaniu stron internetowych, pozycjonowaniu, mediach społecznościowych. Chciałam realizować ten projekt stopniowo, po godzinach. Ale szybko zrozumiałam, że godzenie rozwijania nowej firmy z pracą na etacie i opieką nad trójką dzieci jest niemożliwe. Wzięłam więc urlop wychowawczy, żeby móc poświęcać więcej czasu rodzinie, a przy okazji rozwinąć nową działalność.
Kto może sobie pozwolić na dom na Mauritiusie?
Ceny apartamentów zaczynają się od ok. 180 tys. dolarów (najmniejsze apartamenty mają ok. 100 m kw. powierzchni), czyli ok. 660 tys. zł. Od 2016 r. państwo daje obcokrajowcom nowe profity związane z zakupem nieruchomości (m.in. możliwość otrzymania rezydencji podatkowej). Obcokrajowcy mogą zaciągnąć kredyt hipoteczny nawet na 70 proc. wartości nieruchomości. Nieruchomości na Mauritiusie, poza rolą domu na wakacje, pełnią rolę inwestycji – zarabia się na wynajmowaniu ich przez resztę roku.
Słyszałam sporo historii o kłopotach z wykańczaniem domów w Afryce – niesolidne ekipy, biurokracja, kłopoty z kupieniem elementów wyposażenia. To nie brzmi zachęcająco.
Większość mieszkań i domów można kupić gotowych do zamieszkania, łącznie z urządzonym ogrodem i leżakami. A sytuacja na rynku nieruchomości jest sprzyjająca. Mauritius jest najszybciej rozwijającym się krajem w Afryce, poza tym państwo sprzyja inwestorom. Przykład: lokalne przepisy pozwalają na wynajem krótkoterminowy tylko akredytowanym agencjom, a nie osobom prywatnym, co chroni rynek przed zaniżaniem cen.
Sama znalazłaś już swój dom marzeń?
Mam ochotę kupić co drugi z tych, które pokazuję klientom. Na Mauritiusie poza piękną przyrodą odpowiada mi lokalna architektura, nastawiona na prywatność i współgranie z krajobrazem. Nie ma tu wieżowców ani hotelowych molochów, dominuje niska zabudowa o maksymalnie czterech kondygnacjach. Domy i osiedla otaczają tropikalne ogrody. Upatrzyłam już sobie jeden dom i jeden apartament. Mam w Polsce kredyt, więc musze chwilę zaczekać, ale wiem, że wybiorę północ wyspy. Klimat jest tu łagodniejszy, jest więcej sklepów, szkół, instytucji, a to ważne w planowaniu codziennego życia.
Rodzina cię wspiera w tych marzeniach?
Rodzice bardzo mi kibicują, siostra dołączyła do mojej firmy. Dopingują mnie też dzieci. Kiedy pracuję, tłumaczę im, że muszą uzbroić się w cierpliwość, bo mama musi zarobić na bilety na Mauritius. Pytają mnie, jak mi idzie i kiedy znowu polecimy. Mąż śmieje się czasem: "Ty i ten twój Mauritius!". Bo choć dużo podróżujemy, nigdzie nie podoba mi się tak jak tu. I nic na to nie poradzę!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Czy morskie olbrzymy wciąż rosną?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.