"Morskie Oko to śmietnik, a pstrągi dokarmiane są kanapkami". Turyści zachowują się w Tatrach koszmarnie
Najpiękniejsze tatrzańskie jezioro jest ofiarą swojej urody. Choć w ostatnich dniach jest tam kilkanaście stopni na minusie, to turystów nie brakuje. Ale to latem nad Morskim Okiem jest prawdziwe oblężenie. Nad brzegami trwa istny piknik, a resztki turystycznej biesiady trafiają niestety do wody. Zanieczyszczenie jeziora potwierdziły ostatnie badania naukowe.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Morskie Oko to jedna z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji w kraju i najliczniej odwiedzane miejsce w Tatrach. Z szacunków TPN wynika, że rocznie odwiedza je milion turystów. Szlak jest łatwy i możliwy do przejścia niezależnie od wieku i kondycji. Trudność trasy, którą porównuje się do zwykłej przechadzki po parku i ogólna dostępność słynnego górskiego jeziora są jednak jego największym przekleństwem.
Nad samym stawem w sezonie pierwsza nie rzuca się w oczy turkusowa toń, ale jarmarczny piknik, który latem trwa tu w najlepsze od rana do nocy. Zobaczyć można turystów w każdym wieku - grupy kolonistów, rodziny z dziećmi w wózkach, ekipy młodzieżowe robiące selfie i zakochane pary. Ruch jak na Krupówkach. Słychać głośne śmiechy, sporo osób pije piwo, a jadłodajnia w schronisku pęka w szwach.
Obok schroniska stoi stragan z popcornem, a jeszcze na szlaku, kilkaset metrów przed stawem, mamy możliwość zakupu gofrów, lodów włoskich i mrożonych napojów we wszystkich kolorach tęczy. Dzieci namawiają rodziców na kolejne smakołyki, a interes kwitnie. Potem wszyscy rozkładają się nad stawem i konsumują. Czasem do wody wpadnie butelka, czasem papierek po cukierku. Patrząc na ten gigantyczny piknik łatwo zapomnieć, że jesteśmy w górach, na terenie parku narodowego.
Niestety na negatywne skutki tej sytuacji nie trzeba było długo czekać. Widać to czarno na białym w wynikach badań naukowców z Uniwersytety Warmińsko-Mazurskiego. Projekt właśnie się zakończył, a trwał od 2013 roku. Dotyczył ryb oraz roślin bytujących w wodach Tatrzańskiego Parku Narodowego. Przy okazji na światło dzienne wyszły fakty, które źle świadczą o turystach odwiedzających Tatry.
Tatrzańskie stawy, a przede wszystkim Morskie Oko, są po prostu zanieczyszczone. - Stawy położone na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego powinny być ubogie w materię organiczną. W wysokich górach nie ma rolnictwa, przemysłu, zabudowy mieszkalnej, a co za tym idzie nie powinno być także dopływu dużej ilości materii organicznej. Niestety, środowisko wodne jest zanieczyszczone biogenami - związkami azotu i fosforu - mówi dr inż. Piotr Dynowski.
W Morskim Oku naukowcy znaleźli rdestnicę szczeciolistną, w Małym Stawie (Dolina Pięciu Stawów) jaskier skąpopręcikowy – obu gatunków nie powinno tam być. Problem dotyczy przede wszystkim tego pierwszego zbiornika, gdzie roślinności wodnej jest bardzo dużo i, jak mówią naukowcy, zwiększa ona cały czas swój zasięg. Wszystkiemu winni są turyści. Zdanie naukowców jest jednoznaczne: Morskie Oko jest jak śmietnik.
– W wodzie pływają kanapki, plastikowe butelki, widać na wodzie plamy po kremach do opalania. Pojawiają się zakwity glonów. Jezioro ulega degradacji, staje się eutroficzne – wylicza dr Dynowski. - Zaobserwowaliśmy także, zwłaszcza nad Morskim Okiem, że pstrągi nauczyły się zjadać resztki jedzenia wrzucanego do wody przez turystów, ba, nawet sami widzieliśmy takie "dokarmianie" – mówi naukowiec.
Sytuacja wydaje się być fatalna. Zapytaliśmy władze TPN, co robią żeby przeciwdziałać takim zachowaniom.
- Informacje odnośnie zachowania się na terenie parku, znajdują się wszędzie. Na stronie internetowej, na tablicach na terenie parku oraz na ulotkach, które rozdajemy turystom. Także w języku angielskim – mówi Wirtualnej Polsce Edward Wlazło, komendant Straży Tatrzańskiego Parku Narodowego. - Niestety świadomość turystów jest czasem bardzo uboga. Idą nad Morskie Oko, niosą ze sobą puszkę piwa czy coli i wyrzucają ją, a taka puszka rozkłada się do 300 lat. Jeżeli pracownicy parku tego nie posprzątają, to zalega – przyznaje.
Komendant podkreśla, że strażnicy cały czas starają się zwracać uwagę turystom, niestety często spotyka się to z nieprzychylną reakcją.
- Ostatnio na moich oczach mężczyzna wyrzucił puszkę po piwie. Zapytałem, dlaczego tak zrobił. Powiedział tylko "to ja tu już więcej nie przyjadę". Był to mężczyzna wykształcony, w poważnym wieku, a zachował się jak dzieciak – mówi Wlazło. - Niestety mentalność społeczeństwa jest, jaka jest. Ludzie różnie reagują, gdy strażnik chce grzecznie zwrócić uwagę. Zdarza się, że reagują krzykiem, hałasem, czasem wulgarnie. Na szczęście jest to sporadyczne.
Tatrzański Park Narodowy nie chce jednak tylko karać. Kładzie duży nacisk na edukację przyszłych pokoleń. - Organizujemy spotkania w szkołach. Mamy cały zespół, który zajmuje się uświadamianiem dzieci i młodzieży. Chcemy dotrzeć do ludzi, żeby podnieść ich świadomość przyrodniczą – mówi Wlazło. – TPN działa prężnie i jest to dobrze zorganizowane. Teraz pozostaje liczyć na dobrą wolę osób, które są na szkoleniach – kończy komendant.
I nam pozostaje mieć nadzieję, że świadomość turystów się zmieni i kiedyś znów będą wybierać się na szlak z tabliczką czekolady i własnym termosem z herbatą, a nie będą liczyć na zakup piwa i gofra z bitą śmietaną, którego część wyląduje w stawie.
Niesforni turyści w Zakopanem. Zobacz wideo!
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.